„To, co się dziś działo, to poezja. Wróciłam podrapana i poobijana od koszyków. Przyszłam na dziewiątą i przy otwarciu sklepu laski puściły się biegiem i zastanawiały się, co kupić, tuż przy gablocie, tarasując przejście innym już zdecydowanym klientom, a pnie, które miały pomagać, więcej przeszkadzały. W dodatku włożyłam sobie tusz z Lovely, jeden z ostatnich, które były na widoku, gdzie potem zobaczyłam, że ktoś sobie go wziął z mojego koszyka, jak schylałam się po puder, pozdrawiam”.
Ta współczesna wersja żołnierskiego listu z pola walki pojawiła się na fanpage sieci Rossmann na Facebooku już wczoraj wczesnym popołudniem. Po dobie zażartych walk, ta pojedyncza bohaterska relacja utonęła w powodzi ponad ośmiuset innych komentarzy, z których wyłania się obrazek cokolwiek batalistyczny.
„Piękny Początek Sezonu” - tak napisał o promocji w środę po południu administrator fanpage. Zapowiedź nie pozostawiała wątpliwości: już 20 kwietnia, a więc w ciągu nieco ponad sześciu godzin od umieszczenia wpisu, miała się zacząć wiosenna promocja na kosmetyki do makijażu. Promocja niebagatelna, bo członkom Klubu Rossmann obiecująca 55 proc. (członkostwo w Klubie oznacza zaledwie konieczność pobrania bezpłatnej aplikacji Rossmanna), a wszystkim pozostałym 49 proc.
Kliknięcie „opublikuj” było zapewne ostatnią rzeczą, jaką administrator zrobił, zanim rozpętało się piekło. Pod postem posypały się dziesiątki – nie! setki – wpisów z pytaniami o szczegóły promocji, konkretne produkty objęte promocją i możliwość składania zamówień online już od północy. A ponieważ taką możliwość przewidziano, pierwsze kłopoty były kwestią godzin. „Czy tylko mi apka nie działa?” - dopytywała jedna z potencjalnych klientek na pół godziny przed północą. Nie, nie tylko.
Po przeszło dobie trwania promocji na każdym froncie trwa intensywny ostrzał artyleryjski, choć nie we wszystkich drogeriach. „Byłam rano i było strasznie. Niby kupiłam wszystko, co chciałam, ale ilu nieprzyjemności byłam świadkiem. Minimum sześć razy odchodziłam od szafek, żeby uniknąć awantury. Przepychające się kobiety, szarpiące się o tusz za 11 złotych, kradnące z koszyka rzeczy, których już nie ma na wystawie, obrażające inne klientki” - pisze Dominika.
Cóż, gdy kończył się zapas kosmetyków na półce, klientki sam zaczynały zaglądać do szuflad pod regałami – na co dzień dostępnych wyłącznie dla obsługi. Jeszcze inne nieprzyjemne zaskoczenie: z braku próbek do testowania, część kosmetyków została rozpakowana i nosiła ślady uzycia, o czym niektóre klientki przekonały się dopiero w domu, przeglądając łupy. Pracownicy sklepów, sądząc po relacjach klientów, sami już zagubili się zarówno w meandrach samej promocji, jak i nieograniczonej wyobraźni klientek w zakresie interpretacji warunków promocji. A może po prostu próbują uniknąć latających wszędzie odłamków i rykoszetów.
Próba ominięcia fizycznych zakupów poprzez zakup online oznacza równie wiele emocji, choć innego rodzaju. Część klientek postanowiła – jak już wspomnieliśmy – dokonać zakupu tuż po północy, wybierając produkty w e-sklepie i zamawiając odbiór osobisty w najbliższej „stacjonarnej” drogerii. W wielu przypadkach czekało je nieprzyjemne otrzeźwienie: poranny komunikat o tym, że produkt lub produkty spośród tych wybranych są niedostępne, albo że nie ma ich w drogerii. Czasem w ogóle brakowało potwierdzenia dokonania zakupu i jakiejkolwiek informacji o tym, jaki jest los dokonanej transakcji.
Później zrobiło się jeszcze ciekawiej. Część klientek skarżyła się na niemożność uzyskania dostępu do sklepu – zwłaszcza poprzez aplikację. Inne nie były w stanie obejrzeć zawartości swojego koszyka, albo musiały czekać na otworzenie się strony po kilkadziesiąt minut – by przekonać się, że w koszyku nie zachowała się wybrana wcześniej zawartość. Ach, no i mały szczegół: promocja obowiązuje przy zakupie minimum trzech produktów – jeżeli jednego z trzech wybranych (czy np. dwóch z czterech) zabrakło, 55-procentowy rabat na resztę przestawał obowiązywać.
Po ponad czterdziestu godzinach nieustannych walk, oblężenie sieci nadal w toku – choć mnożą się już pierwsze doniesienia o pierwszych marketach, w których półki i magazyny zostały całkowicie spustoszone. Nasze pytania, skierowane do biura prasowego sieci, przepadły bez odpowiedzi. Najgorsze zas, że część klientek przekonała się już, że w tym ścisku i pośpiechu dobrała odcień, który jednak nie przypadł im do gustu. A sieć odmawia przyjmowania zwrotów po promocji. Pamięć o tej promocji będziemy zatem pielęgnować jeszcze długo.