„Polityka sieci Lidl znana jest od lat” – dowodzą członkowie Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Agentów Turystycznych w liście adresowanym do szefów Polskiego Związku Organizatorów Turystyki i Polskiej Izby Turystyki, a także prezesa biura Rainbow. „Presja cenowa na swoich dostawców umożliwia im dumping cenowy, który w dłuższej perspektywie ma na celu ograniczenie jakiejkolwiek konkurencji. Wydaje nam się, że w przypadku branży turystycznej plany Lidla są takie same” – dodają. Cóż, eksperci z branży zastrzegają, że to przesada – ale agencje turystyczne czeka „wyjście ze strefy komfortu”, bo za organizacje wczaswów coraz chętniej łapią się giganci z innych branż.
Lidl wszedł w turystykę z przytupem, ale umiarkowanym. Od 12 września w supermarketach sieci pojawiły się foldery z ofertą turystyczną, obejmującą wachlarz potencjalnych możliwości: od weekendowych ofert odpoczynku w którymś z polskich hoteli i wyjazdów typu City Break, przez tradycyjne wycieczki i pobyty w ośrodkach narciarskich, po podróże do egzetycznych krajów i miejsc. Wycieczki w jego ofercie to wyjazdy organizowane przez kilka współpracujących z siecią biur – m.in. Rainbow, Volare Travel, Prestige Travel.
Rzut oka na pierwszy z katalogów (sieć ma zamiar wymieniać je co dwa tygodnie). 239 złotych za trzydniowy pobyt w Hotelu Tobaco w Łodzi czy 309 zł za dwie noce w Hotelu Belvedere w Zakopanem – to przykłady oferty z rynku krajowego. Kusząco wygląda propozycja wyjazdu do Wenecji za 1299 zł/osoba oraz weekend w Paryżu za 1699 zł/osoba. Z Lidlem będzie się można też wypuścić na Sylwestra do Acapulco (za 8999 zł/os.) oraz osiągnąć szczyt, również możliwości finansowych, na Kilimandżaro – za 10 999 zł/os.
Co innego jednak, gdy do przeglądania takiego folderu usiądzie agent turystyczny. Czujne oczy specjalistów z branży wypatrzyły w folderach przynajmniej dwie kontrowersyjne oferty: pierwsza to wypad do hotelu Isla Bonita na Teneryfie w listopadzie, a druga – do hotelu Beatris Playa & Spa na Lanzarote w grudniu. Ceny w Lidlu: odpowiednio 2470 i 2900 złotych. Ceny u agentów biura Rainbow – za te same wycieczki – 2809 i 3370 złotych.
Jak ciąć ceny to tylko na chwilę
I tu jest pies pogrzebany. Lidl również definiuje się jako agent turystyczny, a Rainbow stosuje się (przynajmniej teoretycznie) do zasady, że u agentów wszystkie wycieczki mają kosztować tyle samo. – To niespotykane do tej pory odejście od kardynalnej zasady jednej ceny w każdym kanale sprzedaży – przekonują członkowie OSAT. – Szczególnie dziwi fakt, że Rainbow Tours, jedna z największych firm w branży, zgadza się na praktyki jawnie godzące w zasady równej konkurencji – kwitują.
To nie koniec zarzutów. Skoro Lidl obiecuje wycieczki „o najwyższym standardzie bezpieczeństwa”, „najnowocześniejszymi autobusami”, „samolotami sprawdzonych przewoźników” oraz „renomowane obiekty hotelowe” – to czy reszta dostanie gorsze autokary, samoloty i hotele? Co więcej, z opisów wynika też, że Lidl nie będzie się musiał wywiązywać z części obowiązków agenta, pozostawiając to na barkach organizatorów podróży.
Innymi słowy, sieć handlowa jest w uprzywilejowanej sytuacji w porównaniu do reszty branży turystycznej. Ale to jeszcze nie znaczy, że agentom zagląda w oczy widmo bankructwa. – Niższe ceny to zapewne efekt wejścia na rynek nowego gracza – mówi INN:Poland Krzysztof Łopaciński, sekretarz Stowarzyszenia Ekspertów Turystyki. – O dumpingu trudno tu jednak mówić: ceny definiują na tym rynku transport i baza noclegowa, więc dodatkowa obniżka jest możliwa tylko jeżeli biuro zdołało przekonać np. któregoś z przewoźników do okazjonalnego obniżenia ceny – dodaje.
Tropem Neckermanna
Według niego, nie ma raczej mowy o tym, żeby któraś ze stron – biuro podróży lub Lidl – dokładały do interesu, żeby wygryźć konkurencję. Jeżeli już, to w grę może wchodzić rezygnacja z marży: jak twierdzi Łopaciński, w przypadku biura podróży może to być jakieś 150 złotych od klienta, być może drugie tyle po stronie sieci handlowej. – Ale rezygnacja z marży byłaby narzędziem użytecznym tylko i wyłącznie na krótką metę: może rok, dwa czy trzy. W końcu w nowy biznes wchodzi się po to, żeby zarabiać – podsumowuje Łopaciński. W cenach, które wytknęli Rainbow Tours członkowie OSAT, ekspert dopatruje się innej analogii. – Biura dają tego typu, mniej więcej 10-procentowe rabaty, wyprzedając ofertę poprzez pośredników internetowych – wskazuje.
– W Polsce olbrzymia część wycieczek jest już dziś sprzedawana poprzez Allegro, taniej niż u agentów – mówi nam ekspert. – Chodzi o większą pulę niż ta, którą kiedykolwiek będzie w stanie sprzedać Lidl. Paradoksalnie, to wcale nie podcięło skrzydeł agentom. Ludzie wiążą najwyraźniej zakup wycieczki w internecie z większym ryzykiem – dodaje. Czy ten sam efekt będzie w przypadku Lidla? Z tym może być różnie. Krzysztof Łopaciński przewiduje, że sieć może stać się poważnym graczem w segmencie najtańszych, niskobudżetowych wyjazdów wakacyjnych, ale agenci sprzedający luksusowy produkt turystyczny żadnego „efektu Lidla” nie odnotują. – Pytanie brzmi jedynie: czy Lidl docelowo będzie chciał pozostać agentem, czy raczej będzie zmierzał do sprzedawania wycieczek pod własną marką, tak jak sieci robią to z cukrem czy margaryną – zastanawia się Łopaciński.
To nie znaczy, że biura podróży czy agenci turystyczni mogą odetchnąć z ulgą. Jak wspomina Łopaciński, na rynek wkraczają nowi gracze – z ofertą turystyczną, podkreśla, chciałaby wystartować choćby sieć telekomunikacyjna Orange. W sprzedaż wycieczek od pewnego czasu wszedł portal booking.com – wcześniej koncentrujący się wyłącznie na rezerwacji miejsc noclegowych. Tym tropem mogą pójść kolejne firmy, a skutki tego pędu są nieprzewidywalne: kojarzona dziś w Polsce niemal wyłącznie z turystyką firma Neckermann zaczynała niemal siedem dekad temu jako... sieć supermarketów (co zresztą do dziś nad Renem stanowi potężną część firmowego imperium). Być może nasze wnuki będą z Lidlem latać, a nie do niego wpadać na zakupy.