W czwartek 5 grudnia bitcoin osiągnął rekordową wartość, przekraczając psychologiczną granicę 1 BTC za 100 tys. dolarów, czyli ponad 400 tys. złotych. Potrzeba trochę elektroniki i można stać się milionerem… o ile twoja instalacja wcześniej nie spłonie. Taka sytuacja wydarzyła się na Wydziale Prawa Uniwersytetu Wrocławskiego, gdzie w piwnicy odkryto nielegalną kopalnię kryptowaluty.
Reklama.
Do tej głośnej sprawy doszło 14 października w Uniwersytecie Wrocławskim. Kopalnia znajdowała się w piwnicy jednego z budynków Wydziału Prawa. Poszła z dymem, na skutek zwarcia.
Samo kopanie nie jest nielegalne, ale kradzież energii elektrycznej już tak. I odpowiadają za to właściciele takich instalacji.
Zacznijmy od tego, czym one są. Jest to trochę skomplikowane.
Pod określeniem "kopania" kryją się procesy matematyczne wykonywane przez komputery. Kopalnie to nic innego jak instalacja założona w celu potwierdzania transakcji wsieci blockchain.
Co to jest blockchain?
To tak zwana wirtualna księga transakcji. System przechowywania informacji, chronologiczne zapisujący obrót bitcoinem. Gdy osoby przesyłają bitcoiny za pomocą kolejnych transakcji, "górnik" zbiera kolejne wpisy do nowego bloku. Czyli jego komputer musi najpierw sprawdzić, czy wszystkie transakcje w bloku są poprawne (np. jeśli ktoś ma jednego bitcoina, a przesłał dwa, to transakcja jest niepoprawna).
Jeśli wszystkie elementy nowego bloku się zgadzają, sprzęt górnika musi jeszcze rozwiązać tzw. cryptographic hash – zaszyfrowaną wiadomość, która broni przed dodawaniem fałszywych bloków do łańcucha.
To właśnie ostatni element wymaga znacznej mocy obliczeniowej. Po zakończeniu procesu kolejny blok jest dodawany do łańcucha. Górnik wykonał "kopanie" i otrzymał tzw. proof-of-work. Udowodnił, że zadziałał na rzecz systemu, a w zamian jest nagradzany ustaloną ilością krypotwaluty.
Dlatego do kopania bitcoinów stosuje setki urządzeń, wyposażonych w potężne chipy i karty graficzne (co wywołuje często niedobory najnowszych modeli na rynku), które w dodatku stale trzeba wymieniać na lepsze.
A jak wspominaliśmy na wstępie, kurs BTC leci do nieba i nie widać, aby miał wyhamować.
Zużycie energii większe niż ponad setka państw
Mamy więc gromadę urządzeń wykonujących non stop operacje matematyczne na maksymalnych obrotach. Od lat mówi się o tym, że kopalnie kryptowalut pożerają ogromne ilości energii. Państwa oferujące tani prąd stają się rajami dla kopaczy (jak było z Islandią), a przykłady pokazują, że kopalnie mogą od prądu odłączyć całe regiony. Zalecane minimum dla instalacji to 1200 W.
Jak raportowaliśmy na INNPoland, wedle danych Powercompare.co.uk w 2017 roku ilość energii, którą wykorzystano w tym roku do wykopywania bitcoinów, okazała się większa niż roczne zużycie energii w 159 krajach świata.
W 2023 roku, wedle Crypto.com kopanie BTC pochłania 145,9 terawatogodzin, więcej niż w 169 krajach świata. To dwie pozycje niżej za rocznym zużyciem energii w Polsce. A nawet sama transakcja w bitcoinie potrzebowała więcej energii elektrycznej, niż miesięcznie zużywało amerykańskie gospodarstwo domowe.
I to pomimo wysiłków, aby zredukować ślad węglowy w kopaniu kryptowalut, m.in. przechodząc na energie odnawialne.
Kradzież energii przy kopaniu kryptowalut
Polska nie należy do krajów z tanią energią. Więc aby nie zbankrutować do wydobycia pierwszego BTC, bitcoinowi górnicy kombinują i podpadają pod paragraf kradzieży energii elektrycznej.
W przypadku miejsc takich jak urzędy albo komenda policji, za kopanie kryptowalut płacą podatnicy. To są straty liczone w milionach złotych miesięcznie. Inną metodą, jak pokazuje przykład warszawski, jest tworzenie piramidy finansowej i dojenie inwestorów.
Taka skala poboru energii sprawia, że prędzej czy później wpadają. Czy to ktoś zobaczy astronomiczny rachunek za energię, czy dojdzie do spięcia, bo instalacja nie wytrzyma. Jednak nawet chwila kopania może opłacać się kombinującym, szczególnie gdy bitcoin został rozdmuchany do kolosalnej wartości.
W 2019 roku koparka do kryptowalutw Urzędzie Gminy Polkowicedziałała w biurze 24 godziny na dobę przez rok, nabijając rachunek za kilka tysięcy złotych. Podejrzani użytkownicy mogli zarobić od kilku to kilkunastu tysięcy złotych.
W tamtym okresie BTC zakończył rok na wartości 7,193.60 dolarów. W tym roku może zbliżyć się nawet do 120 tys. dolarów. Jeden bitcoin może więc być warty więcej niż mieszkanie w Warszawie.
Czy to wywoła nowy trend i coraz więcej podmiotów zobaczy przerażające rachunki za prąd? Zapytaliśmy o to Centralne Biuro Zwalczania Cyberprzestępczości i czekamy na odpowiedź.