V Konferencja Personal Branding Polska dla mikro i małych przedsiębiorców odbędzie się 28 czerwca 2016 roku w murach Teatru Kamienica w Warszawie. O znaczeniu budowania personal brandingu rozmawiamy z Anną Szubert, autorką wielu publikacji dotyczących marki osobistej.
– Nawet ze swoich niedoskonałości możesz zrobić wyróżnik i atut. Bo nie ma wzoru marki idealnej. Wystarczy zamknąć oczy i przywołać w myślach obraz osoby, którą uważamy za człowieka sukcesu. Na 10 osób szansa powtórzenia się jest niewielka. Sprawdzałam to wiele razy – mówi w rozmowie z INN:Poland Anna Szubert.
Gdziekolwiek się nie obejrzę, słyszę o personal brandingu i potrzebie budowania własnej marki. Co to za moda?
Czy to moda? A może potrzeba, by dać się poznać na coraz bardziej nasyconym rynku ludzi pracujących na podobnych stanowiskach. Może to powrót do korzeni, gdzie o dobrych usługach, mistrzach rzemiosła, czy muzykach, wieści rozchodziły się z miasta do miasta. Dziś jest podobnie, tylko wieści szybciej się rozchodzą i bardziej globalnie niż kiedyś.
A to rzeczywiście pomaga?
Gdy kilka lat temu robiłam certyfikację, w Stanach była to już norma. W końcu świadomość siły własnego nazwiska dociera również do nas. Zanim to stało się znane, odkryła to na przykład Pani Irena Eris. Dziś mamy też np. lody Grycan, Kulczyk Holding – biznesy firmowane własnym nazwiskiem. I pojawia się tego coraz więcej. Gdy rozejrzy się Pan dookoła i porozmawia z ludźmi, dostrzeże Pan pewien sposób myślenia: siła pracownika jest postrzegana przez pryzmat siły marki firmy, w której pracuje. A co się stanie, gdy pracownik zostanie zwolniony lub odejdzie? Czy to oznacza, że jego wartość spada do zera? Absolutnie nie, ale ważne jest, by otoczenie również o tym wiedziało.
Ale czy firmie powinno zależeć na tym, by jej pracownicy rośli w siłę samodzielnie? To się nie wydaje logiczne.
Ależ to jest bardzo logiczne! Mądry manager wie, że jeśli zablokuje rozwój osobisty pracownika, to ten pracownik zacznie szukać szczęścia gdzie indziej. Proszę zauważyć, że podejście head hunterów zmienia się. Już nie kompetencje twarde mają kluczowe znaczenie, bo tego można wyuczyć. Zaczynają liczyć się kompetencje miękkie: samoświadomość, wizja własnego życia, konsekwencja w dążeniu do celu, lojalność… To są cechy pożądane.
Dan Schwabel w książce „Personal Branding 2.0” pisze jednak, że „drogą do rozwoju zawodowego nie jest już lojalność wobec firmy, ale ciągła zmiana pracy”.
To jest całkiem niezła książka dla kogoś, kto chce wiedzieć, o co w tym personal brandingu w ogóle chodzi, ale nie traktowałabym jej jako punktu odniesienia. Częsta zmiana pracy sprawia wrażenie, że osoba jest wciąż poszukująca, nie wie, czego chce, życie jej jeszcze nie ukształtowało. Dla firmy nie jest to najlepsza inwestycja. Dlatego osobie, która poważnie podchodzi do budowania swojej marki nie udzieliłabym takiej rady. Myślę też, że jest to pewien skrót myślowy. Nie chodzi o lojalność pracownika na całe życie, tylko tu i teraz, dopóki współtworzę firmę, w której pracuję. I pozostaję w dobrych relacjach, kiedy odchodzę.
W takim razie, jakiej rady moglibyśmy się od Pani spodziewać?
Zawsze stawiam na wartości i na spójność. Dobrze byłoby podzielać te same wartości, które reprezentuje firma. Jeśli wierzymy w markę, uwierzą też w nią nasi klienci. Jeśli ktoś jest przeciwny zabijaniu zwierząt na futra i głośno to komunikuje, np. w Internecie, a jednocześnie pracuje dla firmy, która szyje ubrania z wykorzystaniem futer naturalnych, to jest to duży dysonans. Strata wizerunkowa i dla pracownika, i dla firmy. Trudno w takiej sytuacji być ambasadorem swojej własnej firmy i czuć dumę z pracy w niej. I głosić jej wartości, nie podzielając ich wcale.
Dla firmy?
Oczywiście! Jest mnóstwo przykładów pokazujących firmy, które gaszą pożary po kryzysach wywołanych przez swoich pracowników. Pytanie, po której stronie leży wina.
Czyli mówimy o naruszonej reputacji.
Reputacja, dzięki której jesteśmy postrzegani jako osoby godne zaufania, to duża część silnej marki osobistej. I jedno, i drugie budujemy na tych samych fundamentach: to bezkompromisowość w kwestii wartości, zaufanie i wiarygodność. Zaufanie również jest bardzo ważne. Najdłużej się je buduje, ale też najszybciej można je utracić.
Czyli myśląc o personal brandingu, o jakiej idei myślimy?
