„W trosce o bezpieczeństwo i jakość świadczonych przez nas usług wszystkie rozmowy są nagrywane” – ta fraza wbiła się w pamięć każdego, kto kiedykolwiek chciał załatwić pilną sprawę przez infolinię. W tym przypadku do nagrania jednak nie dojdzie: próba dodzwonienia się do portalu eLoty.pl skończyła się dla nas na słuchaniu przez kwadrans relaksującej muzyczki. Słuchawki nie podniósł nikt. Na pytania i prośbę o kontakt wysłane pocztą elektroniczną również nie było reakcji.
Chyba i tak mieliśmy szczęście. – Najdłużej oczekiwałam na połączenie, bezskutecznie zresztą, 45 minut – opowiada nam pani Ewa Rutkowska. – Oni chyba w ogóle nie odbierają telefonu – dodaje.
Pani Ewa wybierała zaplanowała podróż do Dublina na 28 lipca. Planowała starannie: jest osobą z niepełnosprawnością, co oznacza konieczność przewożenia specjalnego składanego chodzika. – Tydzień przed wylotem dostałam link do odprawy. Odprawa, niestety, cały czas oczekiwała potem na akceptację. 27 lipca napisałam do nich, że ciągle nie mam kart pokładowych. Od 9 rano 28 lipca, w dzień wylotu, próbowałam się do nich dodzwonić. O 9:27, pół godziny przed moim wyjściem z domu, napisali maila, że doszło do „zmiany atrybutów rezerwacji”, cokolwiek to oznacza i że nie lecę – relacjonuje nam pani Rutkowska.
Podróż była nie do odwołania, więc pani Ewa kupiła natychmiast inny bilet, w obie strony, co oznaczało zapłacenie tysiąc złotych więcej niż przy pierwotnym zakupie w eLoty.pl. Ale to był zaledwie początek kłopotów. – Bardzo trudno uzyskać od nich jakiekolwiek informacje, na maile odpowiadają zdawkowo, udało mi się uzyskać odpowiedź, że nastąpił „overbooking ze strony agenta” i cała rezerwacja jest anulowana. Poprosili o numer konta, ale do dziś pieniędzy nie dostałam – mówi.
Kwadrans na zmianę wakacyjnych planów
I niestety, wiele wskazuje na to, że pieniędzy jeszcze długo – jeżeli w ogóle – nie odzyska. Pan Mateusz 1 lipca wybierał się na wakacje do Grecji, bilet za ponad 2200 zł kupił już w maju. – Moja rezerwacja została anulowana 20 godzin przed odlotem – tłumaczy nam pechowy klient eLotów.pl. – Pożyczyłem od dziadka pieniądze na nowy bilet – dodaje.
Ale poprzednia wpłata najwyraźniej przepadła. Jak liczymy, mail do pana Mateusza przyszedł w piątek, 30 czerwca, na niecałą dobę przed odlotem. Sucha informacja o anulowaniu rezerwacji plus obietnica zwrotu pieniędzy. Firma pracuje do godziny 17, więc klientowi dano tak naprawdę zaledwie godzinę na próbę interwencji. – Pracują tylko od poniedziałku do piątku, więc kontaktu już z nimi nie było. Dopiero w poniedziałek odpisali o zwrocie pieniędzy i poprosili o dane do przelewu. Coś było nie tak, znowu potrzebowali moich danych, a w anulowanej rezerwacji było napisane, że pieniądze zostaną zwrócone natychmiast – podkreśla pan Mateusz. Potem dostał tylko informację, że przelew został wysłany do realizacji, od tamtej pory kontakt się urwał.
– Telefonów nie odbierają, na maila nie odpisują – mówi po miesiącu od anulowania operacji pan Mateusz. – Za to jak napisać do nich jako nowy klient, to odpisują od razu. Już trzy osoby do mnie pisały, że mają taki sam problem – dodaje. Dwa tygodnie temu poszkodowany klient poszedł na policję, złożył zeznania. – I wie pan co? Strona działa dalej – ucina pan Mateusz.
I wygląda na to, że działać będzie, bo nie chodzi o jeden czy dwa przypadki. Na internetowych forach można się doliczyć od kilkunastu do kilkudziesięciu poszkodowanych w ten sposób klientów, którzy z kolei mówią o kolejnych przypadkach. W czerwcu internauta podpisujący się jako Grzegorz wybierał się na koncert do Londynu, bilety kupił już w marcu – dla siebie i dwóch braci. Zrobił odprawę tydzień przed odlotem, do ostatniej chwili czekał na karty pokładowe. Dzień przed wylotem dostał maila o bolesnej alternatywie: anuluje lot lub zdecyduje się na lot zastępczy w innym terminie. Dostał 34 minuty (od momentu przyjścia maila) na decyzję. Stracił koncert, wycieczkę, pieniądze.
