Poza cyfrowymi liderami, jak Google, Facebook czy Apple, większość korporacji nie jest w stanie tworzyć "disruptive innovations" – rozwiązań, które zmieniają zasady gry, takich jak AirBnB czy Uber. – Z moich obserwacji wynika, że korporacjom potrzeba średnio 6 tygodni, żeby zabić nawet najbardziej kreatywny pomysł – mówi Sebastian Klauke, szef BCG Digital Ventures w Berlinie. Sebastian przyjechał do Warszawy żeby dołączyć do jury konkursu "Zainspiruj się z BCG", w ramach którego polscy studenci przedstawiają rozwiązania konkretnych problemów biznesowych, opierające się zarówno na zarządzaniu, jak i technologii.
Dlaczego korporacje okazują się tak wrogą przestrzenią dla nowych pomysłów? – Działają w sposób zbyt sformalizowany, sztywny, tymczasem największe innowacje rodzą się z propozycji rzuconych przy lanczu. Potem trzeba w ekspresowym tempie przejść od pomysłu do prototypu, możliwie najprostszego i najtańszego, i zacząć testować go na użytkownikach – mówi Klauke i podaje przykład Google Glass. Prototyp okularów Google wyglądał dość kosmicznie – od okularów z doklejoną płytką drukowaną odchodziło mnóstwo kabli prowadzących do laptopa. Okulary należało założyć na nos, a na plecy – plecak z laptopem. – Wiecie, ile zajęło złożenie tego prototypu? – pytał Klauke studentów zgromadzonych w auli Szkoły Głownej Handlowej. Poprawna odpowiedź: jedno popołudnie!
Potem zaczyna się proces zbierania opinii, ulepszania, czasem totalnej reorganizacji całego pomysłu. Tak, jak zrobili to twórcy Netflixa, którzy zaczynali od… wysyłkowej sprzedaży płyt DVD. Dzisiaj ich firma to nie tylko największy sprzedawca usług TV streaming, ale nade wszystko twórca światowych hitów filmowych, jak "House of Cards" czy "Orange is The New Black".
W większości korporacji pracownicy po prostu nie mają przestrzeni na taką twórczą swobodę. Właśnie dlatego najbardziej przełomowe pomysły rodzą się w garażach. Ale Klauke wskazuje, że w świecie start-upów też jest wiele pułapek. – Start-upowcy są przekonani, że są królami świata, zbawcami, którzy przychodzą, żeby wszystko zmienić. Ulegają iluzji, bo oni też popełniają mnóstwo błędów. I nie doceniają potencjału korporacji, które przecież działają na rynku od dziesiątek lat – komentuje. Sam dobrze zna świat biznesów garażowych – stworzył kilka firm, działających m.in. w branży motoryzacyjnej. Teraz stoi na czele berlińskiego zespołu BCG Digital Ventures, który łączy świat start-upów i korporacji. Na czym dokładnie polega ich praca? – Europejska firma ubezpieczeniowa poprosiła nas o stworzenie systemu sprzedaży ubezpieczeń w Azji. Co im zaproponowaliśmy? System monitorowania zdrowia płodu w trakcie ciąży, który podpowiada matkom, jakich składników odżywczych ich dzieci potrzebują na różnych etapach rozwoju. To rozwiązanie okazało się absolutnym hitem w Chinach, gdzie polityka jednego dziecka sprawia, że macierzyństwo jest najważniejszym projektem życia – mówi Klauke.
Jakie rekomendacje szef berlińskiego Digital Ventures ma dla polskich start-upowców? – Jeśli macie pomysł, to spróbujcie go jak najszybciej zmaterializować, przy jak najmniejszych nakładach finansowych, tak, żeby tylko pokazać najważniejsze funkcjonalności. Kiedy tylko będziecie mieli gotowy prototyp, pokażcie go użytkownikom – rodzinie, znajomym z uczelni – i zapytajcie o ocenę. Jeśli oni zobaczą w waszym pomyśle wartość to jest duża szansa, że wykiełkuje z niego coś naprawdę wartościowego – uważa Klauke.
A co jego zdaniem jest największą bolączką start-upowców w regionie Europy Środkowej? Brak dużych inwestorów typu Venture Capital, chętnych żeby zainwestować w małą firmę kilkanaście milionów euro. – W Berlinie mamy już wszystkie pozostałe elementy potrzebne do tego, żeby miasto było prawdziwym klastrem innowacji na miarę Doliny Krzemowej czy Londynu. Mamy ludzi, którzy przyjeżdżają z pomysłami, świetne zaplecze infrastrukturalne, uczelnie, korporacje i fundusze Seed, gotowe zainwestować 1-2 mln euro – wylicza Klauke. – Brakuje nam tylko większych inwestorów, którzy byliby w stanie wynieść berlińskie start-upy na kolejny poziom rozwoju – uważa.