Polskie linie lotnicze Eurolot zawieszą wszystkie rejsy własne od 1 kwietnia 2015. Od piątku 6 lutego w systemie rezerwacyjnym przewoźnika wprowadzony został tzw. stop-booking, czyli blokada rezerwacji i zakupu biletów na wszystkie rejsy po 31 marca.
Pasażerowie, którzy wykupili bilety na rejsy po tym terminie otrzymają od przewoźnika wszystkie wymagane świadczenia. Z każdym klientem Eurolot skontaktuje się indywidualnie w sprawie rezerwacji. Z kolei LOT, któremu Eurolot woził pasażerów, sam zadba o klientów. Ma się z nimi kontaktować call center i proponować połączenia w ramach własnych rejsów, bądź we współpracy z innymi przewoźnikami.
O tym, że Eurolot ma poważne kłopoty finansowe, wiadomo było od kilku lat. Prezes Mariusz Dąbrowski, który zarządzał linią od 2011 roku do stycznia 2014 zbytnio rozbudował połączenia, zwłaszcza zagraniczne i starał się konkurować z LOT-em. Linie były również mało konkurencyjne w porównaniu z OLT Express, która sprzedawała bilety na rejsy po Polsce po 99 złotych. Eurolot chciał sprostać tej konkurencji i poległ na tym finansowo.
Następca Mariusza Dąbrowskiego, Tomasz Balcerzak starał się za wszelką cenę znaleźć dodatkowe źródła dochodów. Wynajmował maszyny z załogami, które latały na Karaibach. Latał także dla 4You Airlines, linii która zbankrutowała i nie spłaciła swoich długów, także wobec Eurolotu. Do kłopotów dołożył się również Ryanair, który otworzył krajowe połączenia na tych samych trasach, na których latał Eurolot.
Następcą Balcerzaka, jako p.o prezesa zarządu został Andrzej Juszczyński, wcześniej wiceprezes ds. finansowych. Miał on przygotować dla właściciela - Ministerstwa Skarbu Państwa wiarygodny plan naprawczy. Wiadomo było jednak, że jest to mało prawdopodobne. Lotniczy Eurolot miał w 2012 roku stratę w wysokości 170 mln złotych. Wynik za 2013 nie został podany, ale wiadomo, że strata jest porównywalna z wynikami z roku poprzedniego.