Sezon wywiadówek rozpoczęty. „Rodzice zostali poinformowani, iż w tym miesiącu jest przewidziane wyjście do kina, w związku z czym potrzebna jest wpłata na wejściówki, zaopatrzenie dzieci w bilety na komunikację miejską” – pisze jeden z blogerów, publikujących na platformie piekielni.pl. „A na jaki film?”. „Smoleńsk”.
„Pierwsza opadła mi szczęka, drugie łapy, skarpety dołączyły na końcu. Na krótkie info ode mnie i kilkorga innych rodziców, że nie życzymy sobie, by dzieci wybrały się na taki film, otrzymaliśmy odpowiedź, iż będzie on przerabiany tak na języku polskim, jak i historii”. Z relacji blogera wynika, że nauczycielka „ma kilka lat do emerytury, że dyrektor dostał jasne wytyczne, że ona się nie sprzeciwi...” – relacjonuje bloger.
Niewątpliwie, wraz z początkiem roku szkolnego najbardziej kontrowersyjny polski film ostatnich lat ma szansę stać się najbardziej kasowym hitem sezonu. Dla przeciwników przesłania filmu – oraz krytyków rzemiosła filmowego twórców „Smoleńska” – czytelny sygnał wysłała minister edukacji Anna Zalewska, która podczas premiery oświadczyła, że film powinni zobaczyć uczniowie szkół. Jeżeli wierzyć takim relacjom, jak wyżej zacytowana, szkoły mogą wręcz obowiązywać jakieś wytyczne w tej dziedzinie.
Na pewno jednak nie mają one charakteru oficjalnego. – Zależy nam na patriotycznym wychowaniu młodzieży, organizujemy wyjście do kina w ramach lekcji historii, wiedzy o społeczeństwie i godziny wychowawczej – komentował na łamach pomorskiego oddziału „Gazety Wyborczej” jeden z dyrektorów placówek w Wejherowie. – Dziwi mnie bardzo, że kogoś bulwersuje to, iż uczniowie w ramach edukacji patriotycznej, działań wychowawczych mieli zaproponowane wyjście na projekcję filmu – komentowała z kolei w lokalnych mediach dyrektorka Zespołu Szkolno-Gimnazjalnego nr 5 w Radomsku. – Nasze gimnazjum nosi imię Bohaterów Katynia, dlatego uważam, że każdy gimnazjalista ten film powinien zobaczyć.
Analogicznie, film „edukacyjny, biograficzny, dokumentalny” – jak opisała „Smoleńsk” szefowa resortu – chcą zobaczyć dziesiątki szkół w Polsce. Jednak to zaledwie połowa prawdy: na projekcję umawiają się też krytycy przesłania dzieła Antoniego Krazuego, a branża kiniarska – od sieci multipleksów po gminne ośrodki kultury – namawia szkoły na rozmaite sposoby do skorzystania z oferty pokazów organizowanych w godzinach lekcyjnych.
Z tej masowej mobilizacji jasno wynika jedno: „Smoleńsk” ma szansę w błyskawicznym tempie znaleźć się w zestawieniu największych kinowych hitów ostatniego ćwierćwiecza. Bowiem to właśnie szkoły i pokazy dla uczniów rozdawały w tej branży karty. Wystarczy spojrzeć na rankingi najpopularniejszych dzieł kinowych poprzednich dwóch dekad. Pierwsze trzy miejsca zajmują w nich ekranizacje lektur szkolnych: „Ogniem i mieczem”, „Pan Tadeusz” oraz „Quo vadis”. Liczba widzów pierwszego z nich dalece przebiła 7 mln osób, drugiego – ponad 6 mln, trzeciego – dobiła niemal 6,5 mln.
W oczywisty sposób odzwierciedla to też wpływy: „Ogniem i mieczem” dawno temu przebiło pułap 100 milionów złotych, „Pan Tadeusz” to wpływy rzędu ponad 82 mln złotych, a „Quo vadis” – około 70 mln złotych. Do pierwszej dziesiątki polskich blockbusterów bez problemu „łapie się” również ekranizacja „W pustyni i w puszczy” – z wynikami niemal 2,5 mln widzów oraz przeszło 25 mln złotych wpływów. W zależności od rankingów do pierwszej dziesiątki mogłyby też wchodzić filmowe adaptacje „Zemsty” oraz „Przedwiośnia”.
„Smoleńsk” jednak ekranizacją nie jest. I być nie musi – bowiem wielkie kino historyczne czy biograficzne również wysoko plasuje się w zestawieniach. Niewątpliwie największym hitem kina historycznego był „Katyń” – z niemal 3 milionami widzów oraz grubo ponad 35 mln złotych z wpływów. Ale „na plusie” znalazły się też filmowe portrety księdza Jerzego Popiełuszki („Popiełuszko. Wolność jest w nas”, niemal 17,5 mln widzów), Władysława Szpilmana („Pianista”, około 16 mln widzów) czy Jana Pawła II (ekranizacja książki kard. Stanisława Dziwisza „Świadectwo”). W ostatnich latach do listy dobili też „Bogowie” - filmowa wersja najważniejszych lat z życia prof. Zbigniewa Religi.
Specjaliści z branży filmowej definiują progi filmowych hitów na poziomie pół miliona widzów, co już oznacza w polskich realiach znaczący sukces. Ale żeby obraz, na który wydano 10 mln złotych, wyszedł na zero i zaczął na siebie zarabiać – trzeba trzykroć więcej widzów. Czy szkoły będą w stanie zabezpieczyć taką frekwencję? Nawet jeśli nie, to w ostateczności pozostaje sprzedaż praw do TVP i regularne emisje.