Po ponad ćwierćwieczu w jednym zakładzie bracia Grzegorz i Bogusław Jędrasik rzucili pracę w jednej z najważniejszych firm w polskiej zbrojeniówce - PZL Świdnik. Teraz ich niewielka firma wygrywa z gigantem nie tylko przetargi, ale również prawne potyczki.
Wyobraź sobie, że jesteś właścicielem Mi-2. Wiesz, że śmigłowiec musi przejść wkrótce przegląd, bo inaczej nie zostanie dopuszczony do lotu. Niestety, masz też umówione terminy wylotów
z klientami, których nie chcesz stracić. Obawiasz się jednak, że maszyna tym razem nie przejdzie bezproblemowo przeglądu.
I tu właśnie z pomocą może Ci przyjść NAVCOM SYSTEMS. Firma założona 15 lat temu przez braci Grzegorza i Bogusława Jędrasików, byłych pracowników PZL-Świdnik, którzy chcąc się rozwijać i tworzyć nową jakość w obszarze przemysłu lotniczego, musieli porzucić firmę, dla której pracowali ponad ćwierć wieku i zdecydować się otworzyć własną.
Co więcej, także w Świdniku, tuż pod nosem byłego pracodawcy.
Drażnienie tygrysa
Można powiedzieć, że PZL-Świdnik sam jest sobie winny. Skoro nie wykorzystał szansy posiadania na pokładzie tak utalentowanych pracowników, to stracił. Polskie władze firmy, nawet to rozumiały. Potrafiły przeboleć stratę i kiedy bracia Jędrasik ruszyli ze swoją firmą serwisową, PZL-Świdnik zlecał im nawet prace naprawcze. Jednym słowem... bez urazy.
– Nawet na początku, kiedy PZL-Świdnik przejęli w 2009 r. Włosi, do 2012 roku było ok – opowiada Bogusław Jędrasik. – Wciąż z nami współpracowali i wydawało się, że każdy z nas jest z tej współpracy zadowolony. Ale, kiedy okazało się, że wygraliśmy wojskowy przetarg na serwis śmigłowców produkowanych niegdyś przez WSK PZL-Świdnik, wtedy się zaczęło.
Szybko się okazało, że choć umowa z MON zobowiązuje obecny PZL-Świdnik do produkowania części do samolotów, których produkcja ustała, nawet jeszcze przez 25 lat po tymże właśnie zakończeniu produkcji, to jednak dla NAVCOM SYSTEMS sprzedawać oni nie będą.
– Zwróciliśmy się do nich, gdy potrzebowaliśmy kilku części do śmigłowca Mi-2 – wspomina Jędrasik. – A oni odmówili. W efekcie sprawa trafiła do UOKiK – wspomina nasz rozmówca.
Postępowanie trwało dwa lata. UOKiK orzekł na korzyść NAVCOM SYSTEMS, ale świdnickie PZL złożyło odwołanie do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Kiedy jednak i tu ponieśli porażkę, musieli się ugiąć.
Wejście Smoka
Po wygraniu przetargu dla MON, NAVCOM SYSTEMS szybko udało się zwiększyć współczynnik dostępności wojskowych śmigłowców Mi-2.
– To co u nas trwa 14 czy 20 dni (serwis I i II poziomu), w wojsku adekwatnie trwa trzy do sześciu miesięcy – tłumaczą właściciele NAVCOM SYSTEMS.
– Dlaczego? Oni mają rozmaite, skomplikowane procedury, muszą tworzyć przetargi na usługi, mają ciągłą rotację kadr, która nie służy nabywaniu i utrzymaniu specjalistów o odpowiedniej wiedzy. Tych powodów jest wiele. Tak czy inaczej my, jako firma zewnętrzna, posiadająca na tyle dużo różnych certyfikatów (red. – m.in.: ISO 9001, AQAP, NATO, WSK, PART 145, PART 21 ADOA itp.), że możemy oferować zarówno naprawy, przeglądy, prace obsługowe śmigłowców i małych samolotów, jak również serwis sprzętu elektro-radio-nawigacyjnego oraz projektować instalacje statków powietrznych, możemy działać znacznie sprawniej i z pewnością taniej - tłumaczą.
Co jednak najważniejsze, firma posiada coś, co jest ewenementem nie tylko na rodzimym rynku, ale także i w wielu innych krajach. NAVCOM SYSTEMS posiada Ruchomą Bazę Obsługową (RBO).
Mobilnie i w miniaturze
Firma sama stworzyła mobilną jednostkę serwisową, która jest w stanie zapewnić kompleksowe prace obsługowe w dowolnym miejscu w Europie, w przypadku śmigłowców W-3 i Mi-2 oraz General Aviation. Cokolwiek dolega maszynie, zapewne oni sobie z tym poradzą. Ruchoma Baza Obsługowa to kompletnie wyposażone mobilne laboratorium diagnostyczno-badawcze, które jest w stanie dotrzeć do klienta i wykonać prace obsługowe, często bez konieczności demontażu sprzętu.