Użytkownik „Gregor” utknął w połowie lipca w Czarnogórze. Kupił bilet, ale linie, którymi miał lecieć, nic na ten temat nie wiedziały. „Siedzę godzinami na telefonie po 5 zł za minutę i nic. Na maile nie odpowiadają od kilku dni. Biuro mają we Wrocławiu i powiedzieli ich sąsiedzi, że to biuro wirtualne, tu tylko odbierają pocztę” – opowiada. Użytkownik „pestremover” dostał na decyzję o zmianie lotu powrotnego zaledwie 15 minut.
Znikające numery telefoniczne
Firma ma siedzibę przy wrocławskim Rynku, pod numerem 39/40. eLoty.pl powstały pod koniec 2014 roku, wpis do KRS firma uzyskała w styczniu 2015 roku. Zgodnie z informacjami KRS przez pewien czas prezesem zarządu pozostawał Łukasz Łysik, a stanowisko wiceprezesa piastowała Sandra Luiza Fras. E-mailem otrzymaliśmy informację od pani Fras, że odeszła z firmy na przełomie 2015 i 2016 roku. "Nie pełnię w tej spółce żadnej roli zarządczej od czasu kiedy z niej odeszłam" - prostuje pani Fras zacytowane przez nas wcześniej dane z baz KRS-Online.
"Od 2016 roku nie ma w zasadzie żadnego przedsiębiorstwa z pracownikami. Jedyną osobą odpowiedzialną za tę spółkę jest Łukasz Łysik" - podkreśla w korespondencji do redakcji Sandra Fras. - "Nie ma żadnych pracowników a on robi wszystko sam. Odeszłam z tamtej firmy na przełomie lat 2015/2016, bo sama zostałam oszukana. Spółka nie zapłaciła mi kilku wynagrodzeń. Nasza współpraca się zakończyła. Pozostawiono mi 10% udziałów spółki jako zabezpieczenie spłaty zaległości w wynagrodzeniu. Po spłacie długu udziały miały wrócić do Pana Łukasza Łysika" - dodaje.
Nie jest to przedsięwzięcie prowadzone z wielkim rozmachem: kapitał zakładowy eLoty.pl to 10 tysięcy złotych (minimum dla spółki z ograniczoną odpowiedzialnością to 5 tysięcy złotych), a więc skromnie, jak na szeroko zakrojoną działalność. Z archiwalnych zapisów w KRS można wywnioskować, że po powstaniu firma miała większe ambicje niż pośrednictwo w sprzedaży biletów: w klasyfikacji EKD zaznaczono dwie pozycje – „działalność pośredników turystycznych” oraz „operatorzy wycieczek turystycznych”. W aktualnym odpisie z KRS znajdujemy tego znacznie więcej: działalność portali internetowych, call center, przetwarzanie danych, hotele i podobne obiekty zainteresowania, działalność związana z oprogramowaniem, pozostałe pośrednictwo pieniężne, działalność agencji reklamowych oraz agentów i brokerów ubezpieczeniowych.
eLoty.pl wydają się stopniowo ograniczać działalność. W sierpniu ubiegłego roku firma porzuciła swoje profile w mediach społecznościowych – na Facebooku i Twitterze – ostatnie wpisy pochodzą bowiem z poprzedniego lata. Także zapisy aktywności w dokumentach spółki pokazują, że poza złożeniem rocznego sprawozdania finansowego w firmie w ubiegłym roku nie działo się wiele.
Internauci próbują prowadzić własne śledztwa. W ich ramach odnajdują prywatne numery pracowników i władz spółki. – Wszystkie numery prywatne telefonów właścicieli lub osób będących w kontakcie z siedzibą, które udało mi się zdobyć w zakresie własnego dochodzenia, zaraz po dodzwonieniu się, zostają jeden po drugim zablokowane – pisze na forum Onetu użytkowniczka „zal.pl”, co skądinąd oznaczałoby, że wciąż w firmie są jacyś pracownicy.
