– Czasem ciężko jest patrzeć na tych piłkarzy po latach, gdy pamiętało się ich jako supersportowców, a tu, mówiąc szczerze: dziadują. Kiedyś bawili się życiem i szastali forsą. Jednemu odcięli prąd w mieszkaniu, inny narobił długów i nie odbiera telefonów – mówi w rozmowie z INN:Poland Krzysztof Stanowski, twórca serwisu Weszło i znany dziennikarz sportowy.
Krzysztof Stanowski jak nikt inny zna środowisko piłkarzy od podszewki. Twórca legendarnego portalu Weszło, autor krwistych, bestsellerowych biografii Wojciecha Kowalczyka, Grzegorza Szamotulskiego czy Andrzeja Iwana, a także książki Stan Futbolu, która pokazuje od kuchni przaśne życie polskiego środowiska piłkarskiego.
W rozmowie z INN:Poland popularny Stano opowiada o tym, dlaczego większość piłkarzy po zakończeniu kariery zostaje biedakami. Wbrew pozorom, jeśli zarabiasz 100 tys. miesięcznie, nic nie stoi na przeszkodzie, byś tuż po zakończeniu kariery prosił znanego dziennikarza o pośrednictwo przy znalezieniu pracy.
Ilu piłkarzy utrzymuje się dziś wyłącznie z futbolu w Polsce?
Policzmy. Trzy ligi centralne, w każdej gra około 400 zawodników. Razem 1200 piłkarzy, na pewno nie więcej niż 1500 piłkarzy. Poniżej to trochę hobby, opłacane, ale nie na tyle, by można było z tego swobodnie żyć. Oczywiście, są kluby, które mają bogatych sponsorów, często są to fanaberie lokalnych firm, które płacą godnie piłkarzom, ale to wyjątki.
A ile może zarobić piłkarz w dawnej trzeciej lidze?
Parę tysięcy złotych, zależy też od systemu premiowania. Jest w stanie wyciągnąć między 3 a 6 tysięcy złotych.
A w najwyższej klasie rozgrywkowej?
Średnio 20 tys. zł miesięcznie. To zależy od klubu. Legia to inne warunki płacowe niż reszta stawki. Tam gwiazdy zarabiają 80-100 tys. zł miesięcznie. Termalika to z kolei drugi, najniższy biegu płac w Ekstraklasie, choć też potrafi płacić wysokie kontrakty.
Powiedziałeś, że ośmiu na dziesięciu piłkarzy jeszcze przed czterdziestką staje się biedakami. Mógłbyś to jakoś uargumentować?
Polscy piłkarze to ludzie przyzwyczajeni do życia na wysokim poziomie. Nie zawsze potrafią z tego życia w porę zrezygnować. I często budzą się z ręką w nocniku. Mają jeszcze trochę gotówki, więc ją wydają. Nagle okazuje się, że kupka szmalu się skończyła, a dobrze płatnej roboty nie widać. Co roku kilkudziesięciu piłkarzy kończy karierę, a pracy na rynku jest niewiele. W piłce. Oni nie chcą pracować w warzywniaku za 2 tysiące, tylko być menedżerem, prezesem, trenerem, albo szkolić młodzież, pod warunkiem, że będzie dostawał za to 12 tysięcy. Tak się nie da.
To, co powiedział Marek Koźmiński: z 20 tysięcy do 10 zejdziesz. Ale do 2 tysięcy miesięcznie nie zejdziesz. Twój poziom oczekiwań wobec życia jest zupełnie inny. Koźmiński, prawdopodobnie najbogatszy piłkarz w Polsce, jest jednym z wyjątków, bo 80 procent zarobionych pieniędzy potrafił zainwestować. Może dlatego jest tak nielubiany wśród całej rzeszy piłkarzy. Kupował grunty, głównie w centrach miast. Jeśli zarabiasz 20 tys., nie ustawisz się na resztę życia. Tysiące wydasz na mieszkanie, samochód, dwa tysiące na ubrania, drugie tyle – małżonka. Do tego knajpy, zakupy, paliwo.
