Reklama.
W ciągu kilku najbliższych tygodni – na pewno przed końcem roku – BGK powinien dostać obligacje skarbowe o wartości ok. 3 mld zł. Te pieniądze mają posłużyć do „oliwienia” gospodarki, w szczególności w najbliższym czasie, kiedy to koniunkturę nad Wisłą mają stymulować środki unijne oraz inwestycje publiczne.
Ministrowie gabinetu Beaty Szydło wiosną stoczyli podobno zacięty zakulisowy bój o to, kto będzie kontrolować Bank. Z tej konfrontacji zwycięsko wyszedł wicepremier Mateusz Morawiecki, zaś minister finansów Paweł Szałamacha – który miał wobec tej instytucji własne plany – stracił stanowisko. Trudno się jednak dziwić zaciętości tego boju. BGK pozwala na prowadzenie transakcji walutowych na rynku czy konsolidowanie środków na rachunkach instytucji publicznych – innymi słowy, w razie potrzeby można sięgać po wolne środki jednej instytucji, by uregulować zobowiązania innej.
Nie jest całkowicie jasne, jaką rolę BGK miałby odgrywać w PFR, oprócz tego, że... centralną. – Wydaje mi się, że jesteśmy najbliżej tego, by być takim podmiotem, wokół którego niejako realizacja tego planu będzie się odbywać – mówił też o planie Morawieckiego prezes BGK Dariusz Kacprzyk. Polski Fundusz Rozwoju miałby zaś „funkcjonalnie obsługiwać poszczególne obszary rozwojowe, takie jak inwestycje, infrastruktura, eksport, ekspansja za granicą, promocja firm, innowacyjność czy małe i średnie przedsiębiorstwa”.
Napisz do autora: mariusz.janik@innpoland.pl