Badania naukowe i sondaże co i raz pokazują pozytywne aspekty pracy zdalnej. Pracownikom ten sposób zatrudnienia daje większą swobodę, obniża koszty dojazdu do pracy, pozwala pogodzić obowiązki domowe z zawodowymi. Pracodawcy mogą dzięki temu obniżyć koszty zatrudnienia pracownika, wyposażenia jego stanowiska pracy, itp. A jednak na zdalne zatrudnianie pracowników decyduje się niewielu przedsiębiorców i jak się okazuje, istnieją ku temu bardzo racjonalne przesłanki.
Praca zdalna nie dla każdego
Badacze z University of Calgary udowodnili, że nie każdy z pracowników może pracować zdalnie, bo do tego trzeba określonych cech charakteru. Wśród cech predysponujących do pracy na odległość badacze wymieniają: zorganizowanie, rzetelność, poczucie odpowiedzialności, zdyscyplinowanie, pozytywny stosunek do wykonywanych czynności, umiejętność skupienia uwagi na jednej czynności, przez dłuższy czas, umiejętność pracy indywidualnej, w pojedynkę.
Ale co ciekawe, także neurotycy i osoby nerwowe, dla których praca poza firmą może dawać poczucie bezpieczeństwa i komfortu, a także niwelować ryzyko konfliktów z innymi członkami zespołu, dzięki czemu duża szansa na większą produktywność. Potwierdzają to zresztą badania Blooma, Lianga, Robertsa i Yinga – badaczy z uniwersytetów w Stanfordzie i Pekinie.
Wskazują one na 13 proc. wzrost wydajności pracowników przeniesionych do domu. Okazało się, że pracujący w domu robili sobie krótsze przerwy i rzadziej brali dni wolne, a także wykonywali więcej połączeń na minutę, co tłumaczono możliwością pracy w ciszy.
Praca zdalna z pewnością nie będzie wskazana dla tych, którzy lubią pracować w zespole, mają skłonności do rozpraszania się czy odkładania wszystkiego na później. Marudery i ci, którzy do pracy przychodzą tylko dlatego, że muszą, a nie że sprawia im ona frajdę, także powinni zostać przy standardowej formie pracy, bowiem mając możliwość pracy na odległość będą wciąż tylko szukali furtek, jak się ze swoich obowiązków wymigać.
Im dalej tym mniejsza produktywność zespołu
Ben Wabera, prezes Sociometric Solutions i badacz w MIT Media Lab, opisuje na łamach Harvard Busineess Review w jaki sposób miejsce pracy wpływa na ludzką efektywność. W swoich rozważaniach przytacza badania Thomasa J. Allena, który już w 1977 r. wskazał na pozytywny wpływ bliskości drugiego człowieka na częstotliwość zawierania interakcji i zwiększenie kreatywności.
Z badań tych wynikało, że osoby, które spędzają czas ze sobą w biurze, zaledwie parę metrów od siebie, dużo częściej podejmują interakcje między sobą, nawet mailowo, niż osoby, które są od siebie oddalone np. o 60 m czy w ogóle na drugim końcu miasta.
Z niniejszego badania Waber wyciąga wnioski, które wyraźnie wskazują, iż nawet przy tak dużym postępie technologicznym jaki obserwujemy dziś, żaden kontakt czy to telefoniczny czy internetowy, nie zastąpi nam bezpośrednich relacji twarzą w twarz. Te ostatnie wciąż okazują się najbardziej efektywne i przynoszące największą szansę na innowacyjne pomysły. Z badań wynika, że osoby które współpracują ze sobą bezpośrednio, osiągają o 32 proc. lepsze wyniki niż gdyby robiły to np. poprzez e-mail.
Domowe pielesze nie dla przemęczonych
Im więcej czasu spędzasz w pracy, im więcej zadań realizujesz, im bardziej się angażujesz i im cięższa oraz coraz intensywniejsza jest dana praca, tym szansa, że dostaniesz pozwolenie na pracę na odległość maleje.
