Ten Polak ma 74 lata i projektuje największe żaglowce świata. Zygmunt Choreń to prawdziwa legenda żeglarstwa
Ten Polak ma 74 lata i projektuje największe żaglowce świata. Zygmunt Choreń to prawdziwa legenda żeglarstwa Fot. Renata Dąbrowska/Agencja Gazeta
Reklama.
Drobny, szczupły, w garniturze, niemal niknie wśród dryblasów z załogi swojego najnowszego dziecka - Le Quy Don zbudowanego na zlecenie Polskiego Holdingu Obronnego dla Akademii Marynarki Wojennej Wietnamu. To pierwszy oficjalny pokaz żaglowca zaprojektowanego przez Chorenia w pełnej krasie. Nie bardzo znajduje czas na rozmowę. Z każdym z załogi chce zamienić kilka zdań, śmiga po pokładzie niczym fryga. Trudno za nim nadążyć, mimo, że ma już na karku 74 lata.
W uściskach niedźwiedzia
Rozmawia a to o systemie parowym napędzenia dawnych statków, a to o tym jak rozwiązał problem techniczny w jednym z projektów. Z technicznego języka, jakim Choreń konferuje, można momentami niewiele zrozumieć, ale niewątpliwie robi to wrażenie na zebranych gościach.
logo
Zygmunt Choreń, ma pełen portfel zamówień dla swojego biura. Foto:Strona producenta
Matecznik-Stocznia Gdańska
Jest trudnym partnerem do rozmowy. Nie lub się chwalić. Raczej konkretny, można by rzecz -typowy inżynier technokrata. Polski „ojciec żaglowców” sporadycznie rozmawia z dziennikarzami, a strona jego Biura Projektowego Choreń Design&Consulting jest niemal ascetyczna.
– Zatrudniam około 20 osób, nie wszyscy pracują na pełen etat. Projektowanie to nie jest praca jednego człowieka, ale zespołowa. Większość ludzi wywodzi się z Biura Konstrukcyjnego Stoczni Gdańskiej – podkreśla.
Firmę założył w 1992 roku, kiedy jego ukochana stocznia, w której pracował od chwili zakończenia studiów, popadła w finansowe kłopoty. Jest tym rozgoryczony.
Zbigniew Choreń

Nazwijmy to delikatnie, mam krytyczny stosunek do przekształceń własnościowych w tamtym czasie. Założyłem firmę, bo po prostu trzeba było jakoś zarabiać na chleb.

Dzisiaj Choreń ma 74 lata i pełen portfel zamówień. Nawet nie w głowie mu przechodzenie na emeryturę. Przeszedł długą drogę od Brzozowego Kąta, w którym się urodził, aż do miana „ojca żaglowców”. - Jestem po prostu dzieckiem szczęścia - mówi i się uśmiecha. Po czym dodaje: - Wszystko w życiu mi się udawało i mogłem robić to, co lubię, czyli projektować.
Dotyk Neptuna
O tym, że jego losy będą związane z morzem, wiedział już w szkole. Z niecierpliwością siedział w ławce i czekał na dzwonek, żeby pobiec do kiosku. Raz w miesiącu kupował i pochłaniał wszystko, co zamieściła na swoich łamach redakcja miesięcznika „Morze”. Rozwiązywał konkursy, wypełniał kupony, pisał listy. W końcu udało się i wygrał konkurs, który uprawniał go do odbycia dwutygodniowego rejsu po Bałtyku. To ostatecznie przypieczętowało jego los. Neptun namaścił go swoją boską ręką.
logo
Zygmunt Choreń w stoczni Fot. Kamil Gozdan/Agencja Gazeta
Dlatego trafia na Politechnikę Gdańską na Wydziale Budowy Okrętów. Jest młody, rzutki, wszędzie go pełno. Szybko wpada w oko dyrektorowi biura konstrukcyjnego Stoczni Gdańskiej. W międzyczasie kwalifikuje się na kurs jachtem Otago dookoła świata. - Popłynęliśmy do Anglii, potem do Kapsztadu, przez Ocean Indyjski do Sydney, potem przez Ocean Wielki wokół Przylądka Horn do Rio de Janeiro i z powrotem – opowiada.
Kiedyś fantazja, dzisiaj przepisy
Podczas rejsu dochodzi do incydentu, który ma wpływ na działalność przyszłego konstruktora. Łamie się maszt. – Wtedy zrozumiałem, jak ważne jest zapewnienie przez konstruktora bezpieczeństwa załogi – wyjaśnia. Kiedy pytam, jak zmieniła się przez lata jego praca, odpowiedź ma prostą: – Kiedyś ograniczała mnie fantazja, dzisiaj przepisy.
74-letni Choreń jest nie tylko projektantem, ale niezłym biznesmenem. Jego firma ma pełen portfel zamówień. W tej chwili jego projektuje największy żaglowiec na świecie, który powstaje w stoczni w Chorwacji. Tym samym Polak bije w własny rekord. Spod jego ręki wyszedł bowiem Royal Clipper - pięciomasztowiec wymieniany w księdze rekordów Guinnessa.
Projektant nie chce jednak o tym mówić. – To wszystko tajemnica handlowa – ucina. Nieco więcej szczegółów zdradza jednak sam armator, dzięki czemu mogliśmy dokładnie opisać budowany jacht.
Kiedy pytam Chorenia, czy nie jest zmęczony pracą i czy nie myślał o emeryturze, piorunuje mnie takim wzrokiem, że niemal wypadam za burtę żaglowca, na którym rozmawiamy. – Za 20 lat, jak dożyję, wybiorę się w rejs dookoła świata – mówi.

Napisz do autora: dariusz.rembelski@innpoland.pl