Praca w dużej agencji reklamowej nie jest już spełnieniem marzeń. Coraz trudniej znaleźć kreatywnych pracowników na stanowiska, o które zabijały się poprzednie pokolenia. Urodzeni w latach 90. chętniej wybierają pracę nad mniejszymi, ale ciekawszymi projektami. Pragną kreatywnych wyzwań, zamiast pisania scenariusza do reklamy pasty do zębów, przekonują w rozmowie z INN:Poland przedstawiciel jednej z czołowych agencji reklamowych.
– Ci młodzi, którzy przychodzą do pracy u nas, bardzo się różnią od tych, których spotykaliśmy jeszcze 10 lat temu. Dla nich praca w agencji reklamowej to nie jest już z życiowa szansa – mówi w rozmowie z INN:Poland MIchał Nowosielski, dyrektor kreatywny w BBDO. – Mają dużo bardziej roszczeniowy stosunek. Nie mają za to wielkiego ciśnienia na pieniądze – rozwija. Duże sieciowe agencje reklamowe coraz rzadziej są w stanie zapewnić im to, czego poszukują.
Z badań przeprowadzonych przez Stowarzyszenie Komunikacji Marketingowej SAR wynika, że młodzi widzą swoja drogę zawodowa inaczej niż starsze pokolenie. Wymarzone zatrudnienie dla kreatywnych millenialsów, to współpraca z branżą na zasadzie zleceń. Chcieliby oczywiście pracować na etacie, ale nie jest to dla nich najważniejszy walor.
Michałj Nowosielski zauważa, że pokolenie, które właśnie wchodzi na rynek pracy, to ludzie urodzeniu już po reformie ustrojowej: – Nie pamiętają pustych półek i początków polskiego kapitalizmu, a starsi celowo im tego nie przypominają. Ta młodzież, która przychodzi, to pierwsze pokolenie dzieci rodziców, którzy potrafią zapewnić bezpieczeństwo finansowe i atrakcje w życiu. Młodzi nie są strasznie głodni materialnej gratyfikacji w pracy. Dla nich nawet wycieczka na inny kontynent to nie jest nie wiadomo jaki bonus – barwnie podsumowuje sytuację.
Zdaniem Nowosielskiego, praca w reklamie się zdemitologizowała. Najbardziej kreatywni myślą teraz o komunikacji w innych kategoriach. Kombinują, żeby wymyślić coś autorskiego, wyjątkowego. Kiedyś można było kreatywność rozwinąć w dużych agencjach. Dziś najciekawsze rzeczy robi się dla niszowych projektów. Nie są przez to mniej wartościowe, ale nie mają skali percepcji. 10 lat temu nagradzane kampanie znało pół Polski. Tak było choćby z serią reklam przygotowanych dla Polkomtela przez kabaret Mumio. Dziś najciekawsze projekty robi się dla kampanii niszowych. Młodzi twórcy przedkładają możliwość robienia rzeczy ciekawych nad wsparcie, jakie daje duża międzynarodowa firma.
Rafał Ferber, twórca kultowego fanpage’u „Mordor na Domaniewskiej” zapytany o przyczyny takiego stanu rzeczy, zauważa, że młodsze pokolenie coraz bardziej stawia na niezależność i nie chce się wpasowywać w utarte ścieżki i schematy, z których znany jest "Mordor". Młodzi wolą poszukiwać swoich dróg biznesowych. Dziś mają mnóstwo możliwości samorealizacji.
– Millenialsi zachwycają się „fajoskimi startupami”, w których można robić to, co się lubi, nie trzeba się nikogo słuchać. Mordor jest dla nich alegorią struktury, hierarchii i anonimowości. Tu pojedynczy człowiek o niczym nie decyduje – Michał Nowosielski diagnozuje sytuację. – To, co daje korporacja, czyli uporządkowanie życia, poczucie bezpieczeństwa, do młodszych nie przemawia. Oni szukają wyzwań – puentuje.
Młodzi nie chcą robić klasycznej reklama, która jest adresowana do ich ojców. Dla nich to nuda i powtarzalność. Zdaniem Nowosielskiego wśród Millenialsów nie ma społecznego parcia na robienie wielkich kampanii. Ciekawsze wyzwania oferują start-upy. Z kolei duże firmy technologiczne pozwalają na udział w innowacyjnych projektach i potrafią finansowo przelicytować innych graczy. Branża reklamowa dawno przestała być Eldorado.
– Ten trend jest również widoczny na świecie. Dyrektorzy kreatywni z wielkich agencji zmieniają pracodawców na firmy technologiczne takie jak Facebook czy Google. Tam jest większa kasa, ciekawsze projekty – potwierdza Nowosielski.