– Wczoraj udało mi się cudem nawiązać kontakt, tak uważam, z „Prezesem”, jakkolwiek to brzmi – pisze na jednym z wrocławskich forów użytkownik „Łukasz”. – Pan był mocno zaskoczony i nie wiedział, co mi powiedzieć. Zapytał mnie tylko czy dzwonię w sprawie biletów autokarowych czy lotniczych. Przedstawiłem mu swoją obecną sytuację. W rozmowie zapewnił mnie, że w tych czasach można w łatwy sposób odzyskać stracone pieniądze (…) Na koniec rozmowy pan powiedział, cytuję: „to ja się przejdę do nich”. Wieczorem numer był już zablokowany – dorzuca Łukasz.
Inni próbowali szukać pod podawanym przez firmę – w KRS i na stronach internetowych – adresem. Znaleźli miejsce, w którym podobno pojawiają się pracownicy przedsiębiorstwa, ale tylko po odbiór poczty. Podobno telefon administratora nieruchomości również został wyłączony, gdy zaczęli się z nim kontaktować zaniepokojeni – i pewnie podenerwowani – klienci eLotów.pl.
"Jest mi bardzo przykro, że ludzie są oszukiwani" - komentuje w e-mailu do redakcji Sandra Fras. "Sama wielokrotnie miałam indywidualne zgłoszenia od poszkodowanych. Wiele razy próbowałam skontaktować się z Panem Łukaszem celem omówienia tej sytuacji i próby pomocy poszkodowanym. Niestety od połowy roku 2016 nie mam żadnej możliwości kontaktu z właścicielem. Telefony nie odpowiadają, na maile nie odpisuje, żadnego stałego adresu zamieszkania" - dodaje.
Pierwsze kroki na policję
Internauci prześcigają się w zaleceniach, co należy robić. Niektórzy, jak pan Mateusz, doradzają kontakt z policją, z Rzecznikiem Praw Konsumentów, Urzędem Ochrony Konkurencji i Konsumentów. – Przyglądamy się działalności spółki eLoty.pl z Wrocławia. Podstawą są otrzymane sygnały od konsumentów, które dotyczą dwóch kwestii: anulowania zakupionych biletów lotniczych, utrudnionego kontaktu ze spółką. Na tym etapie tyle możemy powiedzieć. W takich przypadkach, jeżeli rzeczywiście doszło do naruszenia interesów konsumentów, to wniesienie takiej skargi do nas jest wskazane – potwierdza w rozmowie z INN:Poland rzeczniczka UOKiK, Małgorzata Cieloch.
– W takich przypadkach najlepiej jednak od razu kontaktować się z organami ścigania: to one mają możliwość natychmiastowego zablokowania strony internetowej – dodaje Cieloch. – Jeżeli wszczynane jest postępowania, to konsument może później dochodzić również tego roszczenia, które zostało stracone – mówi. Cóż, jednak - jak już wspominaliśmy - klienci na policji już byli, tymczasem strona działa w najlepsze.
Według niej, portal, któremu po prostu zdarzył się przypadek z odwołaniem, powinien rozliczyć się z konsumentami co do grosza. Konsumenci, którzy płacili kartą, mogą korzystać z opcji charge back – zwłaszcza, gdy zwrócimy się do banku z wyjaśnieniem, że transakcja została przeprowadzona niezgodnie z prawem i z tego powodu żądamy zwrotu pieniędzy. Na razie jednak eLoty.pl działają bez przeszkód i dopóki sytuacja wokół firmy i skarg jej pechowych klientów nie zostanie wyjaśniona, lepiej chyba go omijać.
PS. Po niemal trzydziestu godzinach od wysłania e-maila z naszymi pytaniami do firmy oraz po dobrych kilku godzinach od publikacji powyższego tekstu otrzymaliśmy niepodpisaną wiadomość elektroniczną (wysłaną również do osoby o imieniu Łukasz, z adresem email w domenie eloty.pl). Autor (czy autorzy) tej korespondencji napisali: "Jesteśmy w trakcie przygotowywania odpowiedzi na pańskie pytania. Ale widać nie interesuje Pana nasz głos, zatem rezygnujemy. Jest Pan chyba, Szanowny Panie Redaktorze, zwolennikiem tych standardów współczesnego dziennikarstwa, które nie mając nic wspólnego z solidnością, są efektem przemożnej potrzeby zaistnienia mimo wszystko; czyli wystarczy "złapać newsa" i bez zapoznania się z opinią drugiej strony, bez weryfikacji informacji, jak najszybciej trzeba dać świadectwo swego istnienia (...)". I to tyle, jeżeli chodzi o zarzuty stawiane przez osoby, które skorzystały z usług portalu.
PS2. W sierpniu witryna portalu została wyłączona.