Jedni z nich są utalentowani, choć biedni, inni mają głowę do biznesu i kapitał, by go rozwijać. Ani jedni, ani drudzy w Polsce nie mieli szczęścia zaistnieć. Za to na Zachodzie zbierają laury - wynalazcy, których produkty w ojczyźnie nie znalazły zrozumienia.
Pokazać milionerowi, gdzie jego miejsce
Trzy miesiące temu na łamach naTemat.pl pisaliśmy o polskim milionerze Krzysztofie Jabłońskim, który postanowił założyć swoją fabrykę w Wirginii w USA.
Jednym z powodów, które przyczyniły się do budowy fabryki poza granicami Polski, był problem z polskimi urzędnikami. Jabłoński przez wiele miesięcy starał się uzyskać pozwolenie od władz Wielunia na stworzenie pętli dla autobusów, przy jego fabryce zatrudniającej 900 osób. Pod daną inwestycję biznesmen był w stanie udostępnić nawet fragment własnej działki. Jednak i to nie pomogło, bo urzędnicy uznali taką propozycję za korupcjogenną. Ostatecznie więc, gdy tylko nadarzyła się okazja (bankructwo jednego z lokalnych zakładów w Wirginii), Jabłoński skorzystał z szansy i tam właśnie postanowił rozwinąć skrzydła.
Dostał wsparcie od władz lokalnych. Finansowy grant, pomoc w przeszkoleniu pracowników, wsparcie w adaptacji na obcym rynku, ochronę, życzliwość, szacunek, wdzięczność.
– To nie do pomyślenie w Polsce – stwierdził, opisując system wsparcia dla przedsiębiorców, z jakim się spotkał w Ameryce. Dziś jego firma Korona Candles prężnie działa w USA. I choć wieluńska fabryka świec też na tym korzysta, to jednak Polska już nie tak bardzo.
Science fiction to nie u nas
Kolejnym Polakiem, którego historia przewinęła się przez media jest Witold Mielniczek, artysta, inżynier, projektant. Jego model latającego samochodu zachwycił nawet twórców filmu „Niezniszczalni 3”, którzy zapragnęli by wystąpił on w ich produkcji u boku samego Sylwestra Stallone.
Jego projektami interesuje się chiński rząd, a także firmy produkujące sprzęt dla UK, USA i Izraela, ale nie Polska. Gdy bowiem Mielniczek, który swoją firmę założył w Przemyślu, chciał zainteresować swoim urządzeniem rodzimych przedsiębiorców oraz MON, natrafił na mur.
Ostatnio na łamach podkarpackiego dziennika opinii „Biznesistyl” Mielniczek zapowiedział, że „daje sobie czas do końca 2015 roku. I albo uruchomi produkcję w Polsce, albo po 10 latach spędzonych w Wielkiej Brytanii, osiądzie tam na stałe i da sobie spokój z sentymentalnymi marzeniami o robieniu biznesu w rodzinnym Przemyślu”.
Jak podkreśla, w Wielkiej Brytanii jest o tyle łatwiej takim jak on, że tam państwo, uczelnie i pracodawcy, „premiują pracowitość, pomysłowość, kreatywność, przedsiębiorczość”.
Dają Polsce szansę
Szczęśliwie dla Polski, część polskich odkrywców i biznesmenów jest sentymentalna. I podobne do Mielniczka ma nadzieję, że Polska się opamięta i zacznie inwestować i wspierać swoją największą narodową skarbnicę – zdolnych Polaków.
Tak było ze znaną już w międzynarodowych kręgach naukowych młodą badaczką Olgą Malinkiewicz, wynalazczynią ogniw perowskitowych, które mają być przyszłością światowej energetyki. Polska się na niej nie poznała, ale ona postanowiła dać szansę Polsce i po sukcesach za granicą to właśnie tu założyła i chce rozwijać swoją firmę Saule Technologies.
Podobnie myśli także Aleksandr Jacob, który porzucił dziennikarstwo i wyjechał z Polski, by tworzyć własną markę wnętrzarską we Francji. Niemniej jednak, mimo iż udało mu się podbić serca Francuzów i zabłysnąć na tamtym rynku, jak wyznaje w wywiadzie dla naTemat: „chciałby stworzyć brand, dzięki któremu miałby okazję wracać do Polski”.