Dodajmy jeszcze, że praca piłkarza to ciągłe zmiany klubów, a więc ciągłe przeprowadzki. Żona czy partnerka najczęściej nie pracuje, tylko zajmuje się dziećmi. Kiedy kończy się kariera piłkarza, a trwa z reguły nie dłużej niż 15 lat, to mamy już dwójkę bezrobotnych, bez doświadczenia w CV, bez pomysłu na dalsze życie, mających na utrzymaniu dzieci. Mówi się, że piłkarz do 35. roku życia musi zarobić na resztę życia. Mało który piłkarz jest w stanie to uczynić. Pieniądze rozpływają się momentalnie. Smutny jest widok tych piłkarzy po latach. Często nie mają, co ze sobą zrobić, zaczyna się piwko i to nie jedno. Dalej wszystko toczy się prosto. Rozwód, upadek. Czasem ciężko jest patrzeć na tych piłkarzy po latach, gdy pamiętało się ich jako supersportowców, a tu, mówiąc szczerze: dziadują.
Znana jest historia Arkadiusza Onyszki, reprezentanta Polski, który grał w polskich i duńskich klubach. Pewnego feralnego dnia musiał pożyczyć od jednego z dziennikarzy 50 zł na paliwo. Ten sam Onyszko, mając chorobę nerek, wiedząc że nie jest w stanie zrealizować kontraktu, podpisał umowę na 50 tys. zł miesięcznie. Było to możliwe, gdyż Polonia Warszawa nie przebadała zawodnika.
A piłkarze po zakończeniu kariery w ogóle garną się do roboty?
Przez moment tak. Do roboty w piłce, ale nie w innych branżach. Ale życie ich z czasem do tego zmusza. Piłkarz może być dobrym pracownikiem po zakończeniu kariery, ale musi zejść z poziomu dumy do poziomu szarego człowieka.
To w ogóle jest do przeskoczenia?
Skoro w fabryce pracuje Piotr Jegor, który kiedyś był reprezentantem Polski, skoro Radosław Kałużny pracował w DHL-u, to widać jest to do zrobienia. Pytanie jak oni wewnętrznie sami to przeżywają, czego nie pokazują na zewnątrz.
Wielu piłkarzy zgłasza się do ciebie z prośbą o pomoc?
Media są dla nich naturalną odskocznią. Jeśli mają rozpoznawalną twarz, potrafią się wypowiedzieć, to potrafią w tych mediach funkcjonować. Ale to wąskie grono. Dla ilu piłkarzy jest miejsce w telewizji? Dla 10, 15? Te miejsca się nie zwalniają. Jak ktoś idzie do tej telewizji, to już w niej zostaje.
Jakie mają oczekiwania za występ w tv?
Telewizja zwykle płaci kilkaset złotych za program. Nie jest to nic wielkiego, ale parę programów miesięcznie i już można zapłacić ratę za mieszkanie.
Czy przykład Wojciecha Kowalczyka, który rozmienił karierę na drobne przez alkohol, a dziś utrzymuje się jedynie z występów w programach telewizyjnych, to typowy przykład piłkarza po zakończeniu kariery?
Nie, Wojciech Kowalczyk, co by się nie działo, ma emeryturę olimpijską. Otrzymuje co miesiąc około 3,5 tys. zł.
Czy to że piłkarze obnoszą się z majątkiem jest jedną z przyczyn tego, że trwonią pieniądze? Pisałeś o kuriozalnych torbach Louis Vuitton za 10 tys. zł, które potrafią wziąć do Polskiego Busa?
Torba czy kosmetyczka Louis Vuitton to obowiązkowy gadżet każdego piłkarza. To trochę śmieszne, po co wydawać pieniądze na takie głupoty. Jak żyjesz w grupie, która szpanuje pieniędzmi, nabierasz zwyczajów tej grupy. Oni też tych zwyczajów nabierają. Podglądają starszych, chcą się wkupić, nie chcą być wyśmiewani jak biedacy.
Czy piłkarze to idioci, z chwilowym dopływem gotówki, tak jak pisałeś?
Nie, tak nie napisałem. Choć wielu wśród nich niewątpliwie jest idiotami. To młodzi ludzie, którzy dostają duże pieniądze, popularność. Często nie wiedzą, co z tym zrobić. To naturalne, że tracą hamulce i odlatują.
Były reprezentant Polski Damian Gorawski zadzwonił do „Diabła” ze Szczecina – to obecny partner Natalii Siwiec. Powiedział: – Taki jesteś cwaniak? Taki, kurwa, jesteś mocny? To weź torbę najlepszych ciuchów, ja wezmę swoje i zobaczymy, kto ma lepsze.
A którzy nie odlatują?
