To musiało się w końcu stać. Firmy znalazły sposób, by w stosunkowo tani i skuteczny sposób zweryfikować, czy nasze wyobrażenie o swoich umiejętnościach przystaje do rzeczywistości. I coraz chętniej z niego korzystają. Nadchodzi czas zabaw w escape roomach.
W Polsce trwa prawdziwy szał na punkcie pokojów ucieczek („escape room”). Ich idea jest bardzo prosta. Uczestnicy dają się zamknąć w tematycznie zaaranżowanym pomieszczeniu. By się z niego wydostać, muszą rozwiązać serię łamigłówek, wykazując się przy tym umiejętnością współpracy. Nad Wisłą funkcjonuje już niemal 1000 takich miejsc.
Prędzej czy później, ich potencjał musiały odkryć także przedsiębiorstwa. – Zainteresowanie firm escape roomami zaobserwowałem jakieś 1,5 roku temu. Początkowo wszyscy traktowali to w kategoriach rozrywki, pokoje ucieczki znakomicie nadają się do organizowania imprez integracyjnych. Z czasem okazało się jednak, że w trakcie tych niewinnych zabaw, z uczestników wychodzą cechy, które na co dzień nie zawsze da się zaobserwować – opowiada nam Grzegorz Cholewa z wrocławskiego Exit19.pl.
"Tendencja wyraźnie wzrostowa"
I zaczęło się. W lipcu ubiegłego roku pisaliśmy o tym, że na taki sposób rekrutacji pracowników zdecydowała się firma technologiczna DaftCode. Warszawiacy zdecydowali się nawet na stworzenie swojej własnej wariacji: „Hack roomu”, dedykowanego informatykom i programistom. W odróżnieniu od innych pokoi, ten wymagał od uczestników popisania się specjalistyczną wiedzą i stanowił jeden z etapów rekrutacji. Teraz na podobne działania decyduje się jednak coraz więcej przedsiębiorstw.
– Na początku firmy zgłaszały się do nas epizodycznie. Teraz nie ma miesiąca, by nie zgłosiło się ich co najmniej kilka. A będzie ich jeszcze więcej, bo tendencja jest wyraźnie wzrostowa – tłumaczy Cholewa.
Zdaniem Nadii Harris-Kosior z HR Contact Recruitment Agency, przedsiębiorstwa decydują się na wykorzystywanie escape roomów, bo możliwość wyjścia z biurowych korytarzy działa na ich pracowników orzeźwiająco. – Z tego powodu najbardziej polecane są pokoje przygodowe, które są uniwersalne, mocno nastawione na współpracę i najmniej stresujące – opowiada ekspertka. No chyba, że warunki pracy są iście bojowe. Wtedy możemy pomyśleć o bardziej „ekstremalnym” otoczeniu.
O podobnym mechanizmie pisaliśmy w przypadku EOD Tech, która zatrudnia techników bombowych. Jej właściciel, Tomasz Goleniowski, zwykł spędzać ze swoimi pracownikami wolny czas na uprawianiu różnych sportów obronnych. Przedsiębiorca wykorzystując poczucie zrelaksowania swoich podwładnych, obserwuje ich reakcje. – Szczególnie ważne jest to, jak reagują na zmęczenie. Jeżeli ktoś wykazuje wtedy tendencję do chodzenia na skróty, jest dla mnie jako pracownik „spalony” – opowiadał.
Jak stracić stanowisko w 60 minut
Escape Roomy nie są jednak wykorzystywane tylko do rekrutacji. Właściwie, częściej zdarza się, że działy HR wykorzystują je do pogłębionej oceny już zatrudnionych pracowników, czyli do tzw. assessment centre. Załóżmy np. że szukamy starszego specjalisty ds. sprzedaży. W firmie mamy już osoby, które znają produkt i są zintegrowane z zespołem. Nie musimy więc szukać na zewnątrz. Tylko czy kolega, z którym na co dzień świetnie się dogadujemy, będzie potrafił nam również przewodzić? Możemy to sprawdzić w trakcie trwającej zazwyczaj 60 minut rozgrywki.
– Przez ostatni rok widziałem wiele ciekawych sytuacji. Pamiętam, jak do naszego escape roomu przyjechał zespół, którego członkowie mieli już rozdane role. W trakcie wykonywania zadań okazało się, że liderem stała się zupełnie inna osoba niż ta, która została nominowana przez firmę – opowiada Cholewa. Efekt? Możemy się tylko domyślać, że firma nie miała interesu, by utrzymywać dotychczasowy podział ról. To właśnie umiejętność dowodzenia zespołem jest zresztą tym, czego najczęściej za pomocą pokojów ucieczek szukają HR-owcy.
– Możemy w ten sposób zaobserwować, czy nasz kandydat jest w stanie skoordynować całe działanie od początku do końca. Na starcie wyłania nam się naturalny lider, który podejmuje decyzje, rozdziela zadania. Pytanie co dalej? Zdarza się, że taka osoba nie potrafi potem scalić pierwszych efektów pracy. Widzimy, kto na dalszym etapie motywuje zespól, a kto podcina mu skrzydła. Kto tylko krytykuje, a kto potrafi zaproponować konstruktywne rozwiązania – tłumaczy Nadia Harris-Kosior.
Ekspertka zauważa też, że poza zdolnościami przywódczymi firmy mogą sprawdzić takie kompetencje jak zaangażowanie, niezależność (czy kandydat jako pierwszy podejmuje kroki zmierzające do rozwiązania zagadki?) i umiejętności analityczne ( łączenie faktów i szybkość myślenia).
Tylko czy idea wykorzystywania escape roomu do oceny pracowników ma szansę się upowszechnić? Na pewno istnieje tutaj duże pole do popisu, ale firmy mogą natknąć się również na poważne bariery. – Trzeba podkreślić, że to znakomity pomysł przede wszystkim w branżach kreatywnych, np. wśród marketingowców. W branży finansowej i na stanowiskach wyższego szczebla pracownicy nie są zbyt skorzy do współpracy. Uważają, że to mało poważne, a ich umiejętności i doświadczenie są na tyle duże, że nie muszą w tym brać udziału – puentuje Harris-Kosior.