Prof. Andrzej Trautman (pierwszy z prawej) w towarzystwie prezydenta Andrzeja Dudy i prof. Rogera Penrose'a, podczas konferencji naukowej poświęconej falom grawitacyjnym.
Prof. Andrzej Trautman (pierwszy z prawej) w towarzystwie prezydenta Andrzeja Dudy i prof. Rogera Penrose'a, podczas konferencji naukowej poświęconej falom grawitacyjnym. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Reklama.
Jednym z elementów teorii względności Einsteina jest czasoprzestrzeń. W niej – jak przewidywał twórca teorii – rozchodzą się fale grawitacyjne, na podobnej zasadzie jak dźwięk w powietrzu. Ruch fal grawitacyjnych może zaburzać czasoprzestrzeń – co może dotyczyć rozmaitych zjawisk w kosmosie, np. zderzeń rozmaitych obiektów w odległej przeszłości. Praktycznie od momentu pojawienia się tej teorii badacze zastanawiali się, czy taką falę da się wyłapać, stojąc na Ziemi.
Einstein pozostawił po sobie wątpliwości, czy da się to w ogóle zrobić, oraz równania, które zaczęli rozwiązywać dopiero jego kontynuatorzy. Wśród nich był właśnie Andrzej Trautman – który już w 1958 roku, jako 24-latek, publikował poświęcone teorii względności – a w szczególności kwestii tego, jakie detektory byłyby w stanie wykryć fale grawitacyjne – prace. A dziś jest ostatnim żyjącym przedstawicielem tej generacji naukowców, którzy bezpośrednio po Einsteinie zajmowali się falami grawitacyjnymi.
Praktyczne, niemalże technologiczne, wyliczenia prof. Trautmana, dotyczące detektorów fal grawitacyjnych, stały się fundamentem, na którym zaczęło pracować kolejne pokolenie fizyków. Dzięki pracom z 1958 r. konsorcjum obserwatoriów LIGO i Virgo uwierzyło w ogóle w możliwość stworzenia takiego detektora.
Ostatecznie, po latach, udało się skonstruować podobne detektory i udowodnić istnienie fal grawitacyjnych. Okrzyknięto to odkrycie „nową erą w astronomii”. – Prace profesora Trautmana z lat 60. były przełomowe, bo przekonały środowisko, że fale grawitacyjne to prawdziwe obiekty, które niosą ze sobą energię, a nie fanaberia ogólnej teorii względności – kwituje prof. Tomasz Bulik, jeden z członków międzynarodowego zespołu, który pracował nad wykryciem fal grawitacyjnych. Członkowie zespołu otrzymali już rywalizującą z Noblami pod względem prestiżu Brakthrough Prize i, jak mają nadzieję, teraz czas na Trautmana.
Polak nie jest może faworytem w noblowskim wyścigu (o ironio, są nimi naukowcy, którzy skonstruowali detektory), ale jego nazwisko znają wszyscy w tej specyficznej „branży” i sekundują sędziwemu profesorowi. Komitet Noblowski potrafi pójść pod prąd wszelkich rankingów – więc być może i tym razem się tak stanie.
źródło: Onet.pl