Rynek pracownika ma się coraz lepiej. Coraz częściej żegnamy się z pracodawcą z powodów, które wielu uznałoby za błahostki. Do dobrze płatnej pracy mogą nas zrazić zakaz korzystania z telefonu, praca 8 godzin na stojąco, wieczorne maile i telefony.
Starsze pokolenia Polaków nie mogą zrozumieć, jak można zmieniać pracę tak często, jak robią to dzisiejsi pracownicy. Osoby w wieku 50 – 60 lat nieraz pracowały po kilkadziesiąt lat w jednej firmie. Jeszcze kilka lat temu zmiana pracy co 5 lat była czymś niepokojącym i dziwnym także dla samych rekruterów. Teraz wymiana pracodawcy co 2-3 lata jest czymś normalnym.
Najczęściej podawaną przyczyną zmiany pracy lub odejścia z firmy są słabe zarobki. W rzeczywistości powody są inne, przede wszystkim chodzi o absurdy, na jakie napotyka się pracownik. Do najbardziej skrajnych należą na przykład zakaz korzystania z telefonu w pracy albo konieczność pracy na stojąco.
– Jeśli przeczytamy jakiekolwiek badanie dotyczące powodów odchodzenia z pracy, to pieniądze są na ogół na pierwszym miejscu, lub przynajmniej w pierwszej trójce. Ale kiedy porozmawia się z osobami, które zdecydowały się zmienić pracę, okazuje się, że pieniądze są ważne, ale bardziej istotne były inne czynniki. Często porównujemy się do innych, zdarza się przecież tak, że ktoś inny wykonuje taką samą pracę, a zarabia więcej. Może więc chodzić o pieniądze, ale równie dobrze o zakres zadań – mówi w rozmowie z INN:Poland Joanna Żukowska z Monster Polska.
Zakaz korzystania z własnego telefonu w pracy wydaje się czasem sensowny. Są w końcu osoby marnujące czas na pogaduszki, ale w ten sposób są też odcinane od możliwości kontaktu z bliskimi. Taka sytuacja dotyczyła pani Oli.
– Jestem świeżo upieczoną mamą. Myślę o powrocie do pracy w sklepie, ale nie wyobrażam sobie, aby przez osiem godzin nie móc spojrzeć na telefon. Muszę być pod telefonem, bo inaczej nie będę mogła skoncentrować się na pracy, dlatego szukam pracy w małym punkcie – mówi kobieta, która pracowała wcześniej w dużej sieci sklepów. Właściciele punktów usługowych coraz częściej proszą o pozostawienie telefonów w szafkach na czas pracy. Lepiej poinformować o takim wymogu na rozmowie – a w wielu przypadkach pracodawcy określają tego typu wymagania tuż przed rozpoczęciem pracy.
– Takie przykłady zdarzają się najczęściej w branżach handlowej, gastronomicznej czy hotelarskiej. Ale zdarza się to też w biurach, na przykład podczas prac nad projektami o dużym stopniu utajnienia – komentuje Joanna Żukowska.
Równie uciążliwy może być – spotykany dość często – wymóg pracowania na stojąco. Zmęczony pracownik, który nie może przysiąść choć na chwilę, wcześniej czy później zrezygnuje.
– Pracowałem w restauracji, w której nawet na zapleczu, nie było ani jednego krzesła dla personelu. Chodziło o to, aby wszyscy pracowali non stop. Rzuciłem tę knajpę po 3 latach pracy, otworzyłem własną i kupiłem krzesła dla personelu. Prosperujemy bardzo dobrze – mówi Marcin, właściciel małego bistro w Warszawie, cytowany w badaniu Monster Polska.
– To warunki na pewno ciężkie, szczególnie dla osób, które mają problemy z kręgosłupem. Takie przypadki zdarzają się częściej w hotelach, gastronomii, handlu – mówi nam Joanna Żukowska. Są to przykłady z konkretnych branż, ale i praca biurowa obfituje w sytuacje, które wręcz skłaniają do poszukania innego zajęcia.
Często to czynniki wynikające z odmiennych oczekiwań szefostwa i pracownika – zwykle można te problemy złagodzić poznając oczekiwania obu stron i wypracowując kompromis. Bywa, że za rotacją, stoją przyczyny, na które nawet najlepszy HR-owiec nie ma wpływu. Jeśli więc praca wiąże się z niedogodnościami, należy poinformować o nich już podczas rekrutacji, aby pracownik miał świadomość, jakiej pracy się podejmuje.