Szlifuj i doskonal tylko te kompetencje, które masz w naturalny sposób ukształtowane na wysokim poziomie. Akceptuj te niedoskonałości, które możesz i zmieniaj te, które ci przeszkadzają. Nie kreuj fałszywego wizerunku, bo wizerunek nie sprzedaje, marka sprzedaje. Są osoby i firmy, które mają wykreowany wizerunek i to może nawet krótkotrwale skusić czy otwierać drzwi, ale nikt ich nie poleca. Ich sposób to ciągłe poszukiwanie nowych odbiorców, których kusi "idealny wizerunek".
Tylko tyle?
Podczas spotkań, pracy z klientami dostrzegam, że tak prosta rzecz, jak określenie naturalnych kompetencji i cech często stanowi duży problem. Czasami kilka miesięcy dochodzimy do sedna sprawy. Nauczono nas pewnych skrótów i wierzymy, że jest jeden model doskonałości. Duża część na rozmowach twierdzi, że ma łatwość nawiązywania kontaktów, a prawda jest taka, że ten atrybut posiada niewielu. I nie ma w tym nic gorszego.
Kolejny książkowy przykład: „urodziłeś się jako oryginał, nie umieraj jako kopia”. Frazes?
Trochę tak, ale oddaje istotę rzeczy. Żyjemy w czasach, w których zrobienie Ironmana, czy wejście na Mount Everest już nie robi takiego wrażenia. Jestem zdania, że jedyne, co może nas obecnie wyróżnić, to oryginalne myśli oraz wyrazisty sposób, w jaki je komunikujemy. Prawie wszystko da się naśladować, ale nie da się podrobić czyjegoś charakteru, osobowości, ekspresji. Wykład, usługa ta sama, ale emocje i wrażenia odmienne.
Czyli wartości, osobowość… Czego jeszcze potrzebujemy do zbudowania silnego osobistego brandu?
Pasji, wiedzy, umiejętności. Ekspertem nie zostaje się po przeczytaniu jednej książki. To efekt nie tylko twardej wiedzy, ale również doświadczenia w pracy na „żywym organizmie”. Mój certyfikat nie zrobił ze mnie eksperta. Ważniejsze były lata pracy z klientami, doświadczeń, obserwacji, przemyśleń i wniosków.
Przedstawia to pani, jako długotrwały proces, trudną drogę do przejścia. Nie wystarczy po prostu konto na Facebooku, Twitterze?
Od zawsze powtarzam, że silną markę buduje się offline. Media społecznościowe służą jedynie do komunikacji. Jak przejrzymy listę influencerów na LinkedIn, czy topowych użytkowników Twittera, to wnioski nasuwają się takie, że ci ludzie są śledzeni w Internecie, bo w życiu już coś osiągnęli. Oczywiście, wyjątkami są blogerzy, którzy swój kapitał stworzyli w sieci, jednak ich marki są na bieżąco weryfikowane przez użytkowników oraz innych blogerów. Ale w gruncie rzeczy – i to słyszę od przedsiębiorców, z którymi spotykam się przy różnych okazjach – liczy się realne wrażenie, siła uścisku dłoni i pierwsza rozmowa. To buduje relacje. Internet tylko przekazuje treści. Weryfikacja następuje w kontakcie osobistym. I tu przechodzimy od wyobrażenia innych o nas do momentu prawdziwej oceny wartości naszej marki.
Czyli słowo-klucz: networking.
Wiem, że niektórzy maja alergię na to słowo, kojarzy im się z nudnymi konferencjami, na których pojawiają się wciąż te same twarze. Jednak bez wychodzenia z domu trudno nam będzie poznać nowych ludzi, którzy mogą być potencjalnymi partnerami biznesowymi… Albo po prostu nowymi znajomymi. Istotą rzeczy jest to, by dać się poznać. Pozwolić, by inni zauważyli, że robimy coś fajnego. Jak poprowadzimy relacje, zależy już od nas.
To dla niektórych spore wyzwanie – wyjść do ludzi. Nie każdy przedsiębiorca potrafi się otworzyć.
Oczywiście, i znam wielu introwertyków o niesamowitych talentach, którzy mieli z tym wielki problem. Jednak, jeśli boli nas gardło, to musimy iść do lekarza, mimo że mamy nieciekawe wspomnienia z dzieciństwa z drewnianym patyczkiem na języku (śmiech). Idziemy, żeby poprawić swoją sytuację. Żeby biznes kwitł, potrzebujemy innych ludzi. Mam taką radę: jeśli chcesz wyrobić sobie markę, zapomnij o kompleksach. Nawet ze swoich niedoskonałości możesz zrobić wyróżnik i atut. Bo nie ma wzoru marki idealnej. Wystarczy zamknąć oczy i przywołać w myślach obraz osoby, którą uważamy za człowieka sukcesu. Na dziesięć osób szansa powtórzenia się jest niewielka. Sprawdzałam to wiele razy.
To dla każdego z nas szansa. Zachować odwagę bycia sobą, bronić swoich wartości, neutralizować pozorne wady. Mówię pozorne, bo w grupie introwertyków nasza powściągliwość nie jest niczym wyjątkowym. Spójność, autentyczność, szczypta charakterystyczności i potężna dawka fachowości z dobrą komunikacją na zewnątrz czyni nas pożądanymi. Nie dla wszystkich, ale wystarczy. Jest nas ponad 7 miliardów (śmiech).