Rząd chce zmienić zasady refundacji wyrobów medycznych takich jak wózki inwalidzkie, pieluchomajtki, wyroby stomijne czy ortezy. Do tej pory pacjenci mieli przyznany limit kwotowy na niezbędne produkty. Resort chce jednak płacić jedynie za najtańsze rozwiązania. Do droższych pacjent będzie musiał dopłacić z własnej kieszeni. W założeniach, nowe regulacje mają przynieść NFZ oszczędności. Jest jednak duże ale...
Projekt ustawy o refundacji wyrobów medycznych został skopiowany z rozwiązań, które obowiązują przy refundacji leków. Brak dostosowania prawa do specyfiki rynku pociąga za sobą wiele negatywnych konsekwencji. Spowoduje to m.in. zamknięcie wielu sklepów medycznych i spore utrudnienia dla pacjentów. Poza zasięgiem wielu pacjentów znajdą się pieluchomajtki, wózki inwalidzkie, aparaty słuchowe, wyroby stomijne czy ortezy. Wszystko dlatego, że pacjenci będą mieli bezpłatny dostęp tylko do produktów najtańszych. Pod warunkiem, że pobliski sklep medyczny nie zniknął.
– W tej chwili już część naszych odbiorców się przebranżawia. Wiedzą, co ich czeka po nowym roku – mówi w rozmowie z INN:Poland osoba, odpowiedzialna za współpracę ze sklepami w firmie, która produkuje wyroby medyczne. – Zdają sobie sprawę, że po wejściu w życie nowej ustawy nie zarobią na swój sklep – dodaje. Dlaczego? Po pierwsze, projekt ustawy reguluje wysokość marży i nie jest ona wielka. Po drugie, na produkty refundowane będzie ustalona urzędowa cena zbytu. – To znaczy, że nie będziemy mogli dać im żadnego rabatu – dodaje.
Ministerstwo zapewnia jednak, że dotychczasowa sieć dystrybucji zostanie utrzymana. Nie przewidziało, że nowe regulacje postawią ten biznes pod znakiem zapytania. No dobrze, a co z aptekami? Jeśli znikną sklepy medyczne, może przejmą ich klientów.
Eksperci mają duże wątpliwości. W tej chwili zaledwie co druga taka placówka zajmuje się sprzedażą wyrobów medycznych. Apteki są nieprzygotowane zarówno logistycznie, jak i kadrowo. Po pierwsze, magazynowanie wyrobów medycznych wymaga dużo miejsca. Utrzymanie pełnego asortymentu pieluch czy sprzętu rehabilitacyjnego w aptece jest praktycznie niewykonalne. Druga kwestia to doradztwo. O ile lek na receptę wypisuje lekarz, to dopasowanie np. kołnierza ortopedycznego wymaga specjalistycznych kompetencji, których nie ma farmaceuta.
Aptekarz, aby móc przejąć część dystrybucji wyrobów medycznych, musiałby zatrudnić wykwalifikowanego pracownika, co niekoniecznie musi się opłacać. A nikogo nie można zmusić do handlu pełnym spektrum wyrobów medycznych. Efektem dla pacjenta będzie więc ograniczona dostępność.
Ale to nie koniec zmian, które dotkną pacjentów. W tej chwili każdy odbierający np. pieluchomajtki ma przyznany na nie miesięczny limit wydatków. Te środki może przeznaczyć na produkty, których potrzebuje i dobrać te, które najlepiej mu pasują. W ramach przyznanej kwoty refundacji może dobrać odpowiednie dla siebie rozwiązania, a to zazwyczaj nie są te najtańsze. Ze względu na indywidualne potrzeby użytkowników, np. produkty stomijne mogą się znacząco między sobą różnić. Co więcej, każdy producent stosuje inną technologię. Tu produktów nie da się tak łatwo porównać jak w lekach, gdzie najważniejsza jest substancja czynna. Wedle nowych przepisów, wszystkie rozwiązania zostaną wrzucone do jednego worka, a kluczowym kryterium refundacji będzie cena.
