Wolne piątki? Sześciogodzinny dzień pracy? Na Zachodzie takie rozwiązania były wprowadzane już kilkanaście lat temu. Tymczasem w Polsce nie mamy szans na takie rozwiązania. Dlaczego? Naszych pracodawców przeraża wizja obijających się pracowników.
Już 14 lat minęło od momentu, gdy w szwedzkiej fabryce Toyoty właściciele zdecydowali się skrócić czas dnia pracy do 6 godzin. Nigdy nie wrócili do poprzedniego systemu. Zyski wzrosły o 25 procent. – To cudowne uczucie, móc kończyć o 12 - cieszyła się w tym czasie jedna z pracownic na łamach „The Guardian”.
Podobne pomysły nie są na Zachodzie standardem, ale mieszkańcy Europy podchodzą do nich z dużym zaciekawieniem. Jak donosił „The Huffington Post” zainspirowały one jedną z brytyjskich firm do zastosowania modelu, w którym czas pracy zredukowany został do godzin 9-16, a w ich trakcie „wykrojone” zostało dodatkowe 60 minut na lunch.
W Polsce wciąż tego typu pomysły budzą jednak przerażenie. Dlaczego? Strach wciąż budzi przede wszystkim wizja, obijających się podwładnych.
- Nasz rynek jest niedojrzały. Wychodzenie pracownikom naprzeciw jest mocno związane z kulturą pracy. W Polsce dominuje nieufność wobec podwładnych, przekonanie, że nie można dać im zbyt dużo swobody – twierdzi Zyta Machnicka.
Pracujemy więc dużo. Na tle Europy bardzo dużo. Pod tym względem ustępujemy tylko Grekom. Przeciętny Polak, według Eurostatu, spędza w pracy 42,5 godziny. Na drugim biegunie znajdują się Finowie i Francuzi, którzy nie dobijają nawet do 40 godzin.
Z drugiej strony obraz zmieni się, gdy sięgniemy w przeszłość. Francuski historyk Jean Viard w „Przeklętym wolnym czasie” wyliczył, że w ciągu ostatnich stu lat, ilość czasu, jaką poświęcamy pracy, spadła z 40 do 10 procent. Duży związek ma z tym postęp medycyny, ale odpoczywamy przecież nie tylko na emeryturze. – 11 dni świąt, 26 dni urlopu, 104 dni weekendu. Z 365 dni przepracowujemy w końcu około 200. Dobrobyt rozleniwia – po zaspokojeniu podstawowych potrzeb chcemy zamienić go na konsumpcję – komentuje Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Lewiatan.
Zdaniem Mordasewicza realia całkowicie się w tym czasie zmieniły. Musimy pamiętać, że kiedyś człowiek żył tylko z tego co wypracował. Dzisiaj natomiast wszyscy korzystamy z szerokiej gamy usług publicznych. Płacąc podatki wspólnie wypracowujemy majątek, który służy społeczeństwu – twierdzi ekspert.
Szczególnie wkład w infrastrukturę jest w naszym kraju bardzo widoczny. Jeździmy nowymi autostradami, wsiadamy do nowoczesnych pociągów, które zatrzymują się na odnowionych dworcach. Dzięki ogromnej ilości pieniędzy jaka popłynęła w kierunku inwestycji z budżetu elementy krajobrazu, które kilka lat temu robiły za nowinki, dziś stają się standardem. Jak elektroniczne wyświetlacze, pokazujące ile czasu zostało do przyjazdu autobusu lub tramwaju, do których obecności przyzwyczaili się już chyba wszyscy mieszkańcy większych miast w Polsce. Na to wszystko potrzeba jednak środków.
– W społecznym wymiarze takie wożenie się na barkach innych jest nieuzasadnione ekonomicznie. Co więcej – w sensie etycznym – niemoralne. Gdybyśmy chcieli skrócić sobie czas pracy, powinna być to wspólna decyzja – przekonuje Jeremi Mordasewicz.
Zdaniem Zyty Machnickiej zmiana czasu pracy jest mino to nieuniknionym procesem. – Na rynku pracy pojawia się pokolenie Y, zmienia się również charakter pracy – coraz częściej ma ona charakter projektowy. Oznacza to, że sztywne godziny pracy tracą sens – przekonuje.