320 milionów złotych – takiego odszkodowania domaga się od olsztyńskiego ratusza hiszpańska firma FCC. Obie strony obrzucają się oskarżeniami, a ostateczna decyzja zapadnie w procesie, który właśnie ruszył.
A miało być tak pięknie... Pięć lat temu hiszpańska firma FCC Conctruccion zawarła z władzami Olsztyna umowę na wybudowanie w mieście sieci linii tramwajowych oraz konieczną przebudowę skrzyżowań. W połowie 2013 roku jednak współpraca zakończyła się z hukiem: ratusz zerwał umowę.
Szybko jednak atmosfera stała się nerwowa. - Przyjechali do Olsztyna w składzie kilkuosobowym, wyposażeni jedynie w kalkulatory. Wynajęli kilka firm podwykonawczych, którym na dodatek nie płacili – opowiadał potem wiceprezydent Olsztyna. - Prosiliśmy ich wiele razy o plany naprawcze, ale oni albo nie umieli, albo nie chcieli ich napisać. Wiele pieniędzy i zachodu wymagało posprzątanie bałaganu po FCC – kwitował.
Warty 250 mln złotych kontrakt poszedł do kosza, gdyż – według wersji olsztyńskich władz – w sierpniu 2013 r. firma wykonała zaledwie 5,67 proc. zaplanowanych prac. Tymczasem w tym momencie powinno już być zrealizowane 65 proc. prac. Oznaczało to nie tylko zerwanie umowy, ale i zatrzymanie przez miasto 25 milionów złotych kaucji. Kontrakt podzielono na sześć mniejszych umów, zrealizowanych ostatecznie na początku tego roku.
FCC oprotestowało ruch ratusza i dwa lata później postanowiło pójść z tą sprawą do sądu, argumentując, że to Olsztyn odpowiadał za opóźnienia, nie wywiązując się z obowiązków, które zostały wyszczególnione w kontrakcie. Firma podbiła też stawkę: zażądała 320 milionów złotych odszkodowania. Żądanie przeniesienia procesu poza Olsztyn – z uwagi na potencjalną stronniczość sędziów – zostało odrzucone przez Sąd Apelacyjny w Białymstoku. Proces odbędzie się w Olsztynie i wygląda na to, że będzie burzliwy.