Eksperci podkreślają, że w wypadku wyrobów medycznych kategorie powinny być jakościowo-funkcjonalne, a nie cenowe. Teraz w jednej kategorii mogą się znaleźć produkty wysokie jakościowo i tania „chińszczyzna”. A to jej cena będzie wyznacznikiem wysokości dofinansowania z NFZ.
– Jeśli pacjent będzie chciał używać czegoś lepszego, będzie musiał dopłacić – mówi w rozmowie z INN:Poland przedstawiciel producenta z branży wyrobów medycznych. – Dla ustawodawcy nie ma znaczenia, czy będzie to zaawansowany technologicznie produkt, czy najtańszy na rynku. Oba będą w tej samej kategorii, a limit refundacji zostanie ustalony na podstawie ceny tańszego produktu. Do całej reszty trzeba będzie dopłacać – wyjaśnia.
Pacjenci, korzystający z wyrobów medycznych takich jak pieluchomajtki czy wyroby stomijne, to w znaczącej większości osoby starsze, emeryci i renciści. Ale nawet jeśli osoby młodsze są zmuszone przez życie do używania tego typu produktów, oznacza to, że mają duże problemy zdrowotne. W obu przypadkach konieczność dopłacania zmusi ich do stosowania najtańszych rozwiązań. Teraz, w ramach przyznanego limitu, taka osoba może wybrać produkty, które są dopasowane do jej specyficznej sytuacji. Po zmianach będzie musiała dopłacić. Albo wybrać najtańsze rozwiązania, które mogą powodować dyskomfort, a nawet powikłania.
W przypadku używania rozwiązań, które nie są optymalne, zamiast oszczędności, na które liczy Ministerstwo Zdrowia, pojawiają się koszty. Wydłuża się czas leczenia lub rehabilitacji, a w skrajnych przypadkach – np. przy źle dobranych wyrobach medycznych może dojść do poważnych powikłań. Niewłaściwa orteza wydłuża czas rehabilitacji. Ale nawet tak banalna rzecz, jak źle dobrane pieluchomajtki, powodują u leżącego pacjenta odleżyny. Pojawiają się dodatkowe koszty związane z leczeniem ambulatoryjnym lub hospitalizacją pacjenta. Oszczędzając kilkadziesiąt złotych, NFZ wyda znacznie więcej na leczenie skutków ubocznych, twierdzą w rozmowie z nami eksperci.
Jeszcze jednym smaczkiem zmiany jest wprowadzenie dużej niepewności dla pacjentów. Co dwa miesiące będzie publikowana aktualizacja listy refundacyjnej. To znaczy, że mogą się wtedy zmieniać podstawy refundacji. Pacjent nigdy nie będzie wiedział, ile będzie musiał dopłacić do produktu, który stosuje.
– Niestety już jest za późno. Ustawa na 99 procent wejdzie w nowym roku, a ciągle nie ma rozporządzeń. W nowym roku zaczną się negocjacje cenowe ministerstwa z firmami i wtedy zrobi się prawdziwe larum – mówi przedstawiciel producenta sprzętu medycznego.
Rzeczywiście, wszystkie źródła wskazują, że sprawa jest przesądzona. Resort nie przewiduje już konsultacji ani konferencji uzgodnieniowych. Organizacje pacjentów kierowały swoje postulaty do Ministerstwa, ale nie przyniosło to efektu. Refundację wyrobów medycznych czeka w 2017 roku rewolucja. Za pozorne oszczędności zapłacą w pierwszej kolejności właściciele sklepów medycznych, pacjenci, a w ogólnym rozrachunku – my wszyscy.
Nowelizacja mogłaby być dobrą szansą na to, by zlikwidować istniejące absurdy, jak obwarowanie sprzedaży pieluchomajtek. Obecnie, żeby skorzystać z refundacji, należy, mając receptę od lekarza, podstemplować w siedzibie NFZ kartę, a odbierając pieluchy, dodatkowo się wylegitymować. Prościej można kupić nawet leki narkotyczne. Jednak resort zdrowia zamiast likwidować bariery, wprowadza regulacje, które w jeszcze większym stopniu utrudnią dostęp do podstawowych produktów medycznych.