Amerykanie z Uniwersytetu Missisipi przyjechali do Puszczy Białowieskiej, by wraz z naukowcami z Politechniki Białostockiej szukać roślin, grzybów i porostów, które można by było wykorzystać do walki z rakiem, depresją, a nawet schizofrenią. Na poszukiwania studenci oraz naukowcy z placówek polskiej i amerykańskiej dostali grant od National Science Foundation w wysokości 250 tys. dolarów, czyli ponad milion złotych.
Grzyb na raka
Na realizację projektu, który - jak mają nadzieję naukowcy - zakończy się sukcesem, czyli odkryciem substancji leczniczych uzyskanych z unikatowych roślin, grzybów i porostów zamieszkujących jedyny na niżu europejskim pierwotny las, badacze mają trzy lata. Badania będą prowadzić zarówno w nowoczesnych laboratoriach Wydziału Leśnego Politechniki w Hajnówce, jak i w terenie czyli na obszarze Puszczy Białowieskiej.
– Nasz główny cel – znaleźć lek z roślin i grzybów na choroby nowotworowe – mówi dr Jordan Zjawiony, profesor z Katedry Nauk Biomolekularnych Wydziału Farmacji Uniwersytetu Missisipi, w rozmowie z serwisem Nauka w Polsce. Jak podkreśla, druga zmora naszych czasów to choroby układu nerwowego: depresja, schizofrenia, na które nie ma w tej chwili dobrych leków i właśnie w roślinach może da się odnaleźć na nie lekarstwo.
Jego zdaniem Puszcza Białowieska słynie z bogatej flory, która wciąż jest jeszcze stosunkowo mało poznana. I trudno temu przeczyć wiedząc, że występuje w niej 8,5 tys. gatunków owadów, 250 gatunków ptaków, 54 gatunki ssaków, ponad tysiąc gatunków roślin naczyniowych, 200 gatunków mchów, 300 gatunków porostów i około 3 tys. gatunków grzybów.
– Chcemy badać puszczę pod kątem przyszłej przydatności i poszukiwać potencjalnych leków naturalnych, które mają mniej efektów ubocznych niż leki syntetyczne. W badaniach tych pokładamy duże nadzieje – mówi Zjawiony w rozmowie z PAP.
Nadzieja w unikatach
Poszukiwanie cennych związków w plonach natury, to tendencja stara jak świat. Jednak najbardziej charakterystyczny dla współczesnych czasów trend w medycynie, farmacji czy kosmetyce, to poszukiwanie roślin mało znanych oraz badanie flory endemicznej.
Od kilkudziesięciu lat organizuje się na świecie wyprawy w egzotyczne zakątki Ziemi, w poszukiwaniu roślin o cudownych właściwościach. Najczęściej sięga się po rośliny ukryte w lasach amazońskich, o których wiedzą zwykle tylko szamani z dzikich plemion, i od których to właśnie próbuje się tę wiedzę pozyskać. Jednym z polskich podróżników-poszukiwaczy jest Roman Warszewski, który z wielu swoich podróży do Ameryki Południowej przywiózł bogatą wiedzę o vicacorze, unikalnej roślinie Amazonii.
Niestety, jak wszystkie inne dobra naturalne na naszym globie, tak i miejsca występowania niezwykłych mało, znanych lub w ogóle jeszcze nieznanych cywilizowanym ludom roślin, kurczą się. Polska jest jednym z nielicznych krajów europejskich, który posiada tak cenne miejsca jak Puszcza Białowieska właśnie, gdzie prawdopodobnie kryją się przedstawiciele flory i fauny jeszcze nauce nie znane. Nie dziwi więc, że miejsce to przyciąga badaczy z całego świata, ale puszcza to nie jedyny okaz, którego może pozazdrościć nam świat.
Polskie endemity
Choć w porównaniu np. z Australią, nasz kraj ma niewiele gatunków endemicznej flory i fauny, to jednak są takie rośliny i zwięrzęta, które występują tylko w Polsce i nigdzie indziej na ziemi. Większość roślin endemicznych znajduje się na terenie polskich gór w Tatrach, Pieninach, Karpatach.
