Gdyby ta historia dotyczyła rynku samochodowego w Polsce, nikt by nie był zdziwiony. Codziennie „Mirek-handlarz” sprzedaje auta, których stan faktyczny nie ma nic wspólnego z opisem. „Niemcy płakali jak odjeżdżałem, Polacy klaskali jak minąłem granicę”. Każdy, kto kiedykolwiek kupował używane auto, zna takie teksty. Ale co, gdyby tak było z myśliwcami? Są podejrzeniana to, że chorwackie siły zbrojne trafiły na swojego Mirka.
Za przetargami w wojsku, stoją ogromne pieniądze, a także duże emocje. Wystarczy wspomnieć zamieszanie wokół offsetu przy zakupie polskich F-16, czy kontrakt na śmigłowce Caracal i próbę unieważnienia go przez Antoniego Macierewicza. Dlatego cieszyć się należy, że opisywana historia nie zdarzyła się w Polsce.
W 2013 roku Chorwacja decyduje się na zakup pięciu używanych myśliwców typu MiG-21. Do tego chce zlecić modernizację już posiadanych siedmiu maszyn. Kontraktem zainteresowane jest kilka firm z takich krajów jak Rosja, Rumunia i Ukraina. Rząd w Zagrzebiu wybiera tę ostatnią ofertę, ponieważ jest najtańsza. Cały kontrakt opiewa na 13,9 miliona euro.
W kwietniu 2014 roku pierwsze dwa MiGi dotarły do Chorwacji transportem kolejowym z Odessy. kilka miesięcy później Ukraińcy dostarczają kolejne trzy zamówione maszyny. Wedle zapewnień Ukrspeceksportu, firmy, która obsługiwała kontrakt, myśliwce mają pochodzić z Jemenu. Pojawiają się jednak informacje, że tak naprawdę te samoloty, to „składaki” z części kilka lat starszych egzemplarzy, które służyły w Bułgarii, Algierii i państw dawnego bloku radzieckiego. Świadczyć mają o tym francuskie napisy na skrzydłach oraz niepotwierdzone informacje, że numery na niektórych częściach zostały przebite i nie odpowiadają tym, jakie są w dokumentacji.
Ukraińska strona broni się, twierdząc, że jest gotowa odkupić maszyny od Chorwatów, a za całym zamieszaniem stoją rosyjskie służby specjalne. Wskazują również na straty wizerunkowe, jakie ponieśli. Chorwaci jednak nadali sprawie bieg urzędowy. Sprawą zajmują się chorwaccy prokuratorzy i służby specjalne, jednak śledztwo jest na bardzo wczesnym etapie. Jeśli sytuacja się potwierdzi, będzie można jeszcze mówić o skandalu.