Łowiczanka w tradycyjnym ludowym stroju stoi w hinduistycznej świątyni. Charakterystyczna, znana większości Polaków postać jest narysowana na opakowaniu mleka lalavita. Miejsce akcji – Singapur, dzielnica Tekka, czyli zamieszkana przez Tamilów, tak zwana Little India. Co robi tam polskie mleko? Jest to o tyle zaskakujące, że wśród mieszkańców Azji nietolerancję laktozy ma niemal 100 procent społeczeństwa. Ale polskie mleko okazuje się być niezbędne. To właśnie mlekiem od krowy – świętego zwierzęcia hinduizmu –... obmywa się tu rytualnie posągi w świątyni.
– Nie ma znaczenia, czy to jest mleko z Polski, czy z innego kraju. Ważne żeby było od krowy, bo ona jest w hinduizmie czystym zwierzęciem – wyjaśnia dla portalu INN:Poland Umesh Nautiyal, Prezes Indyjsko-Polskiego Stowarzyszenia na Rzecz Rozwoju Kultury. – Obmycie posągu mlekiem jest rodzajem ofiary dla bogów – wyjaśnia znaczenie obrzędu.
Okazuje się, że polskie mleko jest tu niezwykle popularne. Łowicka lalavita wyparła ze świątyni Sri Veerama Kaliamman inną polską markę – Mlekovitę. Rok temu podróżnik Jacek Balcewicz opisywał na łamach Miesięcznika Społeczno-Kulturalnego Kraków swoją wyprawę do Singapuru. Wtedy dominowało mleko z Wysokiego Mazowieckiego. Co tydzień na wyspę dociera kontener polskiego mleka, które jest używane głównie do celów religijnych.
– Lalavita to nasza dawna marka, którą teraz reaktywowaliśmy – mówi w rozmowie z INN:Poland Izabela Staniszewska z działu marketingu mleczarni w Łowiczu. – Kiedyś to było mleko z dodatkiem witamin, teraz to głównie produkt eksportowy. Mamy dwa rodzaje lalavity. Taką z 3,5 i 1,5 procentową zawartością tłuszczu – wyjaśnia.
W łowickiej spółdzielni mleczarskiej nie mają pojęcia, skąd się wziął sukces eksportowy ich mleka akurat w Singapurze. Dział marketingu odsyła nas do eksportu, tam bezskutecznie próbują odnaleźć ścieżkę, jaką mleko dotarło do świątyni. Obecnością naszych produktów zaskoczony był nawet Zenon Kosiniak-Kamysz, ambasador w Singapurze. Najwięcej dla promocji polskich producentów na rynkach azjatyckich robi Polska Izba Mleka.
Na samej wyspie w rolnictwie pracuje zaledwie 0,2 procenta ludzi aktywnych zawodowo. Na powierzchni wielkości półtorej Warszawy żyje niemal 5,5 miliona mieszkańców. To daje ponad 7500 osób na kilometr kwadratowy i stawia Singapur na trzecim miejscu na świecie pod względem gęstości zaludnienia. W takich warunkach naturalne jest to, że tereny rolne zajmują zaledwie ułamek powierzchni kraju, a większość produktów spożywczych trzeba importować.
Singapur jest trzecim co do wielkości rynkiem w Azji dla polskiego eksportu. Wyprzedzają go tylko Chiny i Zjednoczone Emiraty Arabskie. W 2015 roku Polska wyeksportowała do Singapuru towary o łącznej wartości 870,2 mln dolarów. Jednak ponad pięć szóstych stanowi sprzedaż statków i obiektów pływających. Zwierzęta i produkty pochodzenia zwierzęcego stanowią zaledwie 0,7 proc. naszego eksportu. Tym bardziej należy pogratulować naszym mleczarniom, że znalazły specyficzną niszę. I choć w Singapurze nie przynosi ona wielkich zysków, to otwiera możliwości dotarcia do ponad miliarda wyznawców hinduizmu na całym świecie.