W Tatrach mamy więc kostrzewę, przymiotno węgierskie, przywrotnik, pszonak Wahlenberga, warzuchę tatrzańską, wiechlinę granitową i wiechlinę tatrzańską. W Pieninach: mniszek pieniński, pszonak pieniński, bylica piołun, mokrzyca szczeciolistna, chaber barwny i rozchodnik ostry. W Karpatach z kolei urdzika karpackiego czy warzuchę polską, a poza nimi także takie rośliny jak brzoza ojcowska czy dzwonek karkonoski.
Mamy też unikalne w skali światowej zwierzęta, np. sieję łebską, która występuje tylko w jeziorze Łebsko oraz spokrewnioną z nią sieję miedwiańska z jeziora Miedwie. I typowo polskie rasy, jak np. Konik Polski czy Żubr Nizinny, stanowiące ciekawy przedmiot badań naukowców z różnych krajów.
Niestety, dla naukowców większość z wymienionych tu gatunków flory i fauny znajduje się pod ochroną, więc badania na nich w naturalnych warunkach są utrudnione.
Polska niezwykła, bo pasiasta i słona
Zapewne nie jest też powszechnie znany fakt, że ponad 100 minerałów ma polskie korzenie. Oznacza to, że dany minerał bądź został na terenie Polski odkryty, bądź odkrył go któryś z polskich badaczy albo też ich nazwy zostały stworzone od nazwisk Polaków.
Mamy więc domejkit, którego nazwa pochodzi od nazwiska sławnego polskiego geologa Ignacego Domeyko, morozewiczyt od nazwiska Józefa Morozewicza, dyrektora założonego w 1919 r. Państwowego Instytutu Geologicznego czy staszicyt nazwany na cześć Stanisława Staszica. Mamy także miedziankit od Miedzianki koło Kielc, strzegomit (od miejscowości Strzegom) i tarnowskit (od Tarnowskich Gór). Ale także skłodowskit (na cześć Marii Curie - Skłodowskiej), malinowskit (na cześć Ernesta Malinowskiego)i czerskit (na cześć Jana Czerskiego). Nazwy tych ostatnich nadali minerałom zagraniczni badacze w hołdzie polskim naukowcom, inżynierom. Mamy też w naszym kraju typowo polskie skały jak cieszynit i pułaskit.
A na ziemi sandomierskiej jedyny na świecie, ceniony przez jubilerów za swoje kształty i piękno kamień zwany krzemieniem pasiastym.
Pozostając przy skałach nie sposób nie wspomnieć o dwóch największych w Europie czynnych kopalniach soli, które dysponują najgłębszymi na świecie turystycznymi trasami podziemnymi. Mowa tu oczywiście o Kopalni Soli w Wieliczce oraz o Kopalni w Kłodawie.
Nie zapominajmy o bogactwie
Industrializacja zniszczyła naturalne bogactwo w wielu europejskich krajach, nie dziwi więc, że zagraniczni naukowcy cenią sobie Polskę, w której na szczęście jeszcze wiele cennych przyrodniczo miejsc, obiektów, gatunków dało się ochronić. Sami Polacy nie zawsze doceniają to, co mają i wolą szukać skarbów przyrody na innych kontynentach, ale część z nich wykorzystuje to, co mamy najcenniejszego.
Wystarczy przypomnieć chociażby prof. Stanisława Tołpę, który w torfie doszukiwał się działania antynowotworowego i choć to, nigdy nie zostało do końca naukowo potwierdzone, to jego preparat torfowy zyskał szerokie zastosowanie w kosmetyce. Albo prof. Jana Szopę, który wciąż bada nowe lecznicze właściwości lnu czy prof. Tomasza Wasilewskiego, kierownika Katedry Chemii radomskiego UTH, którego zespół dzięki innowacyjnej metodzie pozyskał cenny dla kosmetyki ekstrakt z jeżyny.
Jeśli chodzi o antynowotworowe działanie roślin, tych doszukują się w wielu roślinach liczni naukowcy od lat, głośno już było o vilcacorze, jagodach Goij, acai, zielonej herbacie, etc. Na razie jednak wiadomo tylko tyle, że w roślinach jest moc składników, które potrafią wzmacniać nasz organizm i dostarczać mu łatwo przyswajalnych i cennych składników. Polska jest w nie bogata, ale zdaje się, że zaślepieni dążeniem do dobrobytu o tym bogactwie zupełnie zapomnieliśmy.