GMO, porno, elektryki... Coś nam w świecie nauki i technologii poszło nie tak [OKIEM BAGIŃSKIEGO]
Doskonale pamiętam, jak jeszcze w latach 90. naukowcy zapewniali, że GMO to ratunek dla świata. Bo będzie można hodować takie gatunki roślin, które będą rosnąć na jałowych glebach, niemal wszędzie, a i tak będą ładne i pożywne. Że dla wielu krajów będzie to wręcz błogosławieństwo, bo nie będą zależne od importu żywności, że będą mogły same się wyżywić.
Ale coś poszło nie tak. Owszem, mamy choćby słynny złoty ryż. To specjalny gatunek, który syntetyzuje beta-karoten (z którego w ludzkim organizmie jest wytwarzana witamina A). Jako że w wielu krajach ryż jest podstawą wyżywienia (a nieraz jedynym pożywieniem), złota odmiana dostarcza tego cennego składnika, których wcześniej w diecie ich mieszkańców brakowało. W ten sposób złoty ryż ratuje miliony dzieci, które jeszcze niedawno masowo zapadały na ślepotę zmierzchową z uwagi na brak witaminy A.
Mimo wszystko GMO to obecnie przeważnie gatunki roślin, które są odporne na pewne "środki ochrony roślin". Można więc posiać takie genetycznie zmodyfikowane zboże, potem całą plantację zlać toksycznymi chemikaliami i mieć w ten sposób pewność, że wyrośnie nam tylko i wyłącznie to, co chcemy. Nie będzie tam żadnego chwastu, kwiatka. Nie będzie też pszczół i innych owadów, ale wielki biznes jest na to gotowy.
Bo ten sam biznes ma patenty zarówno na ziarna GMO, jak i chemikalia, na które są odporne. Interes się kręci, a głód na ziemi jak był, tak jest. Żywność GMO nie stała się zbawieniem, lecz przekleństwem. Aha – patent na złoty ryż stworzyli naukowcy i udostępnili go za darmo. Nikt na tym nie zarobił. Reszta GMO to wielki biznes.
Internet nie dał nam wiedzy
Idźmy dalej. Kiedy powstawał internet, naukowcy wierzyli, że przełoży się to na zyski dla całego świata. Wiadomo: popularyzacja wiedzy, szybka wymiana informacji i tym podobne. Jak jest? Jedna trzecia przesyłanych przez sieć materiałów wideo to pornografia. Transmisja i oglądanie pornografii online produkuje dziś ponad dwa razy więcej dwutlenku węgla niż największy emitent CO2 w Europie – elektrownia Bełchatów. Ups, coś chyba poszło nie tak?
Narzekacie, że wasze skrzynki mailowe zalewa spam? Och, musicie wiedzieć, że grubo ponad 99 proc. spamu jest odsiewane już na serwerach pocztowych. Do was dociera najwyżej kilka wiadomości z każdego wysłanego tysiąca. A przecież e-mail i następujące po nim formy komunikacji elektronicznej miały służyć ludziom, a nie utrudniać im życie…
Owszem, internet pełni funkcję edukacyjną i informacyjną, a także rozrywkową. Rozrywka jest dobra, jest nam potrzebna. Tyle że globalna sieć stała się też siedliskiem patologii, depresantem i źródłem dezinformacji. Dzięki niej jesteśmy atakowani na przykład przez ruskie farmy trolli; internet stał się prawdziwym i jak najbardziej realnym polem wojny.
Elektryfikacja motoryzacji poszła w złą stronę
Pamiętacie, kiedy naukowcy zaczęli przebąkiwać o samochodach elektrycznych? Mówili, że będą wspaniałe. Po pierwsze staną się mało awaryjne, bo przecież będą o wiele prostsze od aut spalinowych. Dzięki elektryfikacji będzie można zminimalizować liczbę części. Mniej części to mniej awarii, prawda? Masowa produkcja sprawi, że będą tanie i powszechne.
W całym procesie elektryfikacji motoryzacji znów coś poszło nie tak! Najtańsze miejskie auto elektryczne jest cenie spalinowego sedana. Na dodatek nie jest mało awaryjne i nieskomplikowane. To nie przypadek, że Tesla jest na szczycie rankingu aut, które najszybciej się psują. Ktoś musi na niej zarobić, więc robi ją szybko i niechlujnie.
Elektryki i hybrydy są też cięższe od "zwykłych" aut. Nie trzeba być geniuszem, żeby wiedzieć, iż do przemieszczenia czegoś cięższego trzeba większych ilości energii. Mamy więc wątpliwy zysk energetyczny i rozjeżdżane na placek drogi. Tak, nasz asfalt nie jest przystosowany do rosnącej masy aut, szczególnie wielkich SUV-ów.
Jak to się stało, że się nie udało?
Oczywiście nie jest to wina naukowców. Po prostu szczytne idee i dobre pomysły przegrały z wielkim biznesem i ludzką głupotą. Tak samo stało się przecież z cyfrowymi walutami. Kiedy powstawały, ich twórcy zapewniali, że będą bezpieczne i powszechne, że tworzą niezależną i powszechną walutę.
Skończyło się tym, że bitcoiny i ich klony stały się środkiem spekulacyjnym, a nie płatniczym. A do ich wytwarzania służą specjalne "kopalnie", pożerające gargantuiczne ilości prądu i degradujące do poziomu złomu zaawansowany sprzęt komputerowy. I jakimś cudem to się komuś opłaca, pomimo faktu, że za bitcoinem i innymi walutami cyfrowymi nie stoi żadna fizyczna wartość.
Problemem, spotęgowanym przez internet jest rosnący brak zaufania do naukowców. Rośnie liczba osób, które w obawie o własne życie i zdrowie przestają się szczepić. Czyli narażają własne i innych życie i zdrowie. Ot, taki paradoks. Podobnie jak z zapinaniem pasów w samochodzie, które wedle piewców idiotyzmów utrudniają przeżycie wypadku. Ręce opadają.
Niestety z nauką przegrywa też środowisko, bo spora część ludzi "nie wierzy" w globalne ocieplenie i wywołane działalnością człowieka zmiany klimatu. Jakby była to kwestia wiary, a nie faktów. Wierzyć to można we wróżby, które dziwnym trafem ciągle podniecają sporą grupę ludzi. Ostatnio pisaliśmy nawet o tym, że dużym powodzeniem cieszy się opcja wróżenia w serwisie Spotify. Rozumiecie? Wróżby. W XXI wieku. Mają się dobrze.
Nie namawiam was do podchodzenia do życia tylko na poważnie. W końcu obejrzenie w sieci paru głupich filmików też może być formą rozrywki i pomóc oczyścić umysł. Auta elektryczne nie są jeżdżącym złem, być może staną się w końcu powszechne, tanie, prawdziwie ekologiczne. Być może ktoś z możnych tego świata w końcu rozwiąże problem głodu na świecie, a wspólne wysiłki uratują planetę przed przegrzaniem.
Musimy jednak nieco zaufać naukowcom i zacząć ich słuchać. No i sami zacząć myśleć, a nie tylko powielać głupoty, które nas zewsząd zalewają.