Pośrednicy pracy kuszą polskie opiekunki wysokimi zarobkami za zachodnią granicą. Na miejscu okazuje się jednak, że są skazane na wyzysk, "widzimisię" swoich przełożonych i głodowe stawki. Do redakcji INN:Poland zgłosiło się kilka opiekunek, które przeżyły za granicą chwile grozy.
– Jedziesz w nieznane busem i nigdy nie wiesz, czy ktoś po ciebie wyjdzie w obcym kraju. Ja akurat miałam to szczęście, że miałam pieniądze na wyjazd, ale często są to biedne kobiety ze ściany wschodniej, które nie znają języka i nie mają grosza przy duszy, zdesperowane, to dla nich potworny stres. Praca w opiece to serwis 24 godziny na dobę, bez odpoczynku, jesteś na każde skinienie – opowiada Ania, która pracuje jako opiekunka od trzech lat.
Ania pochodzi z Zachodniopomorskiego. Od trzech lata opiekuje się starszymi osobami w Niemczech i Holandii. – Firma z Krakowa, która wysłała mnie do Niemiec, nie zapłaciła mi za pracę. Odpowiedź była jeszcze bardziej szokująca: „nie i już”. Ta firma mieści się w obskurnej kamienicy, a udaje wspaniałą korporację, bo rozmawia z tobą kilkanaście sekretarek, potem nigdy nie wiadomo, u kogo dochodzić roszczeń. Dostałam ubezpieczenie po namolnych, wielomiesięcznych prośbach. Składki w ogóle nie były odprowadzane do ZUS, mimo że oczywiście było to zapisane w umowie – opowiada Ania w rozmowie z INN:Poland.
Zdarzały się sytuacje, że ktoś do opieki był potrzebny na już, a ta osoba nie miała żadnych środków na podróż. – Odpowiedź firmy była porażająca: pożycz sobie od koleżanki i przyjeżdżaj. Jeśli po bardzo przykrych doświadczeniach przerywasz współpracę, nie masz, co liczyć na jakiekolwiek wynagrodzenie – opowiada Ania.
– Minimalna pensja w Holandii to 1600 euro, tymczasem mi płacono tylko tysiąc. W dodatku 100 euro pobierali za to, że u kogoś jem i śpię – mówi Ania.
Jak przyznaje Ania, nieraz trafiała na rachunki, z których wynikało, że firma za opiekę dostawała 3600 euro, a jej płaciła jedynie 1000. – Inna firma, widziałam na własne oczy, płaciła opiekunce 700 euro za miesiąc pracy, a sama brała za opiekę 6 tysięcy euro. To cholerny biznes, takie firmy mają po kilkadziesiąt klientów – opowiada. Poza tym firmy bardzo często nie zwracają za bilety, a podróż busem w obie strony do Holandii to koszt około 150 euro, mówi.
– Najgorsze jest wciskanie kitu, że pracuje się 8 godzin. Według umowy, nie mogłam pracować więcej niż 13 godzin, po czym powinnam mieć bardzo długą, 24-godzinną przerwę. To nigdy nie miało miejsca. Ludzie nie śpią w nocy, nie śpią w dzień, kupę czasu zajmuje ci robienie porządków. A potem pracodawca zobowiązuje cię do wypełniania druków. Jest tam wpisane, że pracujesz 5,5 godziny, a ty w rzeczywistości pracujesz całą dobę. Jeśli nie dostarczysz takiego kwitka, wstrzymują ci wypłatę – tłumaczy Ania.
– Opiekowałam się 89-letnim Japończykiem. Trzeba było obserwować go 24 godziny na dobę, bo miał demencję. Przy ataku, nieważne – dzień czy noc, cały czas próbował otwierać drzwi, bo chciał jechać do Tokio. Gdy wychodziliśmy na spacer, przez wiele godzin nie dało się wrócić do domu, bo cały czas kombinował, jakby tu polecieć do Japonii. Nie mogłam go w żaden sposób powstrzymać, musiałam chodzić z nim, gdzie chciał. Efektem było notoryczne, potworne niewyspanie – opowiada Ania.
– Przez innego staruszka byłam molestowana, po dwóch dniach opieki facet mi się oświadczył i zachęcał do ślubu informacją, ile ma domów. Kiedy to usłyszałam, tak mnie zatkało, że zwątpiłam w swoją znajomość angielskiego, a znam go bardzo dobrze. Powiedziałam, że idę posprzątać, bo w jego mieszkaniu wyglądało jak po drugiej wojnie światowej. W tym czasie obdzwonił całą swoją rodzinę, którą poinformował, że bierze ze mną ślub – mówi Ania.
