„Gdyby pszczoły zniknęły z powierzchni ziemi, człowiek przetrwałby zaledwie cztery lata” - tę wypowiedź Alberta Einsteina przytaczano w ostatnich latach częściej niż jakiekolwiek inne twierdzenie słynnego fizyka. Dzięki badaczom z Lublina i Krakowa ta ponura prognoza staje się nieco mniej aktualna.
Ostatnia dekada była dla pożytecznych owadów fatalna: globalną populację pszczół dziesiątkowały używane w rolnictwie pestycydy, nowe systemy uprawy, a wreszcie – nosemoza.
Ta wirusowa choroba pustoszy w Europie całe ule. Atakuje przede wszystkim robotnice i trutnie, z reguły wiosną, gdy temperatura w ulu zaczyna się podnosić, a owadom brakuje białka. Wirus dostaje się do organizmu pszczoły drogą pokarmową, zakłócając pszczeli metabolizm i wywołując opuchliznę, która ostatecznie może doprowadzić do śmierci owada – a zwykle całej rodziny.
Naukowcy z lubelskich uczelni – Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej oraz Uniwersytetu Przyrodniczego – a także krakowskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego problem zauważyli już lata temu. Badając zachorowalność pszczół odkryli nową kombinację ekstraktów, pomagającą w walce z nosemozą.
Preparat zabija wirusy, a jednocześnie jest oparty na naturalnych składnikach, w mieszance, która jest bezpieczna dla owadów – i dla ludzi, którzy w innym przypadku mogliby się zetknąć z elementami leku w miodzie. - Zastosowane ekstrakty podnoszą odporność pszczół. Podobnie mogą działać na organizm człowieka – podkreślała dr Aneta Ptaszyńska z Zakładu Botaniki i Mykologii Wydziału Biologii i Biotechnologii UMCS.
Twórcy leku ujawniają jedynie, że powstał on na bazie roślin adaptogennych, podnoszących odporność u kręgowców. Skład pozostaje jednak tajemnicą, przynajmniej do czasu zakończenia się procedury patentowej. Badacze negocjują też z przedsiębiorstwami zainteresowanymi komercyjną produkcją preparatu. Oby się dogadali przed następną wiosną.