Tego wolałem nie wiedzieć. Poseł z czerwoną kartką dostanie furę kasy na otarcie łez [FELIETON]

Konrad Bagiński
17 października 2023, 15:10 • 1 minuta czytania
Jak co 4 lata w Sejmie i Senacie nastąpi pewna wymiana kadr. A czy wiecie, że jak ktoś nie dostał się po raz kolejny do parlamentu, to państwo nie da mu zginąć z głodu? Były poseł lub senator dostanie odprawę! I to w wysokości jakichś pięciu średnich pensji w sektorze przedsiębiorstw.
Poseł Cymański już wie, że jego czas w Sejmie dobiegł końca. Ponad 30 tys. zł odprawy pomoże mu w ukojeniu żalu Karol Makurat/REPORTER
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Jak to możliwe? Uposażenie poselskie wynosi 12 826,64 zł brutto. Oznacza to, że posłowie, którzy nie zostali wybrani na kolejną kadencję, otrzymają odprawy w wysokości 38 479,92 zł. A średnia pensja w sektorze przedsiębiorstw (czyli płacącym najlepiej) wynosi teraz coś ponad 7500 zł brutto. Przeciętny Kowalski i przeciętna Kowalska zarabiają o wiele gorzej.


Szczerze mówiąc, jestem istnieniem tych odpraw lekko zbulwersowany. Dlaczego? Do Sejmu czy Senatu nie dostało się tym razem sporo osób, które żyły z parlamentarnych pieniędzy przez lata.

Niektórych mi nie żal, za częścią będę tęsknił, ale nie zmienia to faktu, że wypłacanie posłom czy senatorom odprawy uważam za delikatnie niemoralne.

Bycie posłem to umowa-zlecenie

Wybierając posła albo senatora zawieramy z nim umowę: przez 4 lata będziesz w parlamencie. Co będzie potem? Nie wiadomo. To zależy od ciebie. Jeśli się sprawdzisz, ludzie poznają cię z dobrej strony, być może wybiorą cię na swojego przedstawiciela ponownie. Ale gwarancji nie masz.

To coś jakby umowa zlecenie albo umowa na czas określony. Przez 4 lata masz zagwarantowane niezłe pieniądze za niewiele obowiązków. Dostaniesz kasę na biuro, na pracowników, na transport. Problemów finansowych mieć nie będziesz. A im lepiej będziesz pracował, tym większa twoja szansa na ponowny wybór.

Dlatego jak ktoś wypada z Sejmu czy Senatu, moim zdaniem nie powinien dostawać ani grosza. Czy pracownik po okresie zatrudnienia na czas określony przychodzi po odprawę? Nie. Czy po wykonaniu dzieła albo zlecenia przychodzi się do pracodawcy po premię? Nie.

Jak się sprawdzisz i nie ma nikogo lepszego na twoje miejsce, może ponownie dostaniesz jakąś fuchę. No i jak jest zapotrzebowanie na twoją pracę. Ale pewności w żadnym z tych trzech punktów pewności nie ma.

Więc jakim cudem poseł czy senator dostaje jeszcze ponad 30 tysięcy na otarcie łez po wypadnięciu z parlamentarnej listy płac?! No bardzo przepraszam, twój czas minął. I mówię to zarówno w odniesieniu do posłów, których nie lubię, jak i tych, do których mam szacunek.

Jedni zachowują się z klasą i dziękują ludziom, którzy na nich głosowali. Inni bełkoczą coś o tym, że naród nie dorósł do swojej roli, a wyborcy są głupi i zmanipulowani.

Były poseł nie znajdzie pracy?

Sprawa odpraw jest tym dziwniejsza, że przecież parlament składać powinien się z ludzi raczej inteligentnych, obrotnych, dla których znalezienie sobie nowego zajęcia nie powinno stanowić problemu. Niestety, spora część posłów pełni rolę maszynek do głosowania, dzielnie wciskając przyciski i nie przejawiając żadnej kompletnie inicjatywy.

O, choćby taki Przemysław Czarnecki (PiS), znany głównie z pobytu na izbie wytrzeźwień, z której odebrała go mama. I z tego, że jest synem Ryszarda Czarneckiego. Znanego z tego, że wyłudzał pieniądze na paliwo z Parlamentu Europejskiego, twierdząc, że dojeżdża do Brukseli zezłomowanym fiatem punto w wersji cabrio.

Ale wracając do Przemysława Czarneckiego: przez 4 lata na mównicę wyszedł raz. Tym bardziej nie widzę sensu, żeby takim osobom płacić za to, że tych przycisków w Sejmie nie wciskają.

I nie widzę powodu wypłacania odprawy żadnemu odchodzącemu posłowi. Głośno jest o tym, że do Sejmu nie dostała się tym razem Iwona Śledzińska-Katarasińska (KO). Ale ona w sejmowej ławie ma... 31 lat stażu. Dziewięć kadencji, w sejmie od 1991 roku. Pani posłanka ma dziś 82 lata.

Do Sejmu nie dostał się też Zbigniew Girzyński (PiS). Łącznie ma 4 kadencje stażu i chyba już wystarczy. Macieja Gdulę z Lewicy bardziej cenię jako socjologa, niż posła. Z sejmowej ławy wylatuje po kompromitującym wyniku (w zasadzie cała jego kadencja była kompromitacją) Janusz Korwin-Mikke (już sam nie wiem z jakiej partii).

Po łącznie 6 kadencjach (!) z Sejmem żegna się Tadeusz Cymański (PiS). Poseł znany, ale czy on tak naprawdę wnosił coś do parlamentu poza dobrym humorem? Suweren zdecydował, że nie bardzo.

Więc czemu mamy jeszcze coś tym ludziom płacić? Takie trzydzieści kilka tysięcy na otarcie łez? Przez ostatnie 4 lata zarabiali naprawdę godziwe jak na polskie warunki pieniądze, mieli szereg przywilejów, niezbyt ciężką pracę. I zerową odpowiedzialność, z której część bardzo chętnie korzystała. Teraz zaś nadszedł czas rozliczenia. Czas na nowe rozdanie.