Zapytaliśmy w krakowskiej firmie, czy potwierdza, że przypadek Anny mógł mieć miejsce. Niestety, przez cztery dni nikt nie odpowiedział na nasze zapytanie.
Druga firma, którą sprawdziliśmy, pochodzi z Warszawy. Na pierwszy rzut oka jest idealna. Legalna praca, atrakcyjne zarobki, ubezpieczenia, składki na fundusz pracy, sprawdzone oferty pracy – czytamy na stronie internetowej. „Zarobisz nawet 7500 zł” – głosi slogan reklamowy. Do tego świetne pozycjonowanie w popularnej wyszukiwarce. Nic, tylko jechać do Niemiec. Na miejscu często okazuje się, że płaca wynosi... 700 lub 800 euro, a ZUS, jeśli w ogóle jest odprowadzany, to od najniższej krajowej. Tak przynajmniej twierdzą nasze rozmówczynie.
Wystarczy pobieżna lektura opinii na popularnym portalu gowork.pl. Pełne są one głosów oburzonych kobiet, które przytaczają praktyki, jakie stosuje pośrednik. Wpisy są często kasowane przez administratorów serwisu, co jeszcze dodatkowo oburza wpisujące się kobiety.
Jeżeli mój wpis komuś pomoże to przeczytaj,....nigdy z [...] !!!!!!!!!! Obiecują wszystko ładnie, pięknie, a na miejscu jest zupełnie inaczej !!!!!!!!Po prostu nas oszukują byle znaleźć nowych do harówki, najlepiej za psie grosze, najlepiej 24 godziny na dobę, rodzinka niemiecka by chciała, żeby nie było żadnej pauzy, bo akurat ich ukochana mamuśka lub papa mogą coś potrzebować i w nocy wstawać – po prostu horror – omijajcie [...] szerokim łukiem” – pisze zawiedziona. "W umowie mam napisane, że jak wsiadamy lub wysiadamy z busa w porach nocnych, to mamy prawo do wyboru dogodnego dla nas miejsca. Mimo wcześniejszych telefonów i próśb, że nie ma mnie kto odebrać o 2 w nocy z dworca, wywalili mnie na dworcu w środku nocy po trzymiesięcznym kontrakcie” – to opinia Ewy.
„Nie odprowadzają składek na fundusz pracy, korzystałam z ich usług, rodziny płacą za opiekunkę ponad 2500 euro, a ja dostawałam 900 euro” – pisze Agnieszka.
„Mają ogromny bałagan w papierach, moja znajoma w dniu wyjazdu do domu dowiedziała się, że nie mają zmienniczki na jej miejsce i musiała zostać dłużej” – pisze Alexis. „Proszę podzielcie się, ile czasu czekacie na ofertę? Ja 5 tydzień czekam na następny wyjazd” – to opinia Eweliny.
„Już na początku firma wyrobiła sobie u mnie wizytówkę: olewatorstwo. Szanowni konsultanci, jeśli klient czy przyszły pracobiorca do Was dzwoni i czeka na zwrotny telefon 3 dni to to jest brak poszanowania i jeśli tak ma wyglądać współpraca to ja podziękuje. Już nie skorzystam i kolejnym zainteresowanym będę odradzać” – pisze Magda.
Tego typu opinii jest z ostatnich lat co najmniej kilkaset. Przed „kuszącym” wyjazdem do dobrze płatnej pracy do Niemiec warto się więc zastanowić.
Rozmawiamy z Martą, która pracowała jako opiekunka w 2014 roku w Niemczech. Marta opowiada nam, czy rzeczywiście opiekunki pracują 40 godzin w tygodniu, jak twierdzi przedsiębiorstwo.
– Nazwa [...]24 zobowiązuje. Tak naprawdę opiekunki pracują 24 godziny na dobę. Klienci zlecają pieczenie ciast i sprzątanie ogródka, przynoszą pranie od rodziców. Klienci z demencjami zadręczają opiekunkę nieustannymi żądaniami w dzień i w nocy. Wykształceni państwo powiedzieli mi z rozbrajającą szczerością, że ich zdaniem opiekunka powinna być nieustannie na usługi – mówi Marta. Kolejna szokująca sprawa to stawki dla opiekunek, porównując to z zarobkami firmy od klientów.
