Nexbio – jedna z gwiazd polskiej sceny start-upowej – ma olbrzymią szansę na zwycięstwo w jednym z najbardziej prestiżowych konkursów dla przedsiębiorców: Chivas The Venture. Po czterech tygodniach głosowań, polska firma dotarła już do ósmego miejsca w zestawieniu trzydziestu społecznie odpowiedzialnych, wyjątkowych start-upów z całego świata. O tym, czy zwycięży, przesądzić mogą głosy internautów – czyli Wasze. Głosować możecie na stronie theventure.com.
Adam Kuzdraliński, szef Nexbio, może z powodzeniem powiedzieć, że ostatnie dwanaście miesięcy to był dla jego firmy błyskawiczny marsz do sławy. Firma, która w rejestrze przedsiębiorców znalazła się raptem we wrześniu 2015 roku już następnej wiosny wygrała prestiżowy konkurs infoShare Startup Contest i zgarnęła 20 tysięcy euro nagrody, jaką dla najlepszego start-upu przeznaczył prezydent Gdańska. Niemal rok później, po paśmie kolejnych sukcesów, prezentacji swoich rozwiązań na miedzynarodowych targach i w Pałacu Prezydenckim, jej pomysłami zainteresował się branżowy gigant, Grupa Azoty S.A.
W lubelskiej firmie liczy się rozmach. „Światowa produkcja żywności w roku 2050 musi być o 70 proc. większa niż w roku 2006, aby nadążyć za wzrostem ludności” – piszą twórcy lubelskiej firmy na konkursowej stronie theventure.com, gdzie można głosować na ich kandydaturę. Ba, jeżeli weźmiemy pod uwagę kłopoty klęski głodu, jakie regularnie dotykają Afrykę, Azję czy biedniejsze regiony Ameryki Łacińskiej, wiemy, że kłopot z żywnością to już kwestia dnia dzisiejszego, a nie odległej perspektywy. Niedawne zamieszki w Egipcie pokazują, jak niestabilny jest świat, w którym podstawowych artykułów zaczyna brakować lub nagle zaczynają drożeć.
Nie często zdarza się, by Polacy mieli szansę realnie wpływać na stan świata w skali globalnej. Nexbio wydaje się stać przed taką szansą – propozycją firmy nie jest technologia, która zmierzałaby do zwielokrotnienia ilości plonów czy jakichś manipulacji przy genotypach roślin. Lubelscy badacze chcą zwalczyć przyczyny deficytów żywności, starając się wykrywać infekcje patogenów w możliwie najwcześniejszej fazie.
Działa to tak samo, jak przy badaniach raka. Dotychczas atak pasożytujących na roślinach organizmach odkrywano, kiedy był już widoczny gołym okiem. Opryski również opóźniały pojawienie się symptomów infekcji. Tymczasem kłopoty można zdiagnozować znacznie wcześniej. – Początki infekcji są niewidoczne, to są pojedyncze komórki czy strzępki grzybni – opowiadał INN:Poland Adam Kuzdraliński. – My chcemy już wtedy dawać informacje rolnikom, czy coś jest na polu, czy nie. Nasze metody są bardzo czułe, są w stanie wykryć pojedynczą komórkę – dorzucał.
Równie poręczny ma być „hardware” pozwalający na tę operację: urządzenie, którego używaliby rolnicy do zbierania próbek to maszyna, którą obsługiwałoby się równie prosto, jak kompaktowy aparat fotograficzny. – „Laboratorium w pudełku” pozwoli na przeprowadzenie badań na obecność patogenów bezpośrednio na polu uprawnym – piszą badacze. – Pod koniec 2019 roku rolnicy będą mogli wykonywać testy molekularne na próbkach roślin, otrzymując wyniki już po kilku minutach. Stan próbki zasygnalizuje czerwona lub zielona lampka, a samo urządzenie nie będzie większe od smartfona – kwitują.
Zaś wszystkie odczynniki konieczne do przeprowadzenia analizy zebranego materiału przypominałyby cartridge na toner do drukarki – byłyby poręczne i wymienne. Zyski, jakie przynosiłyby wcześniejsze interwencje na polach, byłyby potężne. Wystarczy wspomnieć, że epidemia rdzy zbożowej w ubiegłym roku zniszczyła większość upraw pszenicy na Sycylii, FAO (Food and Agriculture Organization) kilkakrotnie alarmowały już w tym roku, ostrzegając przed wybuchami potencjalnych epidemii upraw, a choroby wracają na kontynent z niezwykłą regularnością. Z drugiej strony, im więcej wiemy o tym, co dzieje się na polu, tym rozsądniej (czytaj: oszczędniej) możemy gospodarować pestycydami.
To zresztą nie jedyny pomysł firmy. We współpracy z firmą Animal Park Nexbio chce wprowadzić na rynek produkt, który nazywa „DNA pamięci”. Dzięki specjalnej technologii można by za jego pomocą pobierać i przechowywać kompletne DNA zwierząt domowych – z nadzieją, że za pewien czas, wraz z rozwojem technologii klonowania, z materiału tego dałoby się „odtworzyć” ulubionego pupila. Futurystyczny eksperyment pokazuje, że firma z Lublina nie boi się śmiałych projektów.
Trudno się zatem dziwić, że w rywalizacji z firmami z całego globu Nexbio zaszła tak wysoko. Stawką jest milion dolarów przeznaczony dla najciekawszych i najśmielszych pomysłów, z czego polskiej firmie może przypaść ostatecznie 250 tysięcy dolarów. Co siedem dni dane głosujących są zerowane, co oznacza, że każdy może zagłosować raz jeszcze – a w wyniku takich cotygodniowych głosowań między uczestników dzielona jest pula 50 tys. dolarów. Warto byłoby, żeby te pieniądze trafiły nad Wisłę. W końcu „ziarnko do ziarnka...” Głosować możecie na stronie theventure.com.