Przychodzą do nich pacjenci, których nikt inny nie chce operować. A białostoccy lekarze bez strachu chwytają za skalpel. Wymyślili nowatorską metodę, której nie powstydziliby się neurochirurdzy na całym świecie.
Białostoccy lekarze opracowali kompleksową chirurgię endoskopową oczodołu. Mikroskop patrzy zawsze na wprost. Z endoskopem jest inaczej, można przy pomocy niego patrzeć nawet pod kątem 70 stopni.
Kiedy zaczęli operować w 2004 roku, ich bardziej tradycyjni koledzy nie kryli sceptycyzmu. Dziś mają na swoim koncie wiele sukcesów, m.in. usunięcie odłamka z oczodołu postrzelonego na Majdanie Ukraińca. – To była naprawdę długa i ciężka operacja, trwała 9 godzin, nie mogliśmy znaleźć odłamka. W końcu się udało. Był za gałką oczną – mówi w rozmowie z INN:Poland doc. Tomasz Łysoń, neurochirurg z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku. Poza nim w zespole są jeszcze laryngolodzy prof. Marek Rogowski i doc. Andrzej Sieśkiewicz oraz prof. Zenon Mariak, neurochirurg.
Podobnych przypadków było więcej, m.in. dzieci z całej Polski, mimo że specjalizacją szpitala nie jest ich operowanie. Jednak lekarze zgadzają się, gdy poprosi ich o to szpital dziecięcy. – Co chwila mamy "dziwną", niestandardową operację, a ta "dziwność" tak już weszła nam w nawyk, że nie robi na nas żadnego wrażenia – mówi docent Łysoń.
Docent Tomasz Łysoń wiedział już w przedszkolu, w starszakach, że zostanie lekarzem. – Dużo chorowałem i miałem kontakt z lekarzami. Kiedy już podjąłem tę decyzję, to tak mi zostało do dziś, wbrew różnym przeciwnościom losu i namowom rodziny, która chciała, żebym uczył się na kierunku bardziej technicznym. Ja wybrałem medycynę i absolutnie nie żałuję. Dostałem się na etat asystencki w klinice neurochirurgii – opowiada Łysoń.
Zawód neurochirurga to wyższa szkoła jazdy, łączy w sobie mnóstwo specjalizacji: anatomię, laryngologię, okulistykę, anestezjologię. To ogromna wiedza, którą trzeba posiąść. – Kiedy rozpoczynałem karierę neurochirurga, szef mówił mi, że to praca szalenie trudna, dająca mało satysfakcji i pieniędzy. Na pewno nie kierowała mną chęć jeżdżenia dobrym samochodem i posiadania wielkiej willi z basenem – mówi.
Dlaczego mało satysfakcji? W 2004 roku nie było jeszcze nawet tomografii, trzeba było dokładnie wybadać pacjenta z młoteczkiem i jeszcze tak go zoperować, by nie zrobić mu krzywdy. Nie zawsze się to udawało. – Człowiek oddawał całe swoje serce, przeprowadzał operację, która trwała nawet 17 godzin, a efekt był taki, że pacjent nie przeżywał lub przeżywał kilka dni. Przy tym był to bardzo źle opłacany, stresujący zawód, wymagający ciężkiej fizycznej pracy – opowiada Łysoń.
Jednak z biegiem czasu neurochirurgia poczyniła ogromny postęp, co wpłynęło również pozytywnie na liczbę udanych operacji, m.in. w wyniku mniej inwazyjnych operacji, których pionierami byli właśnie białostoccy lekarze.
By doskonalić swój warsztat, docent Łysoń odbył z kolegami kilkadziesiąt szkoleń za granicą, które często nie były refundowane. – Jak się wyjeżdża, to się nie zarabia. Świadomie podjąłem taką inwestycję. Dziś możliwości podejmowania stypendiów są dla młodych o wiele bardziej dostępne – mówi.
Kiedy przeprowadzili pierwsze operacje przy użyciu endoskopu na przysadce mózgowej i kręgosłupie, większość społeczności chirurgicznej traktowała ich z przymrużeniem oka. Białostoccy lekarze zaczęli docierać do głęboko położonych guzów od strony nosa, niczego nie przecinając. To zaleta techniki endoskopu.
– Zrobiliśmy to w desperacji, żyjemy na peryferiach, w małym ośrodku, ale mieliśmy chęci i zaczęliśmy robić rzeczy nietypowe i "dziwne". Na szczęście mieliśmy sprzyjających nam szefów, ja miałem kolegę laryngologa, z którym nie pokłóciłem się od 13 lat i dobrą współpracę z klinikami okulistyki i kliniką chirurgii szczękowej – opowiada.
Pacjenci są bowiem często jednocześnie pacjentami neurochirurga, laryngologa i okulisty naraz, bo mają problemy z oczami, nerwami czy nosem. I zespół białostockich lekarzy potrafił zajmować się takimi pacjentami w jednym czasie.