Niemieccy klienci płacą firmie z Warszawy nawet 3000 euro miesięcznie za doświadczoną opiekunkę. Ile może ona zarobić? Niewiele ponad 1000 euro i to ta ze znajomością języka i doświadczeniem, te mniej doświadczone zarabiają po 700, 800 euro miesięcznie. – Byłam zszokowana reakcją pewnej staruszki, gdy przypadkiem jej dzieci powiedziały, ile płacą firmie – ta kobieta była po prostu wściekła. Za moją pracę w grudniu 2014 roku opłata od rodziny niemieckiej dla firmy, w której pracowałam, wynosiła 3000 euro, a ja zarobiłam wtedy niecałe tysiąc – opowiada Marta.
Kolejną sprawą są ubezpieczenia. – Opiekunki to przeważnie osoby nie znające się na ubezpieczeniach, proste kobiety. Konsultantki przekonywały je, jeszcze rok temu, że polski ZUS z cała pewnością zbankrutuje i lepiej zatrudnić się na jakieś ćwierć etatu, czy jedną ósmą i dostać 100 euro więcej i praktycznie nic ZUS-u – mówi Marta.
– Sama odrzuciłam z oburzeniem taką propozycję i zapłacono mi ZUS od najniższej krajowej, ale w końcu odmówiono i tego, bo „nasze panie ZUS-u nie chcą”, jak mi odpowiedziano w firmie, która mnie zatrudniała. Uważam to za świństwo. Praca jest ciężka i obciążająca psychicznie, a tu uczą proste kobiety, żeby zrezygnowały z ZUS-u. Skąd te osoby wezmą na renty chorobowe? Jak wypracują sobie konieczne lata? – pyta Marta.
– [...] łowi tłuste ryby w mętnej wodzie, bo opiekunki są zdesperowane z przyczyn finansowych i nieświadome swoich praw i skutków tak obciążającej pracy, a więc wykonują pracę niewyobrażalną w normalnych warunkach i to kosztem swojego zdrowia, a dla zysków finansowych [...] – podsumowuje Marta.
Kolejną osobą, która skontaktowała się z naszą redakcją, jest Anna pochodząca z województwa lubelskiego, która pracowała w Niemczech w 2015 roku na umowę zlecenie. Anna dostała od firmy, którą opisujemy PIT za 2015 rok. Wpisana kwota brutto wprawiła ją w szok. – Zarobiłam netto 10 tys. zł. Tymczasem w PIT dostałam kwotę 25 tys. brutto. Teraz nie będę mogła ubiegać się o zasiłek rodzinny ani umieścić dzieci na studiach w akademikach, tylko w drogim hotelu – mówi.
Żadnych problemów nie widzi za to firma. Zadaliśmy jej pytania o sytuacje, które przewijają się w opiniach w internecie. Od rzecznika dostaliśmy odpowiedzi, które są niczym innym, jak wygładzonym PR-owym komunikatem. Nie ma w nich nawet zdania o problemach, które są masowo opisywane na rozmaitych forach internetowych opiekunek w Niemczech.
Opiekunki są zatrudniane na umowę zlecenie – informuje firma. Co do ubezpieczeń, dowiadujemy się, że [...] odprowadza "od umów z opiekunkami wszystkie obciążenia przewidziane przez prawo: składki na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne oraz podatki".
Co do zarzutów o wysadzanie na dworcu w środku nocy, to... firma twierdzi, że zapewnia transport dla opiekunek pod dom lub mieszkanie podopiecznego, za który opiekunka nie płaci. (...) Jeśli powrót odbywa się w godzinach nocnych, transport powrotny standardowo organizowany jest pod dom opiekunki.
Wśród opinii o firmie była też taka, że opiekunka cały miesiąc siedziała głodna u niepoczytalnych ludzi, a firma kazała jej siedzieć na miejscu. Natomiast według rzecznika, każda z opiekunek ma zapewniony kontakt do opiekuna, który to rzekomo interweniuje w razie konieczności.
Rzecznik dodaje jeszcze, że całodobowo działa linii alarmowa i firma organizuje transport do Polski możliwie najszybciej. I najciekawsze: dla potrzeb rozliczenia pracy opiekunki przyjmują wymiar tygodniowy, w którym opiekunka pracuje 40 godzin. Firma pisze też, że "czym innym jest wykonywanie czynności związanych z opieką, a czym innym pozostawanie w gotowości do wykonania takiej opieki, kiedy przebywa się w domu, mieszkając wraz z podopiecznym". Z naszych rozmów z opiekunkami i opinii na forach wyłania się jednoznaczny obraz tego, że "pozostawanie w gotowości" to de facto 24-godzinna praca.