Robert Lewandowski przy kosmicznych pieniądzach, jakie zarabia, i statusie globalnej gwiazdy, jest całkowicie normalny. Jeździ dobrymi samochodami, ale nie widać u niego szpanerstwa jak u Cristiano Ronaldo, a przecież bardzo się do siebie zbliżyli statusem. Kamil Glik jest całkowicie wolny od sodówki, nie ma nawet własnego samochodu, tylko pożycza Volkswagena od kolegi menedżera. Stać go na Ferrari, ale uważa to za głupotę. Ale generalnie piłkarze to chłopaki, którzy grają w piłkę zamiast chodzić do szkół. Nielicznym udaje się zarobić duże pieniądze, ale koniec końców brakuje im wykształcenia, by coś ze sobą zrobić po zakończeniu kariery.
Piłka to dla nich ratunek?
Wielu piłka uratowała życie, gdyby nie ona, byliby parkingowymi. Często oczekujemy od piłkarzy, by byli mądrzy, by dobrze się wysławiali, ale oni często potrafią tylko grać w piłkę.
Czy na przestrzeni lat coś się zmienia, jeśli chodzi o rozsądek piłkarzy. Pisałeś o piłce już w latach 90. Jaka jest różnica?
Na pewno dziś dobry piłkarz to potencjalna żyła złota, kura znosząca złote jaja. Jest wokół niej mnóstwo doradców, które dbają, by ta kura nie zdechła, by piłkarz nie zrujnował sobie kariery, bo wtedy ci doradcy, menedżerowie, agenci stracą pracę. To osoby, które potrafią przekuć piłkę w biznes. Piłkarz jest elementem minikorporacji, kiedyś był pozostawiony sam sobie. Wielu piłkarzy wciąż przepuszcza kasę, ale ich świadomość wciąż wzrasta. I jeśli dziś ośmiu na dziesięciu piłkarzy po skończeniu kariery to biedacy, to z obecnego pokolenia biednych może być już tylko sześciu na dziesięciu.
A hazard jest dziś powszechny w polskiej lidze?
Tak. Piłkarze są całkowicie uzależnieni od adrenaliny. Gdy brakuje im meczowych emocji, często kierują kroki do kasyna. Wydaje im się, że dobrze zarabiają i że nie wpłynie to na ich finansową przyszłość. To bzdura, bo potrafią się spłukać doszczętnie. Przeprowadzają się z miejsca na miejsce, często bez rodziny, szukają adrenaliny, a w każdym większym mieście jest kasyno. Kluby coraz bardziej widzą ten problem i organizują im szkolenia, bo wiadomo, że hazardzista wcześniej czy później staje się alkoholikiem.
Znasz takich zawodników z polskiej ligi, którzy mają z tym obecnie problem?
Choroba hazardowa jest chorobą zawodową piłkarzy, ale nie chcę mówić o nazwiskach. To nie jest nic nielegalnego, oni po prostu głupio przepuszczają swoje pieniądze. Z dzisiejszych graczy mistrza Polski jeden z nich ma na pewno ten problem. Nie wiem, czy się z tego wywinął, ale z całą pewnością przepuścił mnóstwo pieniędzy na jednorękim bandycie.
Jak wielkim problemem są pijawki u boku piłkarzy?
Ogromnym. Znam gościa, który kupił dziewczynie buty za 5000 euro, a rok później szukał roboty w programach telewizyjnych czy na otwarciach marketów. Gdybyśmy byli na ich miejscu, też wybieralibyśmy dziunie ze sztucznymi cyckami i napompowanymi ustami. Rzadko który młody mężczyzna, w którym buzuje testosteron, jest w stanie obronić się przed zasadzką o wymiarach 90-60-90. Piłkarze nie są od tego zwolnieni. Niektóre partnerki ciągną ich w dół, niektóre w górę. Piłkarze często wybierają tę pierwszą opcję. Działa tu pożądanie seksualne zamiast rozsądku. Zazwyczaj nie kończy się to szczęśliwie. Kończą się pieniądze, kończy się związek.
I piłkarze są zwierzyną.
Tak, normalnie facet poluje na kobietę, ale nie w wypadku piłkarzy. Każdy znany piłkarz mógłby sobie zorganizować casting, chętnych byłoby bardzo wiele. Piłkarz po pierwsze zapewnia życie na wysokim poziomie, po drugie jest atrakcyjnym facetem: silnym, wysportowanym, po trzecie: jest dla tych dziewczyn trampoliną do popularności. Z jakiego powodu jest znana Sara Boruc, poza tym, że jest żoną Artura?
Ale chyba pijawki pasują do określonego typu piłkarzy, są ich lustrzanym odbiciem?
