„Będzie dobrze”, „tak, mogę tego dokonać!”, „jestem piękny i utalentowany”, „nie rozumieją mnie, ale to tylko dlatego, że przerastam ich o głowę”. Długo przekonywano nas, że wystarczy sobie powtarzać przyjemne formułki, żeby nabrać innego podejścia do życia.
Wszyscy, od czasu do czasu, drżymy z gniewu, smutku, a czasem – oby jak najczęściej – z radości. Dosyć szybko jesteśmy też uczeni, że nad emocjami trzeba panować: pozytywnymi się dzielić, negatywne tłumić lub przynajmniej za nie przepraszać. I bynajmniej w nich nie grzebać!
Profesor psychologii z Harvardu, Susan David, jest jednak innego zdania. W największym skrócie jej podejście można by streścić następująco: skrupulatnie przyglądajcie się odczuwanym przez siebie emocjom, analizujcie je. Emocje, myśli, jakie przychodzą wówczas do głowi, zachowania – mogą być najlepszym źródłem wiedzy o samym sobie. Pokażą, na czym nam najbardziej zależy i co sobie cenimy. A gdy już będziemy to wiedzieć, będzie nam prościej zachować równowagę, ciekawość świata, zdobywać się na odwagę i współczucie.
– W olbrzymim stopniu nasze dialogi kulturowe sprowadzają się do uników, ludzie mówią rzeczy w stylu „po prostu myśl pozytywnie i wszystko będzie dobrze”. To „tyrania pozytywności”, jak nazwał to jeden z moich przyjaciół – wyjaśniała David w jednym z wywiadów. – Przesłanie, że to nasze myśli są odpowiedzialne za nasz stan zdrowia, dobrobyt czy rzeczywistość, to znaczne przecenianie siły sprawczej myślenia, które prowadzi tylko do poczucia winy, gdy przydarzy nam się coś złego – podkreślała.
David stawia sprawy jasno: nie oszukujmy się, życie nie jest usłane różami i gwarantuje nam gorsze chwile. – Jesteś zdrowy, dopóki nie zachorujesz. Jesteś z osobą, którą kochasz, aż przestajesz z nią być. Twoja praca sprawia ci przyjemność, ale do momentu, w którym przestaje sprawiać ci przyjemność – dowodzi harvardzka uczona. – Z negatywnymi uczuciami, które się wówczas pojawiają, trzeba się nauczyć żyć – kwituje.
Innymi słowy, nic nie „będzie dobrze”, jeśli sami nie wypracujemy metody samodzielnego wracania do równowagi. Co więcej, smutek czy gniew są ważne: pokazują, że naprawdę na czymś nam zależy. Obok rzeczy i spraw obojętnych przechodzimy obojętnie. – A jeśli odepchniemy od siebie emocje czy myśli, one w końcu wrócą, spotęgowane – ostrzega David. – Jest takie studium, które pokazuje, co dzieje się z osobami, które usilnie próbują rzucić palenia i nie myśleć o papierosach. Co się z nimi dzieje? One zaczynają marzyć o papierosie – mówi David.
No i jest jeszcze szczęście. Według badaczki, nie brak naukowych dowodów na to, że kto stawia sobie w życiu za cel szczęście – z biegiem lat staje się coraz mniej szczęśliwy. Bo też szczęście jest produktem ubocznym pogoni za tym, co ma dla nas wartość.
No to co z tym pozytywnym myśleniem? David proponuje w to miejsce stan, który nazywa „emocjonalną dojrzałością” – pełna świadomość własnych emocji, umiejętność postępowania z nimi, świadome i mądre komunikowanie ich najbliższym i współpracownikom. Zapewne można tu również dorzucić pewną świadomość emocji otaczających nas ludzi.
I cel. David podkreśla wagę tego, jak motywujący może być dla nas pewien uniwersalny cel w życiu: chcesz rzucić palenie lub schudnąć po to, by jak najdłużej być z ukochanym partnerem lub dziećmi. – Wiemy, że gdy masz taki cel, wtedy twoje fizyczne pokusy stają się łagodniejsze. To ma kluczowe znaczenie, by cele były związane z wartościami, na których nam zależy. Tylko wtedy zmiana naszego życia będzie możliwa – podsumowuje badaczka.