Kilkadziesiąt lat temu to był hit budownictwa: tani, lekki, wodoodporny materiał. Idealny przede wszystkim na pokrycie dachów, ale niemało go i w ścianach. Azbest wydawał się zdobyczą cywilizacyjną. Potem okazało się, że jego najcieńsze włókienka przedostają się do płuc i demolują je tak, jakbyśmy żyli w kopalni.
O szkodliwości azbestu mówiono przez kolejne dekady od upadku komunizmu. Oczywiście, usunięcie „cichego mordercy” z dachów i ścian nie było proste, ani tanie. Ale było nieuniknione. Ostatecznie, problem miał rozwiązać program oczyszczania Polski z azbestu, rozpisany na lata 2009-2032, a ogłoszony jeszcze w 2003 roku.
Cóż, po siedmiu latach od wejścia w życie tego projektu, postanowiła się mu przyjrzeć Najwyższa Izba Kontroli. I jej wnioski okazują się miażdżące: przez ostatnich trzynaście lat usunięto zaledwie... 6,6 proc. zawierających azbest wyrobów. Tymczasem „poszło” już 43 proc. przeznaczonych na program środków.
Mało tego, właściwie nie wiadomo, gdzie tego azbestu szukać. Izba dorzuciła w swoim raporcie, że w obliczeniach uwzględniono dane z Bazy Azbestowej – tyle, że ta jest niepełna i nie obejmuje wszystkich produktów zawierających zabójczy komponent. Przeszło dekadę temu eksperci uznali, że po Polsce rozsiane jest około 14,5 mln ton tego surowca – tymczasem jesienią ubiegłego roku w Bazie znajdowały się informacje o 5,3 mln ton, czyli ciut więcej niż o jednej trzeciej jego „zasobów”.
Dlaczego nikt nie bił na alarm? Cóż, wyrób z azbestem w składzie – dopóki nie jest naruszony lub nie zaczyna być usuwany – jest względnie bezpieczny. Problem jednak w tym, że skoro nie wiemy, gdzie azbestu szukać, to nie wiemy też, w jakim jest stanie.
O ironio, nikomu nie spieszy się z tym, by zabójcę (nawet jeśli tylko potencjalnego) namierzyć. O azbeście we własnych czterech ścianach nie informują właściciele nieruchomości. Ale też nie nalegają na nich urzędnicy czy samorządowcy. Ponurym symbolem może być zaplecze Szpitala... Chorób Płuc w Tuszynie, gdzie po prostu zalegały płyty cementowo-azbestowe. Albo urząd gminy w Zwierzynie, gdzie nielegalne składowisko odpadów, również azbestowych, znajdowało się o 700 metrów od urzędu.
Również demontaż „namierzonego” azbestu woła o pomstę do nieba. Nie dość, że prace bywały realizowane z pewną, cóż, nonszalancją – to jeszcze bywało, że na odbiór zdemontowanych wyrobów trzeba było czekać do kilku miesięcy.
W tym tempie realizacja programu potrwa do 2212 roku – podsumowuje swoje uwagi NIK. Izba proponuje też kilka zmian w programie: odstąpienie od deklaracji dotyczących ostatecznego terminu usunięcia i utylizacji wyrobów z azbestem (2032 r. to już dziś data nierealna), skoncentrowanie się na najpilniejszych przypadkach oraz, w miarę możliwości, przekierowanie środków na wsparcie osób fizycznych. To one są najbardziej narażone na zagrożenie czające się w posiadanych nieruchomościach, a jednocześnie – praktycznie nie mogą liczyć na wsparcie przy pozbywaniu się azbestu. Więc też, w wielu przypadkach, nie czują się zmotywowane.