Dwadzieścia osób – tyle mniej więcej liczy sobie grupa osób, dla których wilamowski jest pierwszym językiem. W sumie mówi nim dziś około siedemdziesięciu mieszkańców miasteczka, w tym dzieci, które od niedawna zaczęły się go uczyć. Polscy naukowcy starają się przywrócić ten ginący język do życia, a z ich doświadczeń chcą skorzystać Meksykanie, którzy marzą o tym, by odżył język Azteków – nahuatl.
Wymysiöeryś zrodził się w XII wieku, podczas rozbicia dzielnicowego. Lokalni władcy ściągali wówczas do położonych niedaleko Bielska-Białej Wilamowic osadników z Niemiec, Holandii czy Szkocji. Ich integracja na polskiej ziemi przyniosła niezwykły rezultat: powstał język będący mieszanką języków germańskich, z domieszkami niderlandzkiego, szkockiego i języków słowiańskich.
Wymysiöeryś pewnie przepadłby już lata temu, gdyby nie fakt, że potomkowie dawnych osadników stworzyli wyjątkowo zamkniętą społeczność: małżeństwa zawierano przede wszystkim w jej obrębie, a jeśli nawet ktoś znajdował męża czy żonę poza miasteczkiem – osoby takie musiały przysiąc, że nauczą się języka i wychowają w nim dzieci.
Tak było do końca II wojny światowej. Nowe komunistyczne władze w hermetycznej społeczności i jej języku najwyraźniej widziały zagrożenie: po 1945 roku używanie wymysiöeryś było zakazane. Zakaz zniesiono co prawda po odwilży w 1956 roku, ale wilamowianie woleli już używać języka polskiego i stopniowo wtapiali się w otoczenie. Po upadku komunizmu wymysiöeryś mówiło już zaledwie kilkadziesiąt osób, a dwie dekady temu prognozowano, że język nie przetrwa do 2000 roku.
Stało się jednak inaczej. – Do 2011 roku w Polsce było małe zainteresowanie językiem wilamowskim: zmieniło się to właśnie od czasu, kiedy zajął się tym tematem UW – opowiadał PAP Tymoteusz Król ze stowarzyszenia Wilamowianie. – Znacznie bardziej byliśmy zauważani za granicą: już prawie 10 lat temu Biblioteka Kongresu USA uznała wilamowski za język, również UNESCO umieściło język wilamowski na mapie języków ginących – dorzucał.
Do miasteczka zaczęli też przyjeżdżać badacze z Meksyku, którzy chcieliby skorzystać z doświadczeń polskich naukowców w przywracaniu języka nahuatl, którym mówili niegdyś Aztekowie. W Wilamowicach zorganizowano również, trwające właśnie warsztaty terenowe z ratowania ginących języków.
Dorobek naukowców, którzy zjeżdżają w ostatnich latach do Wilamowic, rzeczywiście jest imponujący. – Pierwszym, najważniejszym krokiem jest dokumentacja języka, czyli zapisywanie jaj największej ilości przykładów jego użycia, tworzenie jak największej bazy nagrań i tak dalej – opowiadał Bartłomiej Chromik, językoznawca z UW. – Mając taką dokumentację, jesteśmy w stanie opracowywać różne materiały edukacyjne. Jest to istotne zwłaszcza w sytuacji, w której jest zaburzony przekaz pokoleniowy pomiędzy starszymi a młodszymi użytkownikami języka – dodaje.
Kolejne kroki to tworzenie takich miejsc, w których korzystanie z ginącego etnolektu byłoby atrakcyjne oraz stopniowa zmiana negatywnego stosunku do języka. – Bardzo często użytkownikami zagrożonych języków są społeczności zmarginalizowane – wielu z tych ludzi wstydzi się mówić inaczej niż jakaś określona, dominująca grupa w ich społeczeństwie – kwituje. W Wilamowicach wymysiöeryś wszedł już do szkół i teatrów. Co dalej, zobaczymy.