Czy Sillicon Valley i Sillicon Fen mogą nas czegoś nauczyć?
O fenomenie Sillicon Valley (Dolinie Krzemowej) mówią dzisiaj wszyscy. Sillicon Fen (klaster wyrosły wokół Cambridge) pozostaje nieco w cieniu, ale jest niemniej ważny, bo budowany na bazie doświadczeń swojego amerykańskiego odpowiednika. Oba przedsięwzięcia zaczynały jako parki naukowo-technologiczne. Tymczasem w Warszawie, która pretenduje do centrum polskiej nauki
i innowacyjności, nie doczekaliśmy się jeszcze parku z prawdziwego zdarzenia. Oto pokrótce droga do sukcesu dwóch tytułowych liderów.
Sillicon Valley, jeszcze w latach 40-tych słoneczna dolina pełna owocowych sadów, a krzemu najwięcej było tam na kalifornijskich plażach. Stanford, dzięki swoim genialnym naukowcom, którzy podczas drugiej wojny światowej zasłużyli się odkryciami dla wojska, dał początek nowemu Parkowi Naukowemu Stanforda. Pierwsze plany zakładały komercyjne wykorzystanie terenu, aby podreperować nadszarpnięty wojną budżet uniwersytetu. A potem powstał już master plan.
Park miał za zadanie przyciągać najlepsze technologiczne
firmy, nie tylko te zakładane przez absolwentów czy naukowców, których pracownicy mogli potem uczęszczać na dedykowane kursy i studia (w tym doktoranckie) na Uniwersytecie Stanforda. Już w 1956 roku park stał się główną światową siedzibą powstałej w garażu firmy – Hewlett-Packard. Ale dopiero Bayh-Dole Act z 1980 r. dający, w przypadku projektów finansowanych ze środków publicznych, prawa do wynalazku uczelni (która musiała dzielić się nimi z wynalazcami), przedsiębiorstwu bądź instytucji typu non-profit, rozpoczął proces udanych transferów technologii powstających na Stanfordzie. Transfery – takie jak np. Google – na dobre wpisały się w krajobraz Doliny Krzemowej.
Dzisiaj Sillicon Valley to światowe epicentrum innowacyjności. Uniwersytet Stanforda i Uniwersytet Kalifornijski w Berkeley zapewniają najlepsze na świecie naukowe zaplecze i dopływ świetnych pomysłów – jak Cisco Systems, IDEO, eBay, Gap... To także magnes dla światowych gigantów – jak Facebook.
Sillicon Fen, jak czasem nazywa się klaster wyrosły wokół
Uniwersytetu w Cambridge, czerpał z doświadczeń Parku Naukowego Stanforda. W tym przypadku działania Cambridge były odpowiedzią na regulacje rządowe laburzystów wprowadzone w 1964. Ich celem było skłonienie uniwersytetów do ścisłej współpracy z przemysłem na rzecz transferu technologii, co w dalszej perspektywie skutkować miało zwiększeniem inwestycji w badania podstawowe i nowe technologie. Trinity Hall (najstarszy i jeden z najlepszych w strukturze Cambridge) – największy wówczas posiadacz ziemski w Anglii – dedykował część swoich gruntów pod budowę Parku Naukowego Cambridge.
Nie było łatwo, bo lokalne władze sprzeciwiały się szybkiej industrialnej zabudowie. Ale może dzięki temu, dzisiaj park zatopiony jest w zieleni i na pierwszy rzut okaz wydaje się kameralny. Zaplecze badawcze na najwyższym światowym poziomie i świetna infrastruktura na przełomie ponad 40-stu lat ściągnęły do parku ponad 40 000 naukowców, przedsiębiorców, start-upowców, inwestorów…
Z parkiem, a potem klastrem, związane były i są wielkie nazwiska i marki: Watson i Kriek, odkrywcy podwójnej heliksy DNA i laureaci nagrody Nobla w dziedzinie medycyny, ARM, MEDIMMUNE, Philips, Citrix. No i Sir James Dyson, którego technologia zrewolucjonizowała świat odkurzaczy i suszarek do rąk.
Dwa podobne case studies: wiodące uniwersytety, impuls z zewnątrz, szansa na rozwój i finansowanie dostrzeżona we współpracy z przemysłem. Bo jak pokazuje fenomen Cambridge, nie potrzeba słońca, a centrum innowacyjności może powstać na mokradłach (ang. fen - mokradła).
Tymczasem w Polsce. W Poznaniu mamy osiem parków naukowo-technologicznych, nie sposób przejść obojętnie obok dynamicznie działających inicjatyw w Krakowie, Wrocławiu, Gdańsku, Katowicach, Szczecinie, Białymstoku… Ale w rankingach uniwersytetów i uczelni technicznych w Polsce prym wiedzie Warszawa. Patrząc na dystrybucję grantów NCBR, NCN czy Programów Ramowych – znowu w czołówce mamy Warszawę. Tutaj jest 80 spośród 320 absolwentów Programu Top 500 Innovators. Nowa perspektywa finansowa przewiduje największe wsparcie dla konsorcjów naukowo-przemysłowych. Czego brakuje stolicy? A może parki naukowo-technologiczne to przeżytek?