Kaczyński popłynął. Pomylił inflację z cenami i ogłosił się drugim najlepszym władcą po Mieszku I

Konrad Bagiński
08 października 2023, 15:51 • 1 minuta czytania
Według Jarosława Kaczyńskiego Polska w ciągu kilkunastu lat dogoni pod względem poziomu życia najbogatsze kraje Europy. I będzie to największy sukces od 966 roku, gdy Mieszko I przyjął katolicki chrzest. Na partyjnej konwencji opowiadał dużo innych ciekawych historii, gubiąc się w podstawowych pojęciach ekonomicznych.
Jarosław Kaczyński już kiedyś stwierdził, że nie ma wielu mądrzejszych ludzi od niego. Teraz poszedł o krok dalej Lukasz Szelag/REPORTER
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

– Polska w ciągu kilkunastu lat może dojść do czegoś, czego nie było od 966 roku nigdy. Do poziomu życia najbogatszych państw w Unii Europejskiej. To będzie sukces tysiąclecia – mówił Jarosław Kaczyński podczas konwencji Prawa i Sprawiedliwości w Lublinie.


Tu warto dodać, że tak w zasadzie to powinno chodzić o rok 1993, bo wtedy powstała UE. Ale w ten sposób Kaczyński nie dałby rady powiązać swoich rządów z osobą Mieszka I. No i mówiłby co najwyżej o sukcesie 30-lecia.

– Mamy dzisiaj, szanowni państwo, 86 proc. poziomu życia przeciętnego w Unii Europejskiej, czyli takiego poziomu życia, na który składa się ten poziom także w krajach bardzo bogatych – oświadczył i zapewnił, że je gonimy.

– Wyobrażacie to sobie państwo? Polska w ciągu kilkunastu lat może dojść do czegoś, czego nie było od 966 roku nigdy. To znaczy do poziomu życia najbogatszych państw w Unii Europejskiej. Do poziomu życia, o którym kiedyś nawet nie mogliśmy marzyć. To będzie sukces tysiąclecia – mówił prezes PiS.

Wśród krajów "bardzo bogatych wymienił" Holandię, Austrię, Szwecję czy Belgię.

– Później są Niemcy, które są bardzo bogate i to mają przeszło 80-84 mln w tej chwili ludności. No i są te nieco mniej bogate kraje, które troszkę jakby przegrywają ten wyścig, to jest Francja, poza Unią Europejską dziś Anglia, to są Włochy – jeszcze biedniejsze, jeszcze trochę biedniejsza Hiszpania. Otóż my do Hiszpanii, Włoch, to naprawdę mamy teraz 80 proc. PKB – mówił Kaczyński, żonglując cyferkami.

Kiedy dogonimy inne kraje Europy?

– Do Anglii, Francji, może 8, może 10 lat w zależności od koniunktury. Do tych bogatszych, kolejna jest Finlandia, ma 109 proc., bo potem są już Niemcy, 117 proc. przeciętnej europejskiej, to jeszcze tylko kilka lat – tak Kaczyński oceniał szybkość, z jaką gonimy europejskie wskaźniki zamożności.

Trudno powiedzieć, z jakich danych korzystał Kaczyński. Już od dawna opowiada o tym, jak szybko gonimy Europę i wymienia kolejne kraje, które są tuż, tuż przed nami. Wszystko wskazuje na to, że tym razem sięgnął po publikowany przez Eurostat wskaźnik AIC.

To wyliczenia dotyczące rzeczywistej konsumpcji indywidualnej. W 2022 osiągnęliśmy 86 proc. unijnej średniej AIC. Ale nie musimy gonić Hiszpanii czy Portugalii, bo już je wyprzedziliśmy. Tak samo jak wyprzedziliśmy Grecję, Czechy, Maltę i kilka innych państw. Trudno więc powiedzieć, o czym mówił Kaczyński. Tym bardziej że w te opowieści wplótł też wskaźnik PKB na osobę.

Kaczyński mówi o inflacji

Z równie wielką swobodą podszedł do komentowania najnowszych danych o inflacji. Jarosław Kaczyński podczas spotkania z wyborcami w Białymstoku mówił, że "od sześciu miesięcy ceny w gruncie rzeczy już nie rosną, a rok do roku spadły już powyżej ośmiu procent".

To oczywista nieprawda. Kaczyński być może mówił o poziomie inflacji, który znów nieco wyhamował. Przypomnijmy: 8,2 proc. rok do roku – tyle wyniosła inflacja we wrześniu według wstępnego szacunku GUS.

We wrześniu najbardziej drożały żywność i napoje bezalkoholowe, ich ceny poszły w górę o 10, proc. O 9,9 proc. zdrożały nośniki energii. A paliwo staniało o 7 proc., i to ono odpowiada za stosunkowo niski odczyt wrześniowej inflacji.

Jak wcześniej informowaliśmy w INNPoland, NBP przed wyborami wzmacnia kampanię informacyjną, w której podkreśla, że ceny już nie rosną. I tym tropem poszedł najwyraźniej Kaczyński.

I najwyraźniej też nie wie, że wpisy NBP w sieci doczekały się specjalnych oznaczeń tłumaczących, jak działa inflacja. Wybuchło również oburzenie: "We wrześniu 2022 r. mieliśmy inflację na poziomie 17,2 proc. W tym roku mamy jeszcze dodatkowe 8,2 proc. Nie miejcie ludzi za idiotów, proszę" – brzmi jeden z komentarzy.

W ujęciu miesiąc do miesiąca ceny faktycznie stoją w miejscu (nie wszystkie, to też efekt tzw. sezonowości, część rośnie). Jednak w skali roku właściwie wszystko zdrożało o kolejne 8,2 proc. – to pierwszy fakt. Drugi jest taki, że za zaniżenie inflacji odpowiadają też niższe od rynkowych ceny na stacjach paliw.

Duży udział w zbiciu inflacji miał prezes Orlenu Daniel Obajtek. Kierowany przez niego koncern sztucznie obniżył hurtowe ceny paliw. Potem w całym kraju doszło do masowych "awarii" dystrybutorów. Tak Orlen tłumaczy brak paliw na swoich stacjach. I tylko złośliwcy mogą przypomnieć słowa Daniela Obajtka z kwietnia br., gdy to, jak działa rynek paliw, tłumaczył w RMF FM. Tłumaczył też, dlaczego nie mógł obniżyć cen, gdy rynkowo powinny być niższe.

– Czy paliwo może być tańsze? Owszem może, tylko za dwa tygodnie go nie będzie – zapewniał prezes Orlenu Daniel Obajtek. Przestrzegał wtedy, że działanie takie, jak widzimy dziś, będzie groziło chaosem.

Im bliżej wyborów, tym jednak widmo chaosu się oddalało. Jak widać w praktyce (kolejki na stacjach i braki paliw) – przedwcześnie.