
Reklama.
Podobno posłowie zajmą się projektem MEN w sprawie ocen moralności nauczycieli już w ciągu kilku najbliższych dni. To pewnie szybko pójdzie.
Ten pomysł jest kuriozalny, niestosowny i niepotrzebny. Z dwóch powodów – po pierwsze, ustawa wprowadzająca zawiera w sobie powielenie preambuły z Ustawy o systemie oświaty, gdzie mamy wyraźnie napisane, jakich zasad, norm i postaw oczekujemy od nauczyciela. Po drugie, Karta Nauczyciela sama w sobie jest zbiorem przede wszystkim obowiązków nauczycielskich – natomiast wprowadzanie kryteriów takich, jak moralność czy jej brak, prowadzi do prostego relatywizmu. To, co dla jednego dyrektora szkoły będzie moralne, dla innego takie być nie musi. No dodatek, każdy z tych punktów ma mieć wskaźnik wartościowania, udział w ocenie nauczyciela. Moim zdaniem, to poroniony pomysł.
To co może się okazać niemoralne?
Z punktu widzenia Związku, problemem może się okazać, np. udział w strajku nauczycieli. Można uznać, że jest to zachowanie niemoralne i może rzutować na ocenę mojej pracy, wysokość otrzymywanego wynagrodzenia, awans zawodowy.
Była taka historia z nauczycielkami sympatyzującymi z Czarnym Protestem...
Tak. To, że nauczycielki sfotografowały się w czarnych strojach, przez co wyraziły swoją sympatię wobec określonych postaw czy ruchów – również może być potraktowane jako niemoralne. O ironio, pozytywnie może zostać potraktowana postawa nauczyciela, który doniósł na owe nauczycielki. „Zachował się zgodnie z zasadami obowiązującymi w naszej szkole”. Jak o tym słucham, widzę, że nie ocieramy się o granice absurdu. Już dawno je przekroczyliśmy.
Nauczyciele na forach dyskusyjnych dyskutują, czy niemoralne prowadzenie się to również konkubinat. W końcu ludzie tak dziś żyją, zwłaszcza młodzi.
Owszem, to może być jedno z zasadniczych kryteriów oceny. Mamy 20 tysięcy szkół i placówek, będzie więc 20 tysięcy regulaminów. Na dodatek, każdy z punktów oceny będzie miał osobny wskaźnik wartości przy ocenie pracy – więc jeżeli uznamy, że nauczyciel żyjący w konkubinacie jest zagrożeniem dla moralności uczniów, a przecież ma on obowiązek kształtowania ich postaw – to może ostatecznie rzutować na jego bezpieczeństwo zawodowe, czy wysokość otrzymanego wynagrodzenia.
A jeżeli nauczyciel powie, że Powstanie Warszawskie było błędem? Albo że Polacy w czasie wojny współpracowali z Niemcami przy wyłapywaniu Żydów?
W pierwszym przypadku nie ingerowałbym w merytoryczne oceny zdarzeń. Każdy ma prawo do oceniania faktów. Z moralnością bym tego specjalnie nie łączył. Choć na pewno może to być istotne z punktu widzenia polityki historycznej, lansowanej przez taką czy inną ekipę.
W drugim przypadku można już dyskutować z punktu widzenia etyki. Pozostałbym przy stwierdzeniu, że w sytuacji, gdy takiego wątku nie ma w podstawie programowej, a nauczyciel o tym mówi, dyrektor może uznać, że nauczyciel nie realizuje podstawy programowej. Nauczyciel może więc zostać oskarżony o nieprzestrzeganie przepisów prawa oświatowego w zakresie poprawności merytorycznej prowadzonych zajęć. Dyrektor szkoły może uznać, że to błędna, szkodliwa dla dziecka interpretacja.
Bywa, że nauczyciele potrafią na lekcji zadeklarować jakieś poglądy czy sympatie polityczne. To moralne?
W ustawie czytamy, że na pracę nauczyciela poglądy polityczne i religijne nie mogą mieć wpływu. Podobnie fakt odmowy wykonania przez niego polecenia służbowego, gdzie taka odmowa wynika z uzasadnionego przekonania, że polecenie jest sprzeczne z dobrem ucznia czy dobrem publicznym. Innymi słowy i teoretycznie: jeżeli nauczyciel powie, że ma określone poglądy polityczne, to nie powinien być z tego powodu pociągany do odpowiedzialności. Gorzej jednak, gdy do – zdaniem dyrektora negatywnych – poglądów zaczniemy wyszukiwać innych dowodów niemoralności: konkubinatu, negowania faktów historycznych itp.
To co zrobić, żeby tej relatywizacji uniknąć?
Zaczynamy totalną wojnę światopoglądową, ideologiczną, chociaż w ustawie czytamy, że nikt nie ma prawa ingerować w mój światopogląd. Krótko mówiąc, rozporządzenie ministra edukacji narodowej w sprawie szczególnych kryteriów trybu dokonywania oceny pracy nauczyciela musi być głęboko przemyślane. Jeżeli już minister uważa, że te 41 kryteriów powinno się pojawić, to w zeszłym roku MEN powołało zespół ds. statusu zawodowego pracowników oświaty. Niech te kryteria zostaną opracowane przez ten zespół, niech będą jednolite dla całego kraju. Nie będziemy przynajmniej mówić, że coś jest moralne w Warszawie, a w Koziej Wólce – już nie.