Czasy taniej benzyny dobiegają końca. Na ostatnim nieformalnym spotkaniu członków OPEC zdecydowano o ograniczeniu produkcji ropy, a skoro będzie jej mniej na rynku – będzie droższa. Cała nadzieja w tym, że państwa członkowskie mają długą historię łamania przyjmowanych przez kartel limitów. Każdą ich decyzję natychmiast poczujemy w portfelach.
Ostatnie takie cięcie OPEC zarządziła osiem lat temu. 700 tysięcy baryłek dziennie – o tyle ma spaść produkcja ropy naftowej w państwach kartelu, co oznacza, że na rynek będzie teraz trafiać 32,5 mln baryłek dziennie. To nie jest jeszcze dramatyczne cięcie, ale rynki zareagowały błyskawicznie – baryłka podrożała średnio o 6 procent, dobijając poziomu 49 dolarów. Dalsze podwyżki mogą nastąpić w listopadzie, kiedy to nowe limity mają zostać ostatecznie przypieczętowane na formalnym spotkaniu kartelu.
Polacy nie jeżdżą może na saudyjskiej czy wenezuelskiej ropie, ale w ciągu godzin decyzja ta przekłada się na cały rynek. Jest oczywiste, że wyższe ceny ropy służą wszystkim eksporterom ropy, również tym niezrzeszonym w OPEC, jak dostarczająca większość benzyny na polski rynek Rosja. Nikt nie jest więc zainteresowany obniżką.
Co jednak nie znaczy, że w dłuższej perspektywie ropa będzie drożeć. Już ostatnia, podjęta w Algierze, decyzja OPEC była efektem trudnego kompromisu. Jeszcze przed spotkaniem kartelu jeden z jego kluczowych członków – Iran – zapowiadał, że chciałby wręcz zwiększać produkcję. Dzieje się tak z prostej przyczyny: irańska ropa dopiero co wróciła na światowe rynki i Teheran chce za wszelką cenę nadgonić dekady międzynarodowych sankcji i wpuścić jak najwięcej gotówki do kraju.
Co więcej, członkowie OPEC mają długą historię omijania ustalonych przez siebie limitów. Z prostej przyczyny – dla większości tych państw surowiec to główne źródło dochodów budżetowych. Skoro limit ustalony jest nisko, a cena ropy szybuje – są to idealne warunki, by sprzedać jej jak najwięcej. Dlatego wielokrotnie państwa członkowskie eksportowały surowiec, uciekając się do nieformalnych chwytów: wpuszczania dodatkowych ilości ropy na rynek poprzez nieformalne transakcje lub nie informując o tym innych partnerów.
Doprowadziło to do absurdalnej sytuacji, kiedy to firmy konsultingowe, próbujące analizować sytuację na rynku uciekały się do zatrudniania „konsultantów”, którzy próbowali w pobliżu najważniejszych portów z terminalami naftowymi liczyć przepływające tankowce, oceniali ich tonaż i cel podróży. W Arabii Saudyjskiej przyłapanemu „konsultantowi” groziła za to nawet kara śmierci. Dziś jest to o tyle prostsze, że ruch w portach można też śledzić za pomocą satelitów. Co nie znaczy, że eksporterzy nie szukają możliwości dodatkowej sprzedaży. Ta „kontrabanda” może w pewnej mierze załagodzić skutek decyzji kartelu.