Cud w polskim górnictwie. Wydobycie spada, ale kopalnie poprawiły jeden czynnik – zatrudnienie
Kilka tygodni temu poznaliśmy wyniki polskiego górnictwa. W 2023 udało się wydobyć 49 milionów ton węgla. Portal wysokienapiecie.pl zestawił to z danymi historycznymi i okazało się, że ten sektor w kwestii wydobycia cofnął się... o 100 lat. To nie żart. Ostatnio tak niskie wydobycie mieliśmy w 1910 roku, gdy na powierzchnię wyciągnięto 47 mln ton węgla.
A kilka dni temu poznaliśmy poziom zatrudnienia w górnictwie. Katowicki oddział Agencji Rozwoju Przemysłu wyliczył, że w grudniu 2023 r. w górnictwie pracowały 76 123 osoby (w przeliczeniu na etaty). Rok wcześniej było to 75 470 osób. Czyli wydobycie spada, zatrudnienie rośnie.
Jak to możliwe?
Przecież węgla mieliśmy mieć na 200 lat, zaś popyt na niego miał być ciągle niesamowity. Przecież rządowe prognozy głosiły, że w 2030 roku w Polsce będzie się wydobywać 60 mln ton węgla rocznie. Co więcej: my, Polacy, mamy utrzymywać ten sektor aż do roku 2049.
No bo przecież jest potrzebny, bez węgla to my zginiemy. Aż tu nagle z twardych danych (wyliczenia PAP, nieco różnią się od danych ARP) wyszło, że w całym 2023 r. polskie kopalnie nie tylko wydobyły ok. 4,5 mln ton węgla kamiennego mniej niż rok wcześniej (łącznie ok. 48,3 mln ton, wobec ponad 52,8 mln ton w tym samym okresie 2022 r.), ale i sprzedaż krajowego surowca była mniejsza o ok. 6,2 mln ton (ok. 46,2 mln ton wobec ok. 52,4 mln ton przed rokiem).
Przez 10 miesięcy 2023 roku kopalnie co miesiąc wydobywały więcej węgla, niż sprzedawały. Tylko we wrześniu i grudniu udało im się sprzedać nieco więcej, niż wydobyć. Efekt jest taki, że mamy całkiem sporo węgla, który już został wydobyty i jest powoli sprzedawany. W grudniu na zwałach leżało 4,2 mln ton niesprzedanego węgla. Rok wcześniej ten "zapas" był o 2 mln ton mniejszy.
Powinno to pociągnąć za sobą zmniejszenie wydobycia, bo po co kopać węgiel, który się nie sprzedaje. No i zmniejszenie zatrudnienia, bo po co płacić ludziom za wydobywanie węgla, który się nie sprzedaje.
Górnicy kosztują nas coraz więcej
Ale w polskim górnictwie niewiele rzeczy dzieje się tak, jak powinno. Bo ten sektor nie musi martwić się o to, czy jest rentowny. Rządowy program (powstał za rządów PiS) dla górnictwa zakłada, że do 2049 roku utrzymanie sektora będzie nas kosztowało... 100 mld złotych. Już teraz okazało się, że ratowanie PGG i Tauron Wydobycie wymaga wyłożenia ok. 7 mld złotych.
Warto jeszcze nadmienić, że w Polsce spada nie tylko wydobycie, ale i jego wydajność. W sumie nie powinno to dziwić, bo skoro spada ilość "czarnego złota" wyciąganego na powierzchnię, a rośnie liczba górników, to nie może być inaczej.
Jednak skala wydajności polskiego sektora górniczego jest światowym ewenementem. W Polsce w latach 2002 – 2017 efektywność polskich kopalni wynosiła około 0,29 - 0,41 tony na osobę na godzinę. To 300 – 400 kilo węgla.
W tym samym czasie w USA w kopalniach podziemnych wydobywano 4,22 – 4,76 tony na godzinę. Czyli 12-14 razy więcej, w przeliczeniu na jednego górnika. A w kopalniach odkrywkowych w USA wydobywano aż 16,5 – 18,2 tony na osobę w ciągu godziny. To od 40 do 70 razy więcej.
Wspomniane 100 mld złotych można zestawić z kosztami budowy w Polsce elektrowni jądrowej. Ta pierwsza z trzema blokami o mocy 1200 MW każdy, również ma kosztować ok. 100 mld złotych.