
Reklama.
Dzięki wirtualnej walucie przedsiębiorcy mogą sprzedawać usługi, na które za pieniądze nie mogli znaleźć chętnych. Idea od dziesięcioleci funkcjonuje w Europie Zachodniej, w Polsce z sukcesem przebija się dopiero do powszechnej świadomości.
Idea powstania wirtualnej waluty „Zielony” jest banalnie prosta. Nie udało ci się wynająć pokoju w hotelu? A może jeździsz taksówką i dłuży ci się czas między jednym a drugim kursem? Do osoby, która zaoferuje swoje usługi w programie stworzonym przez Związek Przedsiębiorców i Pracodawców, zgłasza się za pomocą specjalnej platformy inny przedsiębiorca. Dochodzi do transakcji – obie strony rozliczają się właśnie za pomocą wirtualnej waluty. Usługodawca zaoszczędzonymi „Zielonymi” może potem zapłacić w każdym lokalu, który zgłosił gotowość do uczestnictwa w programie. Wszystkie transakcje odbywają się za pomocą jednej karty.
– Wykonuję wirtualne spacery z wykorzystaniem Google Street View. Z moich usług skorzystał już jeden z miejscowych hoteli. Teraz jego wnętrza oglądać można nie ruszając się z fotela, a ja dostałem „Zielone”, które wykorzystałem następnie na szkolenia związane z rozwojem biznesu. Następna transakcja jest już w drodze – opowiada Michał Piętak z 360pix.pl.
Przedsiębiorca zauważa, że taka współpraca prowadzi do tworzenia się więzi między lokalnymi usługodawcami. – Wszyscy ze sobą współpracują. Firma, w której wydałem swoje pieniądze, została mi wcześniej polecona przez hotel, dzięki któremu zarobiłem pierwsze „Zielone” – wspomina.
Z tego powodu „Zielony”, mimo że jest już dostępny praktycznie na terenie całej Polski, opisywany jest jako waluta lokalna. Program kierowany jest głównie do małych i średnich przedsiębiorstw, a więc siłą rzeczy gros wypracowanych środków będzie pozostawał w określonym regionie.
– To nowoczesny system wymiany barterowej między przedsiębiorcami. Sprzedają za tą walutę nadwyżki których nie są w stanie sprzedać za pieniądze, a kupują od innych przedsiębiorców to, co wcześniej kupowali za pieniądze – objaśnia w rozmowie z INN:Poland ideę powstania waluty Cezary Kaźmierczak ze Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.
Organizatorzy przekonują że „Zielony” ma nad złotówką (kurs wymiany 1:1) wiele przewag. Jest nieodsetkowy, uniemożliwia spekulacje walutowe, a przede wszystkim wspiera lokalny sektor usług i produkcji. Dodatkowo przedsiębiorcy, którzy rozliczają się za jego pomocą, mogą liczyć na upusty cenowe sięgające 20 proc.
Cezary Kaźmierczak zauważa ponadto, że podobne programy z powodzeniem działają w wielu europejskich krajach np. w Belgii czy Anglii. – Najbardziej rozpowszechniony jest jednak w Szwajcarii. Tam odpowiednik naszego „Zielonego” pełni już rolę jednej z narodowych walut – opowiada.
Pierwsze pomysły stworzenia specjalnej waluty dla przedsiębiorców powstawały już w latach 30., jako odpowiedź na trawiący Europę kryzys ekonomiczny. Projekt został wówczas zaakceptowany we wspomnianej Szwajcarii. Dzisiaj z waluty WIR korzysta już ok. 20 proc. „małego biznesu”, a zrzeszająca go organizacja generuje miliardowe obroty.
W Polsce system wystartował dopiero w lutym 2015 roku. – To świetny pomysł, ale uczestników wciąż jest zbyt mało. Zielone ciężko zebrać, za to wydaje się je bardzo szybko – uśmiecha się pan Andrzej, starachowicki taksówkarz. Mężczyzna opowiada, że z wirtualnej waluty korzystał już kilka razy. – Wiozłem klientów m.in. z Warszawy i Torunia. Co zrobiłem z pieniędzmi? Możliwości było dużo – zrobiłem zakupy, poszedłem na dyskotekę, skorzystałem z usług warsztatu samochodowego – opowiada.
Mapa ofert zamieszczona na portalu zielony.biz.pl podpowiada nam, że aktualnie wybrać możemy z listy 717 usług. Dominuje tu przede wszystkim ściana wschodnia i centrum kraju: Mazowsze, Małopolska, Górny Śląsk i województwo świętokrzyskie, podlaskie. Tylko pojedyncze zgłoszenia pojawiły się za to na Pomorzu i w Wielkopolsce.
Na stronie internetowej „Zielonego” swoje usługi proponuje już przeszło 320 przedsiębiorstw. Liczba ta może być jednak nieco zawyżona. – Wie Pan, na listę wpisał mnie znajomy. Ja nawet za bardzo nie orientuje się o co w tym wszystkim chodzi – z rozbrajającą szczerością tłumaczy właściciel jednego z salonów fryzjerskich, wpisanych na listę usługodawców.
Napisz do autora: adam.sienko@innpoland.pl