Bardziej tradycyjni lekarze mówili im, że to niepotrzebne, mało efektywne, że narzędzia są toporne. I rzeczywiście na początku zabiegi były siermiężne. Dopóki nie pokazali społeczności filmów, na których widać pacjenta przed, w trakcie i po operacji, spotykali się z kompletnym niedowierzaniem.
Dziś wygooglowanie hasła „chirurgia podstawy czaszki” powoduje, że wśród wyników zobaczymy praktycznie tylko wyniki wykonywania zabiegów metodą endoskopu. Zabiegi klasyczne mikroskopowe praktycznie w wynikach wyszukiwania nie występują. To m.in. efekt pracy lekarzy z Białegostoku i promowania swojej metody w środowisku neurochirurgów na całym świecie.
Małe ciała obce, zlokalizowane głęboko, szalenie trudno usunąć z mózgu. Pozwala na to metoda endoskopu, o wiele mniej inwazyjna niż mikroskopowa. Oprócz nich zabiegi endoskopowe wykonuje tylko Centrum Onkologii w Warszawie. Ale to białostocczanie byli pod tym względem pierwsi w Polsce.
By dostrzec struktury głębiej leżące przy pomocy mikroskopu, trzeba wykonać kanał. Dopiero na dnie w kanale jest przedmiot operowany. Z endoskopem jest inaczej. Oko operatora zbliża się do miejsca operowanego i można spoglądać w bok, pod kątem nawet 70 stopni. Takie patrzenie pod kątem powoduje możliwość zajrzenia za róg. – Operacja w oczodołach jest szalenie trudna, gdyż są one wypełnione tłuszczem, który wypływa i wpycha się w pole operacyjne – opowiada Łysoń.
To dlatego tak mało ośrodków bierze się za operacje oczodołów. Oczodół leży poza tym w kompetencjach lekarzy wielu specjalizacji. A wśród białostockich lekarzy jest laryngolog, neurochirurg a czasem okulista.
Technika klasyczna zaś polega na użyciu mikroskopu. By wejść mikroskopem do oczodołu, trzeba to zrobić przez czaszkę. Oznacza to zdjęcie stropu oczodołu, czyli usunięcie kości. Drugi sposób to dostęp boczny, również ze zdjęciem kości i otwarciem oczodołu. Wszystko po to, by wprowadzić mikroskop i nic nie zasłaniało operowanych.
Endoskop tego nie wymaga. Pomysłem lekarzy było dotarcie do oczodołu dostępem bocznym. Jego efektem jest mniejsza inwazyjność i mniejsze defekty, czyli uszkodzenie aparatu widzenia. – Nacinamy skórę w niewielkim stopniu i wytwarzamy kanał, podążamy w nim endoskopem. Możemy operować w wąskiej przestrzeni, która jest zasłonięta przed okularem mikroskopu – mówi Łysoń. W dostępie, który proponują białostoccy lekarze, nie ma przecinania kąta oka ani kości, kształt i owal twarzy jest niezmieniony, nie niszczy się też mięśnia skroniowego.
Klasyczne boczne dostępy do oczodołu oznaczają rozległe cięcia: od kącika oka w kierunku skroniowym, często z przecięciem kąta oka, co trzeba potem pozszywać i zostają blizny. Metoda klasyczna często uszkadza mięsień skroniowy, który może zanikać. By dostać się do oczodołu klasycznym bocznym dostępem, wycina się kości i fragment obramowania oczodołu.
Białostoccy lekarze zamierzają podjąć współpracę z prof. Wiesławem Nowińskim, twórcą komputerowych atlasów mózgu. – To uznanej sławy naukowiec. Jego wirtualne atlasy anatomiczne są sprzedawane na całym świecie. To dla nas szansa by wygenerować chirurgiczny atlas dostępów operacyjnych, np. do podstawy czaszki czy oczodołu. Stworzenie takiego atlasu pozwoliłoby rozpowszechnić nasze metody i przeprowadzanie takich operacji w innych ośrodkach. Wykształcenie chirurga trwa bowiem wiele lat. Jeśli udałoby się obejrzeć taki atlas w okularach VR czy choćby na ekranie komputera, byłaby to wielka pomoc dla chirurgów – opowiada Łysoń.
Białostoccy lekarze liczą bowiem, że kompleksowa chirurgia endoskopowa oczodołu, którą wymyślili, czyli to, że oczodół można operować ze wszystkich stron przez wiele różnych dostępów operacyjnych, znajdzie powszechne zastosowanie. – Jesteśmy jedynym ośrodkiem na świecie, który ma takie możliwości. Chcemy to rozpowszechniać. Przykrą dla pacjenta alternatywą jest wielogodzinna operacja chirurgiczna z otwarciem oczodołu technikami klasycznymi – kończy docent Łysoń.
A jak oceniają białostockich lekarzy pacjenci? – Zespół neurochirurgów USK jest najlepszy w operacjach kręgosłupów szyjnych. Uratowali mi życie i przywrócili wiarę w umiejętności lekarzy. Cały personel jest wspaniały, opieka pielęgniarska również – pisze na jednym z forów internetowych Barbara.