– Dotychczas było tak, że jeśli coś w statku powietrznym szwankowało, to mechanik, który przypuszczał, że to ta, a nie inna część, musiał ją wymontować z maszyny i odesłać do reperacji do producenta czy serwisu naprawiającego dane części – opowiadają bracia Jędrasik.
W efekcie często później, po tygodniach czekania, wymontowana część wracała, była montowana ponownie, ale okazywało się, że co miało działać nie działa nadal. Czyli nie ta część. Tak można było szukać i naprawiać miesiącami. – My jesteśmy w stanie zdiagnozować, co konkretnie szwankuje na miejscu i na miejscu to naprawić, albo domówić brakującą część u producenta, z którymi mamy cały czas kontakt mailowy przez połączenie internetowe z naszej mobilnej bazy. W efekcie jesteśmy w stanie naprawdę wszystko przyspieszyć, a gdy mamy brakujący element, sami go montujemy i oddajemy klientowi naprawioną, sprawną i przetestowaną maszynę – podkreśla nasz rozmówca.
RBO posiada trzy samochody typu furgon IVECO i FIAT. Od początku do końca wszystko, co znajduje się w laboratorium, zostało stworzone całkowicie autorsko przez Jędrasików. Jeden samochód stanowi kompleksową pomoc w zakresie elektroniki. Drugi wyposażony jest bardziej technicznie – mechanicznie. Trzeci stanowi coś w rodzaju lotniczej ER-ki, łączy podstawowe funkcje dwóch poprzednich aut i może działać w przypadkach wymagających szybkiej, lecz niezbyt skomplikowanej serwisowo interwencji.
W sumie, chcąc to najlepiej zobrazować, Jędrasikom udało się wcisnąć taki serwis o rozmiarach PZL-Świdnik w trzy samochody, osiągając tym samym swój cel i jednocześnie stając się mistrzami miniaturyzacji w swojej klasie.
Cel – przyszłość
Dziś firma Grzegorza i Bogusława Jędrasików liczy 21 pracowników i nie narzeka na brak klientów. Dla porównania, gdy bracia Jędrasik odchodzili z PZL-Świdnik, zakłady zatrudniały wtedy 4,5 tys. osób. Właśnie wygrali kolejny przetarg na serwisowanie wojskowych maszyn w latach 2015-18. Wcześniej przez trzy lata wynajmowali ją Hiszpanie, do wykonywania 600-godzinnych przeglądów śmigłowców W-3 Sokół dla INAER Helicópteros.
W ubiegłym roku NAVCOM SYSTEMS wybrany został na jednego z dwóch przedstawicieli handlowych amerykańskiej firmy BendixKing by Honeywell na Polskę. Tylko w ubiegłym roku serwisowali 21 śmigłowców Mi-2 oraz 5 W-3 oraz 12 małych samolotów. Pracownicy firmy wykonali 67 obsług serwisowych śmigłowców, przepracowując ponad 13 000 roboczogodzin. Nie dziwne więc, że właściciele NS idąc za ciosem, postanowili pomału rozszerzać działalność. Obecnie kończą przystosowanie zakupionego w ubiegłym roku hangaru, w którym będą mogli naprawiać statki powietrzne także stacjonarnie.
W najbliższych miesiącach chcą rozszerzyć certyfikaty na pełną obsługę techniczną samolotów typu CESSNA grupy 100 oraz PIPER, w zakresie płatowiec, silnik i osprzęt, uzyskać certyfikat na CAMO- ciągły nadzór nad zdolnością do lotu i... rozszerzać asortyment naprawianych urządzeń. Czy im się uda?
Zapewne tak, bowiem pasją do innowacji i lotnictwa zarazili także swoich synów, którzy w NAVCOM SYSTEMS znaleźli już swoje miejsce. Bracia Jędrasik uważali dotychczas, że tradycję się tworzy, ale historia ich rodziny dowodzi, że czasem także dziedziczy.
Napisz do autorki: izabela.marczak@innpoland.pl
Reklama.
Bogusław Jędrasik, NAVCOM SYSTEMS
Czasami, jak składamy u nich zamówienie, dostajemy na piśmie odpowiedź, że ok, ale części będą gotowe za 11 miesięcy. Co prawda najczęściej to zamówienie, jest gotowe szybciej, ale przynajmniej na piśmie warto nas trochę przetrzymać. Swoją drogą, myślę, że nie wynika to z ich złej woli, oni autentycznie nie są przygotowani do tego, by na zawołanie tworzyć części do modeli, których już nie produkują. Ale to koszt, tego ich kurczowego zasłaniania się tradycją, by czasem nie musieć dokonać radykalnych zmian.