Arcyskromna reprezentacja Polaków w brytyjskich wyborach parlamentarnych
Nina Suffczyńska
31 marca 2015, 14:03·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 31 marca 2015, 14:03- Ile Wielka Brytania zyskała na przyjeździe blisko miliona Polaków? Ile Polacy wnoszą do gospodarki? – pytali organizatorzy debaty, podczas której przedstawiciele wszystkich brytyjskich partii deklarowali swój stosunek do polskiej mniejszości na Wyspach. Mieszkających w Anglii Polaków porusza to, kiedy zostanie wprowadzona matura z języka polskiego oraz dlaczego Konserwatyści chcą utrudnić rodzicom, którzy pracują na Wyspach, pobieranie zasiłków na dzieci, które zostały w kraju.
– Radosław Sikorski, wówczas minister spraw zagranicznych, zadał bardzo konkretne pytanie: dlaczego polscy podatnicy mają wspierać finansowo dzieci rodziców, którzy płacą podatki w Wielkiej Brytanii – przypomniała Agata Dmoch, prawniczka i jedna z organizatorek spotkania. – To opinia Radka Sikorskiego, my mamy na to inne zdanie – odpowiedział Daniel Kawczyński, poseł partii konserwatywnej i jedyny członek brytyjskiego parlamentu z polskimi korzeniami.
Kawczynski dostał od Davida Camerona bardzo konkretne zadanie – pozyskać jak największą przychylność polskiej mniejszości dla konserwatystów. To niełatwe zadanie, bo flagowy pomysł konserwatystów – postulat przeprowadzenia referendum, w którym Brytyjczycy mieliby się wypowiedzieć za pozostaniem lub opuszczeniem Unii Europejskiej – raczej nie znajduje przychylności naszych rodaków. – Pytanie o członkostwo w UE jest pytaniem całkowicie zastępczym. To nie jest problem, który porusza Brytyjczyków. Kiedy ostatnio ktoś z Was w pubie słyszał rozmowę o tym, czy Wielka Brytania powinna wyjść z Unii? – pytał Stefan Kasprzyk z partii Liberalych Demokratów, były burmistrz londyńskiej dzielnicy Islington. I wskazywał wiele znacznie pilniejszych spraw: stan systemu opieki zdrowotnej, infrastruktury czy systemu transportowego. Kasprzyk podkreślał, że to są prawdziwe problemy, a pompowany przez konserwatystów pomysł referendum tylko antagonizuje społeczeństwo i napędza niechęć do imigrantów.
W ten sposób doszliśmy do tematu, który wzbudza największe emocje – antyimigranckich postulatów, które coraz częściej pojawiają się w przedwyborczych debatach. UKIP, antyeuropejska konserwatywna partia Nigela Faraga, której najważniejszym postulatem jest wyprowadzenie Zjednoczonego Królestwa z Unii Europejskiej, wystawiła w debacie swojego jedynego kandydata polskiego pochodzenia, Przemka Skwirczynskiego, z zawodu bankiera z Canary Wharf. – Naszym postulatem jest wprowadzenie przejrzystych zasad w systemie imigracyjnym, wzorowanych na tym, jaki wprowadziła Australia. Uważamy, że obecny system w niesprawiedliwy sposób uprzywilejowuje obywateli Unii Europejskiej – mówił Skwirczynski i nawet polskie korzenie nie były w stanie obronić go przed rosnącą niechęcią widowni.
Kawczynski też jest zwolennikiem ograniczenia emigracji z Polski, choć z zupełnie innych powodów. – Region, z którego pochodzę, w ciągu ostatniej dekady zyskał wielu świetnych i bardzo pracowitych dentystów, lekarzy i rolników. Ale jednocześnie, za każdym razem gdy jestem w Warszawie i rozmawiam z politykami, słyszę o tym, jak wielkim problemem dla kraju jest drenaż mózgów – mówił z troską Kawczynski, przywołując przykład Radomia, który należy do najszybciej wyludniających się obszarów Mazowsza.
- Problemem jest to, że w obecnej debacie politycznej nie przebijają się informacje o tym, ile Wielka Brytania zyskała na imigracji – stwierdził Roger Casale z organizacji New Europeans. Korzyści jest wiele – wyższy wzrost gospodarczy, nowe miejsca pracy, wyższe wpływy z podatków. – Problemem jest percepcja – wielu ludzi tego po prostu nie rozumie. Wydaje im się, że z powodu większej ilości pracowników spadają płace – tymczasem badania pokazują, że jest dokładnie odwrotnie, dzięki imigrantom wynagrodzenia rosną – przekonywał Casale. Jego zdaniem Polacy, podobnie jak inne mniejszości, mogliby bardzo skorzystać, gdyby politycy zamiast antyimigranckimi hasłami, posługiwali się rzetelnymi danymi i prawdziwymi argumentami.
Fakty są jednak takie, że polska reprezentacja w zbliżających się wyborach parlamentarnych będzie arcyskromna i zupełnie niereprezentatywna. O miejsca w izbie gmin będzie ubiegać się dwóch Polaków – Daniel Kawczynski, który choć urodzony w Polsce dopiero teraz uczy się języka, za to jest szczerze zatroskany problemem wyludnienia naszego kraju, oraz Przemek Skwirczynski z UKIP, wprawdzie mówiący po polsku, ale za to startujący z ramienia partii, której najważniejszym postulatem jest uratowanie Zjednoczonego Królestwa z krępujących jego wolność okowów Unii Europejskiej.