Igrzyska się skończyły, spółka została. Na same pensje wydaje milion miesięcznie

Konrad Bagiński
25 września 2023, 12:39 • 1 minuta czytania
Kurz po Igrzyskach Europejskich dawno opadł, ale spółka, która je organizowała, działa dalej. Co więcej: 3 miesiące po zakończeniu imprezy, ciągle wydaje miesięcznie milion złotych na wynagrodzenia setki pracowników. Prezes tłumaczy, że potrzebuje tylu osób, bo na spółkę co chwila nasyłane są kontrole.
Organizację Igrzysk Europejskich koordynował Jacek Sasin, który zyskał tytuł pełnomocnika rządu ds. koordynacji działań przygotowawczych do organizacji Igrzysk Europejskich w 2023 roku. Artur Barbarowski/East News
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Pierwsze edycje Igrzysk Europejskich nie cieszyły się wielkim prestiżem i popularnością. Trzecia edycja odbyła się w Polsce, w Krakowie miała miejsce impreza otwarcia. Politycy PiS zostali podczas niej wygwizdani. Szczególnie brutalnie został potraktowany Jacek Sasin, bądź co bądź... sponsor tej imprezy. Tak pisaliśmy w INNPoland.pl w czerwcu.


Potem (w sierpniu) okazało się, że sponsor imprezy nie poczuwa się do zapłacenia firmom, którym zlecił jej przygotowanie. Jak pisaliśmy w INNPoland.pl, prawie dwa miesiące od zakończenia imprezy ok. 140 firm nie dostało pieniędzy za swoje usługi.

Teraz mamy koniec września. Rachunki ponoć zostały "już" uregulowane, ale okazuje się, że mamy kolejną dziwną sprawę. Formalnie imprezę organizowała spółka Igrzyska Europejskie 2023. Tworzą ją przedstawiciele Ministerstwa Sportu, Urzędu Marszałkowskiego Województwa Małopolskiego i miasta Kraków.

Igrzyska zakończyły się 2 lipca. A spółka ciągle działa. Ba, wydaje około miliona złotych miesięcznie na pensje prawie setki pracowników.

Jak pisze Wyborcza.pl, na czele spółki stoi Marcin Nowak, który został prezesem 17 maja 2022 r. i – jak wynika z jego oświadczenia majątkowego – w ciągu siedmiu miesięcy zarobił w spółce blisko 200 tys. zł, co daje 28,5 tys. zł miesięcznie.

Co robi spółka prawie 3 miesiące po zakończeniu igrzysk?

Sam fakt, że spółka działa jeszcze jakiś czas po końcu imprezy, nie dziwi. W końcu igrzyska trzeba rozliczyć, spisać raporty, podsumować działalność. Ale od zakończenia imprezy minęły niemal trzy miesiące, a zatrudnienie w spółce ciągle ma 98 osób, których przeciętne miesięczne wynagrodzenie wynosi 10,9 tys. zł brutto. Do tego dochodzi czteroosobowy zarząd.

Jak pisze "Gazeta Krakowska", Janusz Kozioł, wiceprezes spółki Igrzyska Europejskie 2023 i równocześnie doradca prezydenta Krakowa ds. rozwoju kultury fizycznej tłumaczył krakowskim radnym, że "dotacje finansowe musimy rozliczyć z Ministerstwem Finansów do 15 grudnia". Dodał też, że na 30 marca przyszłego roku wyznaczono "wykonanie pełnego sprawozdania wobec Stowarzyszenia Europejskich Komitetów Olimpijskich". Tylko czy zajmować ma się tym ciągle 98 osób?

Najwyraźniej tak. Spółka ciągle utrzymuje duże biuro, a nawet... dwa mieszkania. Jak wyjaśnił "Wyborczej" prezes spółki Marcin Nowak, te wynajęto z myślą o ekspertach, których firma ściąga z Wrocławia, Gdańska, Poznania czy Warszawy.

– Powiedzmy sobie szczerze, 10 tysięcy złotych brutto pensji, to nie są kokosy – mówi "Wyborczej" Nowak. – Musieliśmy ich zwabić czymś atrakcyjnym, na przykład opłacając pobyt w mieście – dodaje.

A ci ludzie muszą nie tylko gdzieś spać, ale i coś jeść. Chyba właśnie w ten sposób można wyjaśnić tajemnicę umowy z jedną z krakowskich restauracji. Wspomniana umowa jest ważna do 20 listopada 2023 roku, czyli przez 5 miesięcy od igrzysk.

– Przed nami nie tylko wyzwanie polegające na sprawnej obsłudze kontrolerów i przygotowaniu dla nich tonażu dokumentów, ale i opracowaniem raportów poigrzyskowych, między innymi do Europejskiego Komitetu Olimpijskiego. To ciężka praca, wymagająca wiedzy eksperckiej. Z każdym miesiącem liczba zatrudnionych przez nas osób będzie sukcesywnie spadać. Do końca roku pozostanie ich zaledwie kilkanaście – zapowiedział Nowak podczas konferencji prasowej.

Dodał, że tak duża liczba osób wciąż pracujących przy zakończonych igrzyskach jest spowodowana między innymi... kolejnymi kontrolami nasyłanymi na spółkę.

Ile kosztowały Igrzyska?

Z ujawnionych przez małopolskich radnych z zespołu "Przejrzysta Małopolska" danych wynika, że za ceremonie otwarcia i zamknięcia imprezy kosztowały 23 mln zł. Prawie 150 tysięcy kosztował zegar odmierzający czas do rozpoczęcia igrzysk. Dodatkowe 25 tys. zł trzeba było zapłacić za wynajem powierzchni, na której stał.

Znicz olimpijski (projekt i wykonanie) kosztował 787 tysięcy złotych, na oprawę muzyczną poszło 1,4 mln. 2,5 mln zł złotych kosztowały usługi kierowców, a 300 tys. wydano na... krawaty i spinki.

Prawie 680 tysięcy pochłonęły usługi krakowskiej restauracji Miód Malina. I to właśnie z nią umowa obowiązuje do 20 listopada.

Jak pisaliśmy już w INNPoland.pl, na Igrzyska Europejskie wydaliśmy ok. 2 miliardów złotych. Z tej sumy mniej więcej 3/4 to inwestycje, pół miliarda – bezpośrednia organizacja. To i tak niewiele, bo Azerbejdżan na organizację pierwszych igrzysk wydał aż 6,5 miliarda dolarów.

Jak przypomina "Rzeczpospolita" przeprowadzenie imprezy (chodzi o same koszty organizacyjne) to co najmniej 466 mln zł. Tyle wynosił budżet komitetu organizacyjnego, na który złożyły się rząd, Kraków i województwo małopolskie. Budżet wojewódzki pokrył 100 mln, kolejne 100 mln poszło z miejskiej kasy.

A ile wydał rząd? Około miliarda złotych. Samo wykupienie licencji na organizację imprezy od Europejskiego Komitetu Olimpijskiego kosztowało 160 mln. Pół miliarda pochłonęły inwestycje w Krakowie (350 mln na infrastrukturę, 150 mln na obiekty sportowe), 100 mln poszło na rozbudowę baz w innych miastach małopolski (Zakopanem, Tarnowie i Krynicy-Zdroju).

Niestety do dziś nie znamy szczegółowego rozliczenia kosztów. Krakowscy radni złożyli nawet w tej sprawie zawiadomienie do Najwyższej Izby Kontroli. Kontrola NIK już się rozpoczęła.