W Europie niewiele jest jednorożców – start-upów, których wartość przebiła magiczną barierę miliarda dolarów. Klarna, firma Sebastiana Siemiątkowskiego należy do tego elitarnego grona. I kto wie, może syn polskiego małżeństwa, które emigrowało znad Wisły do Szwecji, nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. „Brexit i protekcjonistyczna retoryka prezydenta Trumpa w gruncie rzeczy pomagają mojej firmie” - twierdzi.
Siemiątkowski urodził się na kilka tygodni przed wprowadzeniem w Polsce stanu wojennego. Jego rodzice mieszkali już wówczas w Sztokholmie, dokąd przenieśli się niewiele wcześniej. Do kraju nigdy już nie wrócili, choć Siemiątkowski wychowywał się w domu pełnym wspomnień. Tak czy inaczej, jego życie zawodowe jest dziś nierozerwalnie związane ze Szwecją.
A szkoda. W 2005 r., w trakcie praktyk studenckich w jednej ze sztokholmskich firm windykacyjnych, 23-letni wówczas Siemiątkowski wraz z dwoma kolegami zaczęli zastanawiać się nad tym, co wpływa na anulowanie transakcji zakupów internetowych. Z ich analizy wynikało, że powody mogą być prozaiczne: klienci np. mogą nie mieć pod ręką swoich kart płatniczych czy kredytowych, co uniemożliwia im wprowadzenie danych. Przerywają więc transakcję.
Klarna narodziła się z tej pół-amatorskiej analizy. Sztokholmski start-up postanowił wstrzelić się między klientów a firmy, proponując przedłużenie terminu płatności. Idea spodobała się na tyle, że w tym samym roku kapituła specjalnej nagrody Sztokholmskiej Szkoły Ekonomicznej przyznała pomysłodawcom swoją doroczną nagrodę. W ślad za tym poszło pierwsze finansowanie firmy. Na początkowym etapie spółką zaopiekowała się znana inwestorka Jane Walerud, a po kilkunastu miesiącach w firmę zainwestował fundusz VC AB Ōresund. Firma stopniowo wchodziła na kolejne rynki poza szwedzkim – norweski, duński i fiński.
Koncepcja była prosta – klient zamawia towar bez podawania swoich danych związanych z płatnością, np. adresu e-mail i innych informacji znajdujących się w bazie danych, a dostawca zgadza się na odsunięcie płatności w czasie. Mogłoby to być coś na kształt, nazwijmy to, faktoringu konsumenckiego – gdyby nie fakt, że pieniądze inwestorów nie były na tyle duże, by firma mogła sama zabezpieczać płatność. Siemiątkowski zaczął zadawać zatem sprzedawcom kłopotliwe pytanie: czy zgodzą się, by zapłacono im za tydzień lub dwa?
Zagranie vabank, dla wielu amatorskie. - Bankom nie śniłoby się nigdy zadać takiego pytania – śmiał się po latach przedsiębiorca. Nikomu nie mieściło się w głowie, że firmy mogłyby się na to zgodzić. I tu wszystkich czekało zaskoczenie: zgodziły się.
Już dwa lata temu Klarna uchodziła za biznesowego „czarnego konia”. Po pierwszych rundach finansowania wyceniano ją na 740 mln dolarów. Dziś jej technologia pozwala oceniać, czy kupującemu można zaufać w dziedzinie każdej konkretnej transakcji (analizowane bywa nawet 140 rozmaitych czynników), a w przypadku pozytywnej decyzji klient może podać przy zakupie wyłącznie swój adres e-mail i kod pocztowy. Na płatność ma 14 dni, co pozwala też w wygodny sposób sprawdzić dostarczony towar (ulga dla wszystkich, którzy zapłacili, a potem przekonali się, że w paczce jest np. inny model telefonu).
Siemiątkowski twierdzi, że jego firma jest dziś na plusie. W 2015 r. miał osiągnąć 330 mln dol. obrotów, a od kilkunastu miesięcy wycena spółki – której jest dziś prezesem – sięga 2,25 mld dolarów. I... będzie lepiej.
A lepiej będzie właśnie dzięki Brexitowi i protekcjonizmowi Trumpa. - Na studiach z ekonomii wkładano nam do głów, że taryfy i cła tworzą bariery dla handlu z dwóch powodów – tłumaczy. - Pierwsza sprowadza się do różnicy cen. Ale drugą jest złożoność. Technologie i oprogramowanie pozwalają rozwiązać wynikające z tej złożoności i komplikacji problemy. Jeśli tylko Brexit czy Trump zaczną mnożyć komplikacje tego typu, Klarna będzie zyskiwać – dowodzi Siemiątkowski.
Dlatego firma, której bastionem były do tej pory Skandynawia i Niemcy, ma zamiar szybko poszerzać swój obszar działania w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych. Bo do swobodnego przepływu dóbr już zdążyliśmy się na dobre przyzwyczaić, bez względu na protekcjonistyczne hasła i polityczne spory.