Zespół pracujący nad Star Citizen.
Zespół pracujący nad Star Citizen. Fot. YouTube
Reklama.
Zacznijmy od początku. Star Citizen to gra, której fabuła została oszadzona w wirtualnym świecie Drogi Mlecznej. Gracze starają się o obywatelstwo United Empire of Earth – międzygalaktycznego państwa, które rządzi tym światem. W grze można walczyć, handlować i zapewne robić jeszcze sto innych rzeczy, bo wizja twórców została nakreślona z rozmachem.
I oto w pewnym sensie chodzi. Fundusze na grę zbierano poprzez portal Kickstarter. Pomysł spodobał się fanom, ilość zebranych pieniędzy dalece przekroczyła oczekiwania pomysłodawców. Zorganizowano więc kolejną zbiórkę, prezentując nowe opcje, jakie można włączyć do gry. Potem kolejną – i tak dalej. W sumie twórcy Star Citizen mogli zgarnąć z rynku około 150 mln dolarów na swój projekt. Co gorsza, chyba w tych obiecywanych szczegółach ugrzęźli.
Tonący brzytwy się chwyta – powiadają. Cóż, teraz wymyślili kolejną koncepcję: w grze można sobie kupić wirtualną działkę – za jak najbardziej realne pieniądze. W grę wchodzi 50 dolarów za 2 km kwadratowe wirtualnego gruntów. Teoretycznie na działkach można będzie budować kompleksy baz planetarnych. Pod tym względem Star Citizen wyprzedził całą konkurencję, gdyż takiej konstrukcji zarabiania nie stosowało chyba żadne studio. Pytanie, czy fanom gry przypadnie to do gustu.
źródło: conowego.pl