Cenzura w sieci bez udziału sądu. Rządowy projekt budzi obawy o wolność słowa

Wiktor Knowski
13 stycznia 2025, 11:28 • 1 minuta czytania
Proponowana zmiana przepisów zakłada przyznanie prezesowi Urzędu Komunikacji Elektronicznej uprawnienia do blokowania treści w internecie bez konieczności uzyskania zgody sądu. Budzi to obawy o potencjalne naruszenie wolności słowa i wprowadzenie cenzury.
O usunięciu opublikowanych przez nas treści dowiemy się po fakcie. Na zdjęciu: Minister Cyfryzacji Krzysztof Gawkowski Fot.: Filip Naumienko/REPORTER
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Nowe przepisy mają być wpisane do prawa o usługach cyfrowych (DSA), których wprowadzenia wymaga od nas Unia Europejska. Sposób implementacji tego prawa w Polsce budzi jednak kontrowersje.


Według proponowanych przepisów prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej (UKE), którym obecnie jest Jacek Oko, zyskałby prawo do blokowania treści w internecie, które w jego opinii są niezgodne z prawem

Proces ten odbywałby się w przyspieszonej procedurze, bez udziału sądu i bez wiedzy autorów/autorek usuwanych treści. 

Zmiany w projekcie wprowadzono już po konsultacjach publicznych.

Czytaj także: https://innpoland.pl/210407,elon-musk-chce-czlowieka-na-marsie-w-2028-roku-sprawdzamy-czy-to-realne

Gawkowski: "Nie chodzi o karanie autora"

"Obecnie nielegalne treści zamieszczane na platformach internetowych oceniane są wyłącznie przez te platformy i to one decydują o ich usunięciu bądź nie. Zmiany w prawie mają spowodować, że można będzie wnioskować o usunięcie nielegalnych treści w procedurze administracyjnej i będzie możliwe odwołanie do sądu" – komentuje Minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski. 

Minister Gawkowski zaznacza, że celem nowej procedury ma być ocena legalności danej treści, nie natomiast karanie jej autorki, czy autora. W tym kształcie miałby on chronić wolność słowa w sytuacjach, kiedy platforma popełni błąd i usunie treści, które zdaniem prezesa UKE są legalne. Wówczas może on nakazać ich przywrócenie. 

Czytaj także: https://innpoland.pl/210356,meta-rezygnuje-z-factcheckingu-na-rzecz-uwag-spolecznosci

Wysokie ryzyko nadużyć

Krytycy nowego rozwiązania alarmują jednak, że w praktyce może stać się narzędziem ograniczania wolności słowa w internecie. Jeżeli władza będzie dysponowała środkami prawnymi, żeby arbitralnie usuwać niewygodne treści dostępne w sieci, utraci na tym obywatelska możliwość ekspresji i konstruktywnej krytyki władzy. 

Obawy dotyczą również potencjalnego wpływu na działalność mediów i ograniczania dostępu do informacji. O usunięciu opublikowanych przez nas treści dowiemy się po fakcie. Możemy jednak zaskarżyć taką decyzję do sądu administracyjnego.