To prawda. Lewandowski i Glik są spokojni i poukładani, takie mają partnerki. Błaszczykowski jest w cieniu, jego partnerka też nie bryluje. Ale są odwrotne przypadki i tych jest zdecydowanie więcej. Tak jak w przypadku tzw. stajni szczecińskiej, czyli pięciu-sześciu dziewczyn ( wśród nich była Natalia Siwiec), które upolowały i goliły polskich piłkarzy, takich jak Macieja Żurawskiego i Damiana Gorawskiego. Tylko w celu wydojenia ich do samego końca. Gorawski stracił dom na rzecz Natalii Siwiec. Potem poszła fama po środowisku. Piłkarze wiedzą, w co się mogą wpakować i są już, na szczęście, rozsądniejsi.
Wszedłbyś w biznes z piłkarzem, z racji tego, o czym rozmawialiśmy?
Nie chciałbym generalizować. Znam wielu inteligentnych, ze smykałką do biznesu. Takim jest np. Andrzej Niedzielan. Kolejny: Marek Koźmiński, tylko że to on nie wszedłby w biznes ze mną, bo jest na zupełnie innym pułapie finansowym.
A Cezary Kucharski, jedyny przykład z dawnej słynnej Legii z lat 90, który potrafił ustatkować się na dobrym finansowym poziomie? Jej zawodnicy zarobili kosmiczne pieniądze jak na tamte czasy.
Z nim nie wszedłbym w biznes, bo się nie lubimy. Ale to fenomen, który jak na karierę, która nie była spektakularna, bo nigdy nie grał w bogatych klubach, wyciągnął niesamowicie dużo kasy z tej kariery. Kupił mnóstwo mieszkań i świetnie na tym zarabia. To swego rodzaju wzór. Z tej drużyny jeszcze Jacek Zieliński z powodzeniem inwestował w mieszkania, ale to wyjątki.
A inne gwiazdy z tamtej ekipy: Pisz, Mandziejewicz, Ratajczyk?
To zazwyczaj zawodnicy, którzy marzą, by dostać robotę za 4-5 tysięcy złotych. A niekoniecznie ta robota ich szuka. Trenują dzieci, klub z niższych klas rozgrywkowych, pracują w kasynie. Nie są to lumpy, ale pamiętajmy, że kiedyś bawili się życiem i szastali forsą. Nie zawsze jest tak różowo: jednemu odcięli prąd w mieszkaniu, inny narobił długów i nie odbiera telefonów.
Trwonienie zarobków to specyfika tylko polskich piłkarzy?
Nie ma takich pieniędzy, których nie da się rozwalić. Nawet piłkarze, którzy zarabiają niebotyczne pieniądze w angielskiej Premier League, zostają po zakończeniu kariery strażakami. W NBA większość byłych koszykarzy jest bankrutami, a zarabiają wielokrotnie więcej. Dobrym pomysłem jest emerytura dla piłkarzy w Holandii, część ich kontraktów jest automatycznie odciągana, dlatego nie przepuszczają wszystkiego. Takie rozwiązanie przydałoby się w Polsce. W Holandii piłkarzy biedujących praktycznie nie ma. Może nie mają tyle co kiedyś, ale wciąż jeżdżą mercedesem a nie autobusem. To już coś.
Co byś poradził chłopakowi, który dostaje pierwszy duży kontrakt w życiu, ale zaczyna głupieć?
Większość mądrych piłkarzy w takiej sytuacji kupuje mieszkania. Ten biznes nie wymaga wielkiej fantazji i nie trzeba nim sprawnie zarządzać. To bezpieczny sposób na interesy, nie mówię, że wszyscy zbiją na tym kokosy, ale przy odpowiedniej skali, czemu nie? Dobrze, jeśli piłkarz z pierwszego kontraktu kupi mieszkanie, z drugiego dwa, z trzeciego sześć.
Kupna Porsche Panamera, co zrobił Jakub Kosecki, bo chciał być jak Cristiano Ronaldo, nie polecasz?
Samochód za 500 tys. zł kupuje się, jak piłkarz zarabia 3 mln zł. A Kosecki zarabiał 50 tys. miesięcznie. Mariusz Piekarski miał 25 samochodów, zmieniał je jak rękawiczki, aż w końcu nie miał pieniędzy. Każda zmiana samochodu to potężna strata. Kupujesz za 200 tysięcy, sprzedajesz za 130 tys. i tak w kółko. Czyli piłkarze dużą część kasy topią w samochody. Ale to naturalne: młode chłopaki to lubią.