„Milion książek sprzedanych w ciągu ostatniej dekady” – takim hasłem Wydawnictwo Literackie przypomina użytkownikom Facebooka o Stanisławie Lemie. – Mamy do czynienia z renesansem popularności pisarza – mówi nam Marcin Baniak z krakowskiego Wydawnictwa Literackiego. Z jednej strony, w Polsce po jego powieści sięgają kolejne pokolenia czytelników. Z drugiej natomiast, na potęgę odkrywają Lema miłośnicy literatury w innych krajach.
Od śmierci Stanisława Lema w marcu 2006 roku upłynęła już przeszło dekada – z pozoru mogłoby się wydawać, że pamięć i popularność klasyka polskiego fantastyki naukowej będzie stopniowo słabła. O dziwo, jest jednak inaczej. – W ciągu ostatnich lat zainteresowanie twórczością Lema wręcz wzrasta. Myślę, że możemy śmiało mówić o swoistym renesansie jego popularności – podkreśla w rozmowie z INN:Poland Marcin Baniak, dyrektor promocji w Wydawnictwie Literackim. Widocznym nie tylko w Polsce: na świecie co roku dokonuje się od kilkunastu do kilkudziesięciu nowych tłumaczeń dzieł Lema na inne języki.
W czasach, kiedy czytelnictwo w Polsce – a wraz z nim sprzedaż książek – wydają się regularnie spadać, krakowskiemu wydawcy udało się sprzedać przeszło milion egzemplarzy dzieł pisarza uważanego za stosunkowo niszowego. I to, jak zaznaczają w Krakowie, chodzi o papierowe wydania, sprzedane wyłącznie po śmierci autora, w latach 2006-2016. Zapewne, gdyby dodać do tego sprzedaż (i piracką dystrybucję) e-booków, handel poprzednimi wydaniami dzieł w antykwariatach, można by z powodzeniem mówić o dorównaniu bestsellerom Andrzeja Sapkowskiego: jak szacowano cztery lata temu, w trakcie całej kariery do tamtej chwili, twórca postaci Wiedźmina sprzedał dwa miliony książek, wliczając w to zagraniczne wydania. I mógł przy tym liczyć na potężne narzędzie marketingowe, jakim było 25 milionów sprzedanych płyt z grą studia CD Project Red, niezbyt udaną ekranizację i potężną rzeszę fanów jego talentu. Lem aż tak spektakularnością się nie cieszy.
Skąd zatem fenomen autora „Solaris”? Cóż, po pierwsze z faktu, że „Bajki robotów” niezmiennie wchodzą w skład uczniowskiego kanonu – choć prawdą jest też, że jako lektura uzupełniająca. Po drugie, pisarz pozostawił po sobie potężna spuściznę: kilkadziesiąt pozycji sprzedanych w ciągu ostatniego półwiecza na całym świecie w łącznym nakładzie ponad 30 milionów egzemplarzy. Do dziś Wydawnictwo Literackie, we współpracy z wieloletnim sekretarzem pisarza, przygotowuje kolejne edycje niepublikowanych jeszcze w formie książkowej felietonów pisarza. Po trzecie, zainteresowanie Lemem wraca, ilekroć media obiegają informacje o potencjalnych ekranizacjach, adaptacjach teatralnych czy wznowieniach – takich jak choćby kolekcja książek Lema wydana we współpracy z „Gazetą Wyborczą” (wliczana przez WL do wspomnianego miliona).
– Wyjaśnienie powinno, moim zdaniem, sięgać jeszcze głębiej – mówi Marcin Baniak. – Lem pozostaje autorem, który w ciekawy sposób, przy użyciu wyjątkowych form literackich potrafił przekazać nam istotne treści. Nie stawiał na fajerwerki fabularne, ale na to, by skłaniać czytelnika do pewnej refleksji. Tematy, które nam podsuwał, dziś stały się jeszcze bardziej aktualne, bowiem wizje pisarza: rozwój technologiczny, uzależnienie ludzkości od technologii zyskały na aktualności – kwituje, dorzucając, że w książkach pisarza można odnajdować więcej szczegółowych wizji, które po latach się ziściły, np. powszechnego użycia urządzeń przypominających choćby iPhone'a.
– W tym sensie Lem jest wręcz atrakcyjniejszym pisarzem niż był dwie czy trzy dekady temu. To, co wydawało się fantastyka, dziś jest rzeczywistością. A na dodatek o kierunkach, w których zmierza ludzkość, Lem pisał z ograniczonym, powiedzmy oględnie, optymizmem – dodaje Baniak.
Rekordową sprzedaż Wydawnictwa Literackie ciągną pewniaki. Na niekwestionowanej pozycji, ze sprzedażą oscylującą w granicach 100 tysięcy egzemplarzy w ciągu ostatniej dekady są, wspomniane już, „Bajki robotów”. O połowę mniejsze były nakłady kolejnych pozycji w rankingu: „Solaris” oraz „Opowieści o pilocie Pirxie”. Ale nawet mniej popularne i rozpoznawalne powieści rozchodzą się w liczonych w tysiącach nakładach, znacznie przewyższając zarówno większość przekładów zachodnich bestsellerów, które próbują przebijać się w polskich księgarniach, jak i olbrzymią część współczesnych pisarzy z nurtu fantastyki.
Wydawca – Lem był związany z Wydawnictwem Literackim od lat 50., do dziś współpracują z nim spadkobiercy pisarza – idzie za ciosem, czego efektem był wydany w ubiegłym roku pierwszy tom felietonów, „Planeta Lema”, oraz zaplanowana na ten rok kontynuacja. Czy wydawnictwu nie grozi pójście na łatwiznę i próba sprzedawania każdego słowa, jakie pisarz napisał? – Podchodzimy do tych tekstów starannie i nie publikujemy wszystkiego. Za każdym razem wybieramy najlepsze teksty i dbamy, żeby miały walor aktualności, były interesujące dla współczesnego czytelnika – protestuje Marcin Baniak.
Kim jest współczesny czytelnik? W wydawnictwie przypuszczają, że ten milion sprzedanych książek to zasługa czytelników młodszych wiekiem. – Starsi mają poprzednie wydania dzieł i raczej nie odczuwają potrzeby wymieniania ich na nowe – mówi Baniak. – Ci stosunkowo młodzi ludzie najczęściej nie mieli wcześniej z Lemem do czynienia, dopiero teraz go poznają, być może interesując się najpopularniejszym na świecie polskim pisarzem – dodaje. Swoją role może odgrywać fakt, że reedycje książek są przygotowywane niezwykle starannie, wręcz ze spektakularnym graficznym rozmachem. Jeszcze innym czynnikiem może popularność polskiej fantastyki, choćby w tej wersji, jaką proponuje miłośnikom gatunku Jacek Dukaj, inny z klasyków polskiej literatury gatunkowej.
Dukaj jest dziś najpopularniejszym żyjącym autorem fantastyki z Polski. – Nie porównujmy jednak obu tych twórców – zastrzega Baniak. – Żaden by sobie tego nie życzył. Jacek obserwuje dzisiejszą rzeczywistość, może się do odnosić, czytelnicy mają do niego mniejszy dystans. No i publikuje rzadziej niż Lem – wylicza. Pozostaje jednak pisarzem, na którego dzieła możemy natknąć się w księgarniach od Moskwy po Lizbonę i tym twórcą, który może ugruntować sukces polskiej literatury fantastyczno-naukowej na świecie. Kto wie, może to właśnie fantastyka będzie naszym rodzimym odpowiednikiem „skandynawskiego kryminału” czy latynoamerykańskiego „realizmu magicznego”.