Wszystko dlatego, że jak słusznie przewiduje pracodawca, jeśli złapie się okazję, żeby wykonać coś z domu, a będzie się padać z nóg, to znacznie większa jest szansa, że taka osoba po prostu padnie na łóżko. Rozleniwienie i pobłażanie sobie znacznie szybciej upomną się o swoje w domowych pieleszach, niż przy biurku w firmie.
Pańskie oko konia tuczy
Z najnowszych badań Randstad wynika, iż polscy szefowie najchętniej kontrolowaliby pracę swoich pracowników non-stop, nawet na urlopie. Takie poczucie ma aż 36 proc. Polaków.
Jednakże sami polscy pracownicy o firmie skutecznie zapominają, gdy tylko przestąpią jej próg (66 proc.) i wkroczą na urlopową ścieżkę. Z drugiej strony, mają się czego bać, bo przecież ludzie są różni, a anomia pracownicza (działanie na szkodę pracodawcy), jak dowodzą sondaże, dotyczy 78 proc. firm w Polsce.
Tylko w sektorze handlu detalicznego, gdzie skalę zjawiska da się zmierzyć finansowo, straty poczynione przez pracowników wyniosły ponad 1,7 mld zł rocznie. Kradzieże to jednak nie jedyny problem pracodawców. Jak twierdzą eksperci badający to zjawisko (konsorcjum Instytutu Analiz im. Karola Gaussa, Centrum Rozwoju Biznesu Adeptia i Redwoods Consulting), odziedziczona społecznie po realnym socjalizmie anomia pracownicza jest główną barierą wzrostu wydajności i jakości pracy w Polsce. Z danych z 2013 r. wynika, że średnia kwota sprzeniewierzeń przypadająca na jedną firmę była wyższa niż 200 tys. zł.
Z kolei firma Gemius podaje, że przeciętnie 5,5 tys. zł rocznie traci pracodawca tylko dlatego, że jeden jego pracownik wykorzystuje Internet do celów prywatnych. A statystycznie jeden pracownik poświęca w pracy godzinę dziennie na odwiedzanie portali społecznościowych, korzystanie z komunikatorów czy portali aukcyjnych.
Marnotrawienie czasu w Internecie potwierdzają również badania firmy E-marketing, w których aż jedna trzecia pracowników odpowiada, że w celach prywatnych korzysta z Internetu w pracy godzinę dziennie.
Wirtualny pracownik, zapomniany pracownik
Pracodawcy nie chcą zezwalać pracownikom na telepracę także z obawy przed rozpadem zespołu. Kiedy chcą stworzyć dobrze funkcjonujący firmowy team, organizm, który działa jak w zegarku,
nie stworzy tego na odległość. Pracownicy bowiem muszą się ze sobą spotykać, ścierać, docierać, aby w końcu poznać się na tyle dobrze, aby znać nawzajem swoje słabe i mocne strony, i mimo nich lub dzięki nim, móc wspólnie generować dla firmy zyski.
Wiele badań pokazuje, że jeśli w zespole, któryś z pracowników, nawet jeśli zespół był już dotarty i dobrze funkcjonował, przechodzi na system pracy zdalnej, z czasem zaczyna być „zapominany” przez członków teamu i staje się obcym, nieobecnym. Dowodzą tego m.in. wspomniani już naukowcy Bloom, Liang, Roberts i Ying.
W swojej analizie wyników badań nad telepracownikami, wskazują na charakterystyczny dla tego typu pracowników niższy odsetek awansów wśród nich. Uważają, że prawdopodobnie przyczyną takiego stanu rzeczy była skłonność menedżerów do zapominania o pracownikach fizycznie nieobecnych w biurze. Rzadziej zauważano ich sukcesy i poświęcano im mniej czasu na spotkaniach zarządu.
Podsumowując, praca zdalna jest pewną alternatywą, ale ma też swoje słabe strony i z pewnością nie powinna być jedyną formą zatrudniania pracowników. Nie każdy bowiem do takiej pracy się nadaje, nie wszystko na takim modelu pracy uda się zbudować i z pewnością ogranicza się tylko do określonych zawodów. I choć wielu, zwłaszcza dojeżdżającym do pracy z daleka, osobom marzy się, by móc pracować z domu, być może powinni się cieszyć, że ich marzenia jednak się nie spełniają.