
Na spotkanie przychodzi spóźniony. – Przepraszam, ale przez półtorej godziny nie mogłem znaleźć waszej redakcji – mówi. – Czemu pan nie dzwonił? – pytam. – Bo nie mam telefonu – odpowiada i wprawia mnie w lekką konsternacje. Zaczynam się zastanawiać jak facet, który nie korzysta z komórki, może współpracować z Emirates czy Qatar Airlines.
REKLAMA
Dalej robi się jeszcze dziwniej. Z przyniesionej ze sobą walizki zaczyna wyjmować podejrzane przedmioty – pasy lotnicze, mikroskopijne śrubki i schematy konstrukcji samolotów. Staram się to wszystko ignorować i prowadzić normalnie rozmowę. – Jak pan zarobił na swoją firmę? – zaczynam. – Pracowałem w 73 miejscach – mówi Arkadiusz Lachowicz, współtwórca Arcaro Aerospace, a potem opowiada jedną z najbardziej pasjonujących historii, które ostatnio słyszałem
73 prace Lachowicza
Przed założeniem firmy Lachowicz przez prawie siedem lat mieszkał w Szkocji. Właśnie tam zarobił większość pieniędzy potrzebnych do rozkręcenia Arcaro Aerospace. - I nie było tak, że gdzieś robiłem dzień czy dwa, a potem mnie wyrzucali albo sam odchodziłem. Po prostu chciałem wyciągnąć jak najwięcej kasy, więc brałem kilka zleceń na raz. Zaczynałem w fabryce, później poszedłem w budowlankę – zaznacza.
Przed założeniem firmy Lachowicz przez prawie siedem lat mieszkał w Szkocji. Właśnie tam zarobił większość pieniędzy potrzebnych do rozkręcenia Arcaro Aerospace. - I nie było tak, że gdzieś robiłem dzień czy dwa, a potem mnie wyrzucali albo sam odchodziłem. Po prostu chciałem wyciągnąć jak najwięcej kasy, więc brałem kilka zleceń na raz. Zaczynałem w fabryce, później poszedłem w budowlankę – zaznacza.
Kiedy podczas rozmowy wspomina pracę na Wyspach, zaczyna żywo gestykulować i zataczać dłonią coraz szersze kręgi. – Nauczyłem się tam praktycznie wszystkiego, ten pokój wyremontowałbym na pewno samodzielnie. A i tak najlepiej radziłem sobie z montowaniem drzwi, takich (wskazuje na drzwi wejściowe) potrafiłem zainstalować 20 sztuk dziennie – chwali się.
Makler z budowy
Do Szkocji Lachowicz nie wyjeżdżał jednak po pieniądze. Pojechał tam skończyć studia menadżerskie (co się ostatecznie udało), a praca miała być tylko dodatkiem. Wcześniej rzucił uczelnie w Polsce, bo jak sam twierdzi "niczego więcej nie mogłem się tam nauczyć, a tylko traciłem czas".
Do Szkocji Lachowicz nie wyjeżdżał jednak po pieniądze. Pojechał tam skończyć studia menadżerskie (co się ostatecznie udało), a praca miała być tylko dodatkiem. Wcześniej rzucił uczelnie w Polsce, bo jak sam twierdzi "niczego więcej nie mogłem się tam nauczyć, a tylko traciłem czas".
Czemu więc mając dyplom w kieszeni pracował głównie fizycznie? – Bo w budowlance są największe zarobki 12-25 funtów za godzinę, 100 funtów od drzwi. Ucząc się miałem ograniczone możliwości. Biurze po studiach ludzie mogli zarabiać co najwyżej 7-9 funtów za godzinę. Inaczej było na budowie, gdzie dostawałem dwa razy więcej – tłumaczy.
Ale z wiedzy zdobytej na studiach Lachowicz korzystał grając na giełdzie. Najwięcej zarobił na... kryzysie gospodarczym, kiedy wiele spółek giełdowych dołowało. – W dobrym momencie kupiłem bowiem akcje KGHM. Kosztowały ok 27 złotych, a po kilku miesiącach sprzedałem po ok. 99 złotych . Pamiętam, że jeszcze wtedy nie można było wysłać zlecenie internetowych, więc w przerwach na budowie chwytałem za słuchawkę i prosiłem Karoliny tatę, aby poszedł osobiście do domu maklerskiego i złożył zlecenie– śmieję się.
Śrubka warta miliony
Lachowicz nigdy nie myślał, że będzie zarabiał na lotnictwie, chociaż interesował się nim od dziecka. Głównie za sprawą ojca, który pracował jako mechanik na lotnisku w Radomiu. Z czasem jednak miłość do lotnictwa słabła. Zaczęły się studia, wyjazd za granicę, praca. Na pasje brakowało czasu. Ale wszystko odmieniła jedna podróż. – W samolocie z Londynu poznałem amerykańskiego miliardera „Big Johna”. Dość szybko złapaliśmy kontakt, zaczęliśmy luźno rozmawiać i nagle Johna wskazał na jeden z foteli mówiąc „Wiesz, że ktoś produkuję jedna taka mała śrubkę do wszystkich samolotów i zarabia na tym kasę”. I wtedy zacząłem się zastanawiać: „Hmm, trzeba znaleźć swoją niszę?.
Lachowicz nigdy nie myślał, że będzie zarabiał na lotnictwie, chociaż interesował się nim od dziecka. Głównie za sprawą ojca, który pracował jako mechanik na lotnisku w Radomiu. Z czasem jednak miłość do lotnictwa słabła. Zaczęły się studia, wyjazd za granicę, praca. Na pasje brakowało czasu. Ale wszystko odmieniła jedna podróż. – W samolocie z Londynu poznałem amerykańskiego miliardera „Big Johna”. Dość szybko złapaliśmy kontakt, zaczęliśmy luźno rozmawiać i nagle Johna wskazał na jeden z foteli mówiąc „Wiesz, że ktoś produkuję jedna taka mała śrubkę do wszystkich samolotów i zarabia na tym kasę”. I wtedy zacząłem się zastanawiać: „Hmm, trzeba znaleźć swoją niszę?.
Lachowicz długo się nie namyślał – wrócił do Polski i w rodzinnym Radomiu otworzył Arcaro Aerospace. Skąd jednak wziął się pomysł na produkcję tapicerki do foteli? –Z analizy biznesowej wyszło, że w Radomiu najbardziej opłaca się inwestować w przemysł tekstylny i metalowy Dlaczego? Ponieważ latami w mieście działały zakłady obuwnicze Radoskór, (zlikwidowane w 1999 roku), zakłady metalowe Łucznik, dzięki czemu było można zatrudnić doświadczone szwaczki. Wspólnie z moją dziewczyną Karoliną kupiliśmy więc maszyny szwalnicze i zaczęliśmy wyszywać tapicerkę dla foteli lotniczych. - tłumaczy Lachowicz.
Radomska precyzja
Od początku firma miała bardzo ambitny plan. – Chcielibyśmy, żeby urosła o 1000 procent w ciągu trzech lat i to się udało. Wszystko dzięki klientom, których bardzo szybko zdobyliśmy. I tak to się potoczyło, że pracujemy dla największy linii lotniczych na świecie: Emirates, Qatar Airways czy Qantas – wylicza Lachowicz
Od początku firma miała bardzo ambitny plan. – Chcielibyśmy, żeby urosła o 1000 procent w ciągu trzech lat i to się udało. Wszystko dzięki klientom, których bardzo szybko zdobyliśmy. I tak to się potoczyło, że pracujemy dla największy linii lotniczych na świecie: Emirates, Qatar Airways czy Qantas – wylicza Lachowicz
Twórca Arcaro Aerospace nie chce jednak zdradzić, jak pozyskał tak potężnych partnerów. – Osobie z zewnątrz będzie to bardzo trudno zrozumieć. Rynek lotniczy jest bowiem bardzo hermetyczny – każdy zna się z każdym, wszyscy wiedzą o sobie wszystko. Niesamowicie ciężko jest się tam dostać. Wiele czasu zajmuje także przejście wszystkich procesów certyfikacyjnych, dzięki którym można dopiero sprzedawać produkt lotniczy. Na pewno mieliśmy sporo szczęścia, ale i nasz produkt jest niesamowicie konkurencyjny. – stwierdza i wyjmuje z walizki kawał tapicerki.
– Niech pan spojrzy. Te pokrowce robimy dla The Emirates. Niech pan spojrzy na te szwy i rzepy. Wszystko tutaj musi być perfekcyjne, nic nie można pozostawić przypadkowi. Wielu firmom ciężko jest utrzymać te wysokie standardy, a nam się udaje. Myślę, że stąd wynika nasz sukces. .
– zachwala Lachowicz.
– zachwala Lachowicz.
Nie tylko chciwa baba
Wiele osób myśli stereotypami i kojarzy Radom albo z chciwą baba podbierająca butelki z napojem Zbyszko, albo bankrutującym lotniskiem pozbawionym pasażerów. Lachowicz stara się jednak pokazywać zupełnie inną twarz miasta. – Radom jest naprawdę doskonałym miejscem do prowadzenia biznesu. Miasto jest kompaktowe, wszędzie jest blisko. Ma doskonałą branże metalową, niezłą politechnikę i jeszcze jest nieźle skomunikowane z resztą Polski. Dodatkowo są bardzo niskie koszty utrzymania, co jest niesamowicie ważne przy biznesie, które pochłania tak duże pieniądze. I najważniejsze są super zdolni ludzie, którzy mają głowę na karku. Współpracujemy na przykład z Ernestem Koską, członkiem kolektywu wymiataczy Bucket.com.pl. czy inżynierami z uniwersytetu w Radomiu - udowadnia
Wiele osób myśli stereotypami i kojarzy Radom albo z chciwą baba podbierająca butelki z napojem Zbyszko, albo bankrutującym lotniskiem pozbawionym pasażerów. Lachowicz stara się jednak pokazywać zupełnie inną twarz miasta. – Radom jest naprawdę doskonałym miejscem do prowadzenia biznesu. Miasto jest kompaktowe, wszędzie jest blisko. Ma doskonałą branże metalową, niezłą politechnikę i jeszcze jest nieźle skomunikowane z resztą Polski. Dodatkowo są bardzo niskie koszty utrzymania, co jest niesamowicie ważne przy biznesie, które pochłania tak duże pieniądze. I najważniejsze są super zdolni ludzie, którzy mają głowę na karku. Współpracujemy na przykład z Ernestem Koską, członkiem kolektywu wymiataczy Bucket.com.pl. czy inżynierami z uniwersytetu w Radomiu - udowadnia
A jakie plany na przyszłość ma Arcaro Aerospace? – Kolejny krokiem będą crash testy, produkcja parti testowej. Modele są w trakcie składania. Dlaczego wszystko trwało tak długo? Cztery lata zajęło nam dogadanie się z wszystkimi dostawcami i kooperantami. Chcemy bowiem, żeby nasze fotele był najbardziej innowacyjne na świecie. To znaczy? Żeby był najlżejsze i najmniej szkodliwe dla środowiska. To drugie kryterium jest szczególnie ważne dla naszych przyszłych parterów biznesowych, czyli Airbusa i Boeinga, które przykładają bardzo dużą wagę do ochrony środowiska. – zaznacza Lachowicz.
Na razie Arcaro Aerospace na siebie nie zarabia, co zupełnie nie martwi Lachowicza, który uspokaja, że biznesplan ma rozpisany na 30 lat, jednocześnie zapewniając, że na zyski nie trzeba będzie czekać aż tyle. – Ciągle muszę dokładać do interesu. Ale jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to niedługo zaczniemy zarabiać. Ile? Szacujemy, że obroty będą wynosić około 30 milionów euro rocznie. Chcemy bowiem produkować 10-100 shipsetów rocznie, a każdy z nich planujemy sprzedawać za przynajmniej 1800-4500 euro w zależności od opcji. – mówi twórca radomskiej firmy.
Napisz do autora: michal.budzynski@innpoland.pl