Wielka niewiadoma
Co doprowadza pracowników do myśli o odejściu z firmy? Pracownicy nie wiążą się z pracodawcami, którzy nie pokazują, że im także zależy. Zdarza się, że pracownik miesiącami „nie wie, na czym stoi”. A jeśli osoba zatrudniona nie ma pewności, że pracodawca zwiąże się z nim po okresie próbnym, podświadomie zaczyna czuć niepewność i rozgląda się za nową pracą. Atmosferę niepewności zatrudnienia tworzy często postawa szefostwa.
– Byłam trzy miesiące na okresie próbnym w agencji nieruchomości, na którym pracowałam jak etatowy pracownik, włącznie z zostawaniem po godzinach. Kiedy zbliżała się końcówka trzeciego miesiąca, szef zaczął coraz częściej mówić w mojej obecności o trudnej sytuacji w firmie. Wyczułam, że to wybieg, aby nie wywiązać się z obiecanej umowy na stałe i lepszych pieniędzy. Nie pomyliłam się. Szef zaproponował mi, że mogę zostać na takich samych warunkach, zaznaczając, że w agencji nie dzieje się najlepiej. Zniechęcił mnie na tyle, że jeszcze tego samego dnia zaczęłam rozsyłać CV – opowiada 25-letnia Alicja z Warszawy.
– Aspektów, które składają się na decyzję o zmianie pracy jest dużo. Naszym zdaniem o pieniądzach myślimy na samym końcu. Ważniejsze jest choćby dopasowanie do zespołu, do firmy oraz to, czy mamy pewność zatrudnienia. Jeśli słyszymy tuż przed końcem umowy, że „firma sobie źle radzi”, to wydaje mi się, że większość z nas zacznie rozglądać się za nowym zajęciem – twierdzi specjalistka z Monster Polska.
Rekrutując, należy dobierać pracowników w taki sposób, aby nie przewyższali szefów kompetencjami. Układ, w którym pracownik ma dużo wyższe kompetencje od przełożonego, a jednocześnie mniej zarabia, jest źródłem frustracji pracownika, a finalnie powodem odejścia.
– W Polsce pokutuje takie przeświadczenie, że szef musi się znać na wszystkim. Moim zdaniem nie do końca tak jest. Nie musi się znać na całej pracy, którą wykonujemy, a to często bywa podstawą do oceny, że ma niższe kompetencje. Tymczasem wręcz odwrotnie powinien czasem „dać miejsce” podwładnym, aby mogli się wykazać i rozwijać kompetencje – mówi Żukowska.
– Jaka jest na to rada? Albo się z tym pogodzić i robić swoje – i lepiej jest skupić się na pracy niż emocjach. A jeżeli rzeczywiście nie możemy sobie z tym poradzić, obniża to naszą motywację do pracy i zaangażowanie, to wtedy faktycznie najlepiej poszukać innej pracy – dodaje.
Raz kij, dwa kij
Często problemem jest brak szacunku dla pracowników, ciągła krytyka i pretensje. Zdarzają się modele zarządzania, w których brak krytyki uważany jest już za pochwałę i takie, w których jedyną „motywacją” jest krytyka. Pracownicy nie pałają zachwytem do tego modelu zarządzania. Krytyka jest znośna tylko wtedy, kiedy jako przeciwwagę stosowane są pochwały.
– Przez 10 lat pracowałam w dwóch firmach, w trzeciej jestem od trzech miesięcy i planuję złożyć wypowiedzenie najpóźniej we wrześniu. Jestem dobrym pracownikiem, a łatwo to zmierzyć, bo osiągam dobre wyniki sprzedażowe. Jednak obecny menadżer komunikuje się z zespołem tylko wtedy, gdy może kogoś skrytykować. Nie da się pracować w takiej atmosferze – mówi indagowana przez rekrutów pani Kalina, która pracuje jako specjalista ds. sprzedaży w branży medycznej.
– Wydaje mi się, że jest z tym coraz lepiej. Kiedyś mówiło się o zarządzaniu kijem i marchewką, teraz – przynajmniej w teorii – odchodzi się od takiego stylu, przez włączanie pracowników w procesy decyzyjne i nacisk na motywację wewnętrzną. Ale jeśli chodzi o skalę, to wydaje mi się, że brak szacunku jest nieco generalizowany. Zdarzają się na pewno sytuacje, gdy pracownicy są demotywowani i w ich ocenie przeważa krytyka, ale w mojej ocenie takie podejście jest coraz rzadsze – twierdzi Joanna Żukowska.