Jeśli żądania 800 osób zrzeszonych w związkach zawodowych w Przedsiębiorstwie Państwowe Porty Lotnicze, nie zostaną spełnione, może dojść do sparaliżowania największego lotniska w Polsce. Trwa właśnie konflikt pomiędzy dyrektorem a związkowcami o podwyżki, gwarancje zatrudnienia i wysokość odpraw dla zwalnianych pracowników.
Średnia płaca w PPL to ok. 9300 zł brutto. Związkowcy mówią, że to mało i żądają podwyżki o 8 procent. Chcą także przedłużenia gwarancji nieobniżania wynagrodzeń do 2022 roku. Pracownicy, którzy byliby zwalniani, otrzymają wysokie odprawy. Nie takie jak w kodeksie pracy, ale wielokrotnie wyższe. Dla osoby ze stażem ponad dziesięcioletnim to 267 tys. zł, a dla kogoś, kto zaczepił się w firmie na rok, odprawa wyniesie... 32 tys. zł.
Takich przywilejów nie mają pracownicy największych czy najbardziej zyskownych firm w Polsce. A jednak związkowcy z PPL twierdzą, że jest bardzo źle, i domagają się negocjacji w sprawie nowego zakładowego układu o pracy.
Odbyło się już 56 sesji negocjacyjnych. Konflikt pomiędzy związkami a dyrektorem Mariuszem Szpikowskim trwa. Cztery z siedmiu, działających na Okęciu, związków nie wyklucza nawet blokady największego lotniska w kraju. Kiedy? Za około dwa tygodnie ogłoszą referendum w sprawie strajku. Potem podadzą datę. Dokładnej jeszcze nie ustalono, związkowcy chcą jeszcze "grillować" dyrektora.
– To jest ostateczność, jednak nie wykluczone, że do tego dojdzie. W tej firmie nie ma dialogu społecznego. Nasze postulaty nie są niczym niezwykłym, jak to jest przedstawiane przez dyrekcję – mówi INN:Poland Marek Żuk, szef Związku Zawodowego Pracowników Lotnictwa Cywilnego.
Firma z radą delegatów
Na PPL składają się lotnisko Chopina w Warszawie, port lotniczy Zielona Góra, a sama spółka ma również udziały w kilku lotniskach regionalnych. Działa w niej siedem związków zawodowych, a należy do nich trzy czwarte z 1100 pracowników. Ta firma to jakby twór z innej epoki. Mniejsza o to, że specjalną ustawą powołał ją w 1987 roku gen. Wojciech Jaruzelski. Do zarządzania spółką wtrąca się "rada robotnicza", a konkretnie złożony z pracowników Krajowy Zjazd Delegatów.
Właściwie nie mają, o co walczyć: pracownicy PPL mają do wyłącznej dyspozycji zlokalizowany na terenie przedsiębiorstwa ośrodek sportu (siłownia, hala sportowa, strzelnica). W ramach pakietu socjalnego korzystają również z opieki medycznej firmy Luxmed, a także z funduszu socjalnego, gwarantującego możliwość zaciągania niskooprocentowanych pożyczek. Otrzymują także duże zniżki od należącego do Grupy Kapitałowej PPL trzygwiazdkowego ośrodka wypoczynkowego w Juracie na Półwyspie Helskim.
To nie koniec. Pracownikom należy się obligatoryjna premia w wys. 10 proc. wynagrodzenia zasadniczego, nagroda roczna uzależniona od dodatniego wyniku sprzedaży osiągniętego przez PPL w poprzedzającym wypłatę roku obrotowym. Są też nagrody jubileuszowe, dodatki stażowe, dodatek za pracę w niedziele i święta, dodatek za pracę w godzinach nocnych.
W PPL istnieje grupa stanowisk, opłacanych mocno powyżej średniej krajowej. Jedno z nich, z pensją w wysokości 12 700 zł (etat specjalisty ds. administracji), zajmuje przewodniczący jednego ze związków zawodowych. Żyć, pracować, nie umierać.
Za dużo roboty
O co więc chodzi związkowcom? O ten boom, co nadchodzi. – W firmie jest dobrze, ruch pasażerski rośnie. Jednak bez podjęcia pewnych działań przez dyrekcję nie będziemy w stanie obsłużyć nadchodzącej fali pasażerów. Teraz zwali się nam głowę część ruchu linii Ryanair przenoszącej połączenia z Modlina. Firma będzie miała przychody i biznes, a co my jako pracownicy, będziemy z tego mieli? – wykłada proszący o zachowanie anonimowości przedstawiciel "komitetu pracowników".
PPL to instytucja, która ma zysk i pieniądze. Po części nasze, czyli 14 mln pasażerów, którzy płacą liniom lotniczym opłaty lotniskowe na Okęciu, gdyż stawki te zawarte są w cenie biletu. Już raz związkowcy w PPL pobili rekord Polski. Dokładniej chodziło o wysokość wypłacanych odpraw osobom zwalnianym w trakcie restrukturyzacji w 2014 roku. Po kryzysie w branży lotniczej zwolnionych musiało być około 900 osób. Wówczas średnia odprawa dla pracownika wynosiła 300 tys. złotych. W innych programach dobrowolnych odejść, na przykład w hucie Accelor Mittal, oferowano 50-100 tys. zł, w Orlenie ponad 100 tys. zł, tymczasem w PPL były i takie wypłaty, które przekraczały pół miliona zł.
Związkowcy nalegają, aby uchwalić taki same warunki zatrudnienia jak przed wymuszoną kryzysem restrukturyzacją. Dwa lata temu, odpowiednio przyciskając dyrektora PPL, na 7 dni przez ogłoszonym strajkiem dopięli swego. Ciekawe, jak będzie tym razem.
Spełnienie żądań oznaczałoby zwiększenie funduszu płac o 7, 7 mln do 19,9 mln złotych. Takie trwałe zobowiązanie wpłynie na pogorszenie przyszłych wyników finansowych przedsiębiorstwa i parametrów finansowych. Byłby to powrót do sytuacji sprzed restrukturyzacji, kiedy to udział kosztów wynagrodzeń i świadczeń pracowniczych w sumie kosztów działalności operacyjnej PPL przekraczał 50 proc. Obecnie udział ten wynosi 35,8 proc. i kształtuje się na poziomie porównywalnym z innymi europejskimi lotniskami.