Wystarczy przejść się po korytarzu Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, żeby na każdym kroku usłyszeć język angielski. Polskie wydziały lekarskie są niezwykle atrakcyjnym miejscem do zdobywania wykształcenia dla studentów z całego świata. Z jednej strony zapewniają wysoki poziom merytoryczny, mierzony np. odsetkiem osób, które nostryfikują zdobyte u nas dyplomy w ojczystych krajach. Z drugiej zaś – koszty studiów lekarskich są w Polsce relatywnie niskie.
Z myślą o takich klientach na naszych uniwersytetach medycznych utworzono anglojęzyczne wydziały lekarskie i stomatologiczne. Jednak już wkrótce atrakcyjność naszej oferty edukacyjnej może znacząco spaść. A wszystko... przez obowiązkowy egzamin z języka polskiego, który w świetle nowych przepisów będą musieli zdawać absolwenci.
Obowiązująca od stycznia 2016 r. ustawa o zasadach uznawania kwalifikacji zawodowych nabytych w państwach członkowskich Unii Europejskiej, wprowadza obowiązek zdawania egzaminu z języka polskiego dla wszystkich, którzy ukończyli studia lekarskie i lekarsko-dentystyczne w innym języku, a do tego będą chcieli ubiegać się o prawo do wykonywania zawodu w Polsce. Dotyka ona więc również Polaków, którzy zdobyli wykształcenie za granicą. Zapłacą oni dodatkowe 400 zł za obowiązkowy egzamin z (sic!) języka polskiego. Ale największy problem mogą mieć studenci zagraniczni, którzy zdecydowali się na kształcenie w Polsce. Bez zdobycia kwalifikacji zawodowych w kraju, w którym się studiowało, mogą pojawić się problemy z nostryfikacją dyplomu w ojczyźnie.
Wedle danych miesięcznika „Perspektywy”, w Polsce w 2015 roku studiowało 46 tysięcy obcokrajowców. Najwięcej Ukraińców (stanowią oni połowę studiujących) i Białorusinów (ok. 4000). Na trzecim miejscu są Norwegowie (ok. 1,6 tys.), Szwedzi (ok. 1,3 tys.) i Hiszpanie (1,1 tys.). Aż pięciu na sześciu zagranicznych żaków przyjechało do Polski z Europy. To dane dla wszystkich typów uczelni.
– Jeśli chodzi o studia w języku angielskim, to na naszym wydziale lekarskim mamy w tej chwili 370 osób z zagranicy na studiach 6-letnich, 213 na 4-letnich i dodatkowo 192 na wydziale stomatologicznym – mówi dla INN:Poland prof. dr hab. n. med. Marek Ruchała, rzecznik prasowy Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. – Rocznie za naukę płacą oni pomiędzy 16 a 19 tysięcy dolarów – wyjaśnia.
Jak łatwo policzyć, 775 zagranicznych studentów zostawia co roku w kasie Uniwersytetu Medycznego 50-60 milionów złotych (wedle kursu dolara z 23 czerwca 2016 r.). Choć obowiązek zdania egzaminu z polskiego nie będzie dotyczył wszystkich z nich (np. część jest spoza Unii Europejskiej), to gra toczy się o ogromną dla uczelni stawkę.
Pieniądze na studia młodzi ludzie mają najczęściej z kredytów studenckich. Bank, zanim sfinansuje koszty edukacji, musi mieć pewność, że uczelnia, którą wybrał kandydat, zapewnia wystarczająco wysoki poziom merytoryczny. Trudno oczekiwać, by twardo stąpający po ziemi bankierzy płacili za kierunek, który nie gwarantuje zdobycia uprawnień zawodowych. A tak będzie choćby w przypadku młodych Norwegów, którym zamarzyło się zostać lekarzami w Polsce.
Norweskie Ministerstwo Zdrowia (Helsedirektoratet) i Norweska Izba Lekarska już odradzają studiowanie w Polsce. Obie organizacje twierdzą, że wedle nowych unijnych przepisów dyplomy zdobyte w Polsce nie zostaną nostryfikowane. Bez zdania obowiązkowego egzaminu z języka polskiego nie będzie można dostać pozwolenia na wykonywanie zawodu, a co za tym idzie, nie będą mogli rozpocząć stażu lub specjalizacji - ani w Polsce, ani w Norwegii.
ANSA, organizacja dbająca o norweskich studentów za granicą, wynegocjowała ulgi dla tych, którzy już rozpoczęli naukę w Polsce. Natomiast kolejnym rocznikom odradza już studiowanie nad Wisłą. Wedle statystyk Norweskiego Stowarzyszenia Medycznego w Polsce na kierunkach medycznych studiuje 1273 młodych Norwegów. Nasz kraj był wybierany przez niemal co drugiego przyszłego lekarza z krainy fiordów. Drugi najpopularniejszy kierunek (Węgry) mogą stracić mają 573 norweskich studentów.
Dla polskich uczelni medycznych nowe unijne przepisy mogą być nie lada problemem. Utrata czesnego płaconego tylko przez norweskich żaków, to co roku 80-100 milionów złotych mniej w kasie uczelni. Brak tych środków spowoduje obniżenie poziomu inwestycji i wolniejszą modernizację ośrodków akademickich. To zaś może spowodować obniżenie oceny poziomu kształcenia przyszłych lekarzy. A co za tym idzie, odpływ kolejnych chętnych do zdobywania wiedzy w Polsce cudzoziemców. Norwedzy mogą więc uruchomić lawinę, która zabierze ze sobą polskie uczelnie medyczne.