Rząd będzie mógł odwołać przywileje podatkowe dla inwestorów jednym rozporządzeniem.
Rząd będzie mógł odwołać przywileje podatkowe dla inwestorów jednym rozporządzeniem. Fot. Cezary Aszkielowicz / Agencja Gazeta
Reklama.
Projekt wchodzi właśnie w fazę konsultacji społecznych, które mają potrwać trzy tygodnie. Pomysł zakłada rzecz jasna, że ulgi podatkowe mogą zostać przyznane w dowolnym miejscu w Polsce, dowolnemu inwestorowi. Kłopot w tym, że to, co rząd chce hojną ręką dać, może jedną arbitralną decyzją odebrać – w tekście ustawy znajduje się bowiem zapis, że rząd może na mocy rozporządzenia wstrzymać wydawanie decyzji o wsparciu w danym roku budżetowym, „mając na względzie ustaloną na dany rok, na podstawie ustawy budżetowej, kwotę dochodów oraz wydatków budżetu państwa i zaplanowany na dany rok deficyt budżetu państwa”.
Innymi słowy, gdyby się okazało, że w danym roku budżet się nie dopina, ulgi się skończą. Eksperci gubią się w domysłach, czy zapis nie jest próbą skłonienia inwestorów do większego pośpiechu – budżet wydaje się być w niezłej kondycji, więc kto się pospieszy, będzie dłużej korzystać z przywilejów. Z drugiej strony jednak, proces planowania inwestycji – zwłaszcza tych największych – bywa rozłożony na kilka lat. Jeżeli duża firma chce gdzieś ulokować fabrykę będzie oczekiwać od władz danego kraju gwarancji pewnych przywilejów: na tym opierała się rywalizacja Polski i jej sąsiadów np. o zakłady motoryzacyjne.
Co więcej, kto będzie reinwestować wciąż będzie mógł korzystać z ulg. I tu rodzi się kolejny problem – prawnicy i specjaliści sugerują, że przy reinwestycjach może dojść do wielu sporów o to, co nią rzeczywiście jest, a co będzie „reinwestowane” tylko po to, by dalej korzystać z przywilejów fiskalnych.
Do tego mają dojść kryteria rozmaitego rodzaju: ilościowe, związane z wysokością nakładów lub jakością. W gorzej rozwiniętych regionach będzie można zainwestować mniej – np. 15 mln złotych (dla porównania, żeby „załapać się” na ulgi w bogatym regionie, trzeba będzie wyłożyć minimum 100 mln zł). Premiowane będzie zatrudnianie wykwalifikowanych pracowników ponad tych niewykwalifikowanych.
Wątpliwości więc nie brakuje. Resort rozwoju jest jednak pewien swego: analitycy ministerstwa zakładają, że co prawda dochody budżetowe spadną o 7,5 miliarda złotych, ale to nic przy spodziewanych benefitach. Do 2027 r. inwestycje mają sięgnąć 117,2 mld zł, a dodatkowo ma przybyć niemal 160 tysięcy miejsc pracy.