W tym biznesie najbardziej liczy się zysk na oszczędzaniu czasu. Potentat obuwniczy Dariusz Miłek, szef CCC, wylicza, że każda minuta jego pracy to dla firmy 1000 złotych w kasie spółki. Na marnowanie godzin, nie może sobie pozwolić. Tymczasem... – Kupiłem kiedyś pałac w Łącku koło Płocka, a mieszkam 450 kilometrów dalej, na Dolnym Śląsku. Nie opłaca mi się tam jeździć. 4 godziny jazdy, korki, wypadki, o zagrożeniu życia nie wspomnę. To już wolę odpalić śmigło pod domem, wskoczyć w samolot i za 1,5 godziny jestem w swojej rezydencji nad jeziorem Garda we Włoszech.
Milionerów, którzy wolą latać śmigłem niż bujać się w limuzynie jest w Polsce coraz więcej. Jerzy Starak, król farmacji lata w interesach. Zygmunt Solorz-Żak chciałby lądować własnym śmigłowcem na dachu wieżowca Polsatu. Arkadiusz Muś kupił samolot i zapłacił za kurs pilotażu córce. Lata również Sebastian Kulczyk. Najdroższy prywatny śmigłowiec kupił Andrzej Wiśniowski, producent bram z Nowego Sącza. Jego dwusilnikowa Augusta 109 kosztuje najmniej 4 miliony euro, a lata z prędkością 250/km na godzinę. Tak biznesmen oszczędza czas, bo mieszka w Nowym Sączu, a interesy robi w całej Europie. A co z tymi, którzy nie mają śmigła? Właśnie takich klientów zagospodarowuje firma Salt Aviation to jedna z największych flot powietrznych taksówek w Polsce – 5 śmigłowców i 7 samolotów.
– Śmigłowce i samoloty zaliczane do „małego lotnictwa” wystartowały w 2015 roku około 200 tys. razy to pokazuje potencjał rynku – mówi Marcin Szamborski, współwłaściciel firmy Salt Aviation. – Wiąże się to z bogaceniem Polaków, ale podstawowych przyczyn szukałbym gdzieś indziej – społeczeństwo oswoiło podróże powietrzne, polubiło je. Coraz częściej stają się one elementem stylu życia – dodaje Marcin Szamborski.
Lotem bliżej
Lotnisko Modlin. Piątek po południu. Marcin Szamborski rozdziela pracę. Jednego pilota wysyła do Białki Tatrzańskiej. Rozpoczęły się ferie, a warszawiacy na pewno będą chcieli polatać nad górami – 500 zł za lot widokowy. Drugi pilot odbiera z Okęcia stałego klienta – biznesmen wysyła bagaże samochodem, a sam śpieszy się na spotkania na Śląsku – płaci 1700 za godzinę lotu. Szykuje się też transport serca do przeszczepu. Z północy kraju do kliniki w Aninie. Od wyjęcia organu od dawcy, do wszczepienia pacjentowi jest tylko 2,5 godziny. Tylko śmigłowiec lądujący bezpośrednio pod szpitalami zdąży zrealizować transport.
Jak znalazł się w biznesie? – Byłem zmęczony pracą w firmie public relations. Budzik dzwonił a ja ledwo potrafiłem zwlec się z łóżka. Zadawałem sobie pytanie, czy to jest co chcę robić w życiu. odpowiedź brzmiała nie – tłumaczy. Był skoczkiem spadochronowym i miał licencję pilota. Spakował rzeczy w biurze i odszedł. Chciał żyć z latania. Na pierwszy śmigłowiec, zrzucił się ze wspólnikami. Używana maszyna marki Robinson kosztowała 300 tys. dolarów. Kolor żółty jak nowojorska taksówka. Znajomy serwisant śmigłowców podpowiedział, że ten sprzęt jeszcze sporo polata. Na początku większość klientów stanowili ci, którzy wykupowali loty widokowe. Potem doszli przedsiębiorcy. W Polsce liczba osób, których roczne zarobki przekraczają milion złotych, rośnie o ok. 10 proc. rocznie. Szybko okazało się, że firma potrzebuje więcej maszyn.
Kolejną dostał "na przechowanie" od biznesmena. Właściciel wylatał samodzielnie zaledwie 800 godzin. Szkoda mu było aby sprzęt bezczynnie stał w garażu. – Niech lata i zarabia – powiedział pilotom z Modlina wręczając kluczyki. Szamborski obiecał, że w razie potrzeby lotu będzie na zawołanie. Dzielą się zyskami.
Szamborski opowiada, że największy ruch w interesie ma latem. Wtedy klienci mając nawet jeden dzień wolnego chcą wyrwać się z miasta. Dzwonią po śmigłowiec, który rano odbiera ich z Warszawy, aby po godzinie byli już w hotelu Mazurach albo śmigać na "kajcie" w Jastarni. Na kolację wracają do domu. Najbardziej zyskowne są jednak biznesowe zlecenia. Prawnik chciał dopiąć szczegóły wielkiej transakcji i musiał wyjeżdżając z Warszawy odwiedzić trzy miejsca na Śląsku, doręczyć i podpisać umowy – udało się dzięki powietrznej taksówce. Z takich najbardziej zyskownych operacji kupił ostatnio nowa maszynę – 800 tys. dolarów. Błękitny lakier metalik, skórzane siedzenia jak w Porsche, a z dodatkowego wyposażenia słuchawki dla pasażerów, które zupełnie wyciszają hałas silnika.
Cisza nad Warszawą
Nie bez znaczenia dla biznesu jest też rozwijająca się infrastruktura, szczególnie ważna w przypadku lotów samolotami. W przeciwieństwie do śmigłowców, które mogą wylądować niemal wszędzie, one potrzebują lotnisk. Również tych w Polsce przybywa. Nie chodzi wyłącznie o największe, te, z których startują samoloty pasażerskie. Dla niewielkiej Cessny odpowiednie są też małe lotniska, których w Polsce też jest coraz więcej.
– Szkoda, że w Warszawie obowiązuje zakaz lotu nad miastem. Rzekomo z powodu zagrożenia wypadkami lotniczymi, jednosilnikowych maszyn. To przesada, nawet gdyby zgasł silnik dzięki tzw. autorotacji jestem w stanie wylądować bezpiecznie nawet na skrawku płaskiego terenu – dodaje szef Salt Aviation, wie co mówi, to jeden z najlepszych pilotów śmigłowcowych świata – srebrny medalista tegorocznych FAI World Air Games w Dubaju.
Tak naprawdę wystarczy jednak zdać sobie sprawę, ile bezpiecznych startów i lądowań odbywa się w każdej minucie doby na całym świecie, by stwierdzić, że nie da się znaleźć bezpieczniejszego środka transportu. Niebagatelny wpływ na taki stan rzeczy mają obostrzenia dotyczące warunków i zasad szkolenia pilotów. Szkoły lotnicze i przewoźnicy muszą dokumentować swoje kompetencje szeregiem certyfikatów, a kontrole Urzędu Lotnictwa Cywilnego, który weryfikuje najdrobniejsze szczegóły ich działalności, odbywają